m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 402.72km
  • Teren 2.00km
  • Czas 16:45
  • VAVG 24.04km/h
  • VMAX 44.41km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

(Koło-)Konin-Szczecin

Niedziela, 3 sierpnia 2014 • dodano: 03.08.2014 | Komentarze 15

KOŁO-Konin-Golina-Słupca-Strzałkowo-Witkowo-Gniezno-Kiszkowo-Sławica-Oborniki Wielkopolskie-Czarnków-Wieleń-Drawsko-Drezdenko-Stare Kurowo-Zwierzyn-Strzelce Krajeńskie-Barlinek-Lipiany-Pyrzyce-Stare Czarnowo-Dobropole Gryfińskie-Kołowo-SZCZECIN(Podjuchy-Zdroje-Bukowe-Klęskowo-Kijewo-Klęskowo-BUKOWE)

MAPA

Dla odmiany od wcześniejszych ten wyjazd nie chodził za mną od dawna ;) Daniel (4gotten) w trakcie jazdy ze Sławna do Szczecina dwa tygodnie temu zaproponował, by wykorzystać ten weekend (2/3.08) na coś ekstra. Początkowo mowa była o przelocie (nocnym) Trójmiasto-Szczecin, ale po krótkiej dyskusji ustaliliśmy, że sensowniej będzie wykorzystać południowo-wschodni i południowy wiatr, i przejechać coś w zgodzie z jego kierunkiem. Coś "większego" oczywiście, niż rzeczone Trójmiasto. W końcu zaaprobowaliśmy wspólnie mój pomysł, by do Szczecina wrócić z dobrze skomunikowanego koleją Konina lub Koła. Ostatecznie wybór padł na to drugie miasto.

Po małych perturbacjach związanych z zajętością miejsc w pociągu SUKIENNICE ostatecznie decydujemy się na GAŁCZYŃSKIEGO, którym w towarzystwie licznych rowerzystów spokojnie dobijamy do zaplanowanego miejsca startu wycieczki.

W Kole tradycyjne przygotowanie rowerów i garmina do jazdy. W efekcie po około dziesięciominutowym postoju ruszamy przed siebie klucząc nieco po Kole z powodu licznych ulic jednokierunkowych.

Dalsza droga po pofałdowanej w tym rejonie DK92. Ruch mizerny, większy, o ile można to tak nazwać, w kierunku na wschód. Szybko łykamy kilometry i w końcu dobijamy do Konina, gdzie czekać ma na nas Arek (Wąskii), z którym Daniel prowadził intensywną korespondencję smsową w pociągu. Dopytywałem kolegi gdzie pojedzie dalej Arek. Z pewnym zdumieniem i podziwem konstatowałem, że będzie mu się chciało z Konina wracać z powrotem do Lubina, z którego pochodzi. A wszystko, by spotkać się z nami. Okazało się jednak, że Arek ma inne plany, którymi nas, a przynajmniej mnie, zadziwił. Z uśmiechem na ustach oznajmił, że pojedzie z nami tak daleko jak da radę, najlepiej do Szczecina, a w najgorszym razie zadzwoni po szwagra, by zabrał go gdzieś z drogi! :) Zrobiło to na mnie tak duże wrażenie, że natychmiast postanowiłem sobie zamówić duży zestaw z dodatkowym napojem, by ochłonąć. Na koniec potrzebna była jeszcze zimna woda na twarz, bo wciąż nie wierzyłem, że to co słyszę jest prawdą. Że ktoś może chcieć jechać z Lubina do Szczecina via Konin :D

Po zebraniu się ruszamy na zachód i systematycznie pokonujemy kolejne kilometry. Za miejscowością Golina mała niedogodność, albowiem zanika pobocze. Na szczęście ruch jest na tyle niewielki, że zbytnio to nie przeszkadza. Jednak trzeba się mieć na baczności. Wszak to obok autostrady jedyna sensowna droga łącząca Warszawę z Poznaniem. Za Goliną Słupca, przez której centrum nieco kluczymy - lepsze to, moim zdaniem, niż zostawienie miasta za sobą poprzez przejazd obwodnicą. A za Słupcą jedna z dwóch przejechanych gmin - Strzałkowo (drugą jest Wieleń), którym można wręczyć nagrodę za najbardziej lekceważące podejście do rowerzystów. Na drodze pojawia się zakaz ruchu rowerów, a w zamian dostajemy biegnący, po lewej stronie, ciąg pieszo rowerowy z polbruku. Na samym końcu Strzałkowa ciąg pojawia się wprawdzie po prawej stronie, ale dostępu broni bardzo wysoki krawężnik. Jeżeli już się go pokona trzeba po 50 metrach zjechać z tego czegoś i przejechać na stronę lewą. Komedia.

Na szczęście szybko opuszczamy tę wyjątkowo niegościnną gminę i zmierzamy DW260 w kierunku Gniezna. Tutaj mam problemy z ułożeniem się na siodełku i z wytęsknieniem odliczam kilometry do Witkowa, gdzie proponuję postój przy sklepie. W końcu tam docieramy, ja poprawiam odzież, a przy okazji robimy sporych rozmiarów zakupy płynne. To, poza stacjami w Obornikach i Czarnkowie jedyne miejsce, gdzie udało się uzupełnić zapasy wody i coś dodatkowo wypić po zmroku. Wzmiankowany zmrok łapie nas kawałek za Witkowem, do Gniezna wpadamy już po ciemku. Tutaj postanawiam nie skorzystać ze śladu, który wcześniej wprowadziłem do garmina, tylko nawiguję po punktach, dzięki czemu zaliczamy kryterium uliczne, podobno katedrę widzieliśmy trzy razy, ale pewności nie mam czy nie było to cztery razy:) Jednak jest nagroda, sympatyczna fotografka z Gdańska robi nam mini sesję zdjęciową w okolicy katedry.

Po korekcie trasy udaje się z Gniezna wydostać i teraz już prujemy przez noc, dobrymi jakościowo asfaltami w towarzystwie mocnych świateł naszych rowerów, chociaż akurat moja pava wypadała na tle lamp kompanów nad wyraz słabo.

W Kiszkowie podczas naszego przejazdu przygnębiająco wyje syrena. Oho, powiada 4gotten, pożar na wyjeździe. Tym sposobem zostajemy zaznajomieni z systemem alarmowania OSP i teraz już wiem, że jednokrotna syrena znaczy "ćwiczenia", a dwukrotna "pożar na miejscu"-dopytać czy oznacza to, że pali się remiza nie miałem odwagi. ;)

Potem postój za Sławicą, na drodze biegnącej ze Skoków do Poznania przez Murowaną Goślinę. Gdzieś tutaj mija północ. Kolejne zatrzymanie, ku, jak się później okazało, rozpaczy Daniela na cepeenie w Obornikach. Gdybyśmy byli mądrzejsi nie bralibyśmy z Arkiem po hot dogu. To najprawdopodobniej one były przyczyną gorszego samopoczucia, a w przypadku Arka nawet, że tak to elegancko określę, torsji. Za to kawa była pierwszorzędna, przy okazji biorę też redbulla, choć zazwyczaj nie korzystam z tego typu wynalazków. Ratuje mnie on jednak kilkadzesiąt kilometrów dalej, gdy świta w Drawskim Młynie.

Odcinek Obroniki-Czarnków dla mnie najgorszy. Jestem w stanie strawić etapy między miastami na poziomie 10-25 km, ale wszystko powyżej 30 km działa na mnie dołująco. Z Obornik do Czarnkowa jest aż 40 i żadnej większej miejscowości po drodze. Jedziemy bardzo szybko, na szczęście odcinek ten zleciał jak z bicza strzelił. Wieńczy go szalony zjazd ku rondu w centrum tego miasta. Kierujemy się nań w lewo, docierając na kolejny orlen, o czym już wspominałem. Tutaj raczymy się cocacolą, która zawsze w takich sytuacjach stawia na nogi. Po kilkunastu minutach odpoczynku jedziemy dalej. Na Drezdenko. I tu wyrasta przed nami znak "Drezdenko 57"! :/ Wprawdzie po chwili jest kolejny, na  którym odległość spada do 51 (mimo przejechania najwyżej 2 km) to jednak odległość poraża:) Wytchnieniem jest odległy o dwadzieścia kilka kilometrów Wieleń. Byłem przekonany, że droga będzie prowadziła doliną Noteci, jednak została wytyczona "górą", jedziemy wprawdzie wzdłuż rzeki, ale jej nie widzimy.

Wieleń mijamy na pełnej prędkości, a kawałek dalej, w Drawskim Młynie pierwszy postój "za jasnego". Gasimy oświetlenie przednie i dalej żwawo mkniemy do Drezdenka, przez które przejeżdżamy jakimiś bocznymi ulicami.

Za miastem, przy skrzyżowaniu z DW160 na Choszczno stajemy na przystanku. Po pierwsze, by odpocząć po bruku na wyjeździe z Drezdenka, a po drugie by coś zjeść. Tutaj Arek zalega na płytach chodnikowych, przyjmując taką pozycję, że zdecydowanie bardziej pasowałby mu włożony w ręce różaniec, a nie kabanos, którego dumnie, acz nieptrzytomnie dzierży. :)

Po chwili relaksu zasuwamy wzdłuż Noteci i, przy okazji, linii kolejowej Krzyż-Gorzów WIelkopolski-Kostrzyn. Obserwujemy woodstockowe składy, z prawdziwymi lokomotywami, których na co dzień już tu nie uświadczysz, bo królują plastikowe szynobusy. Szybko lecą kolejne miejscowości, Nowe i Stare Kurowo i w końcu wpadamy do Zwierzyna, który jest mi już znany z przejazdu do Wrocławia w czerwcu. Od teraz będę jechał po "starych śmiechach". Ma to też swoje minusy, bo znana droga dłuży się. Najpierw długim, niezbyt stromym, acz mozolnym podjazdem do Strzelec. Potem długimi odcinkami leśnymi do Barlinka. Tutaj małe wytchnienei na orlenie, w tym śniadanie z chemicznymi ciabattami w roli głównej. Posiłek wieńczą jednak nie ostatnie tego dnia lody :)

Po dłuższym postoju (by nabrać sił na koszmarnie stromy wyjazd z miasta) zmierzamy do Lipian. Mimo, że jeszcze nie ma 10 jedziemy w straszliwej spiekocie. Termometry pokazują wartości powyżej 30 `C. Ratuje nas polewanie się wodą z bidonów i butelek-ależ to daje wytchnienie! :)

W Lipianach kolejny krótki postój przy Biedrze, a potem już z mocnym wiatrem w plecy rozpędzamy się tak, że wyhamowuje nas dopiero zmodernizowana stacja paliw w Starym Czarnowie. Na stacji pracują dwie przesympatyczne niewiasty, z którymi rozmowa nam się klei. Proponują, byśmy nigdzie nie jechali tylko korzystali z komfortowego, klimatyzowanego wnętrza ich miejsca pracy. My jednak jesteśmy bezlitośni dla Pań i dla siebie, bo ruszamy w skwarze do Dobropola Gryfińskiego, pokonać wieńczący nasz trud podjazd w Puszczy Bukowej. Chłopaki są tutaj pierwszy raz - przejeżdżamy cały asfalt biegnący grzbietem i zjeżdżamy aż na Smoczej w Podjuchach, skąd przez Zdroje kierujemy się pod mój dom. Głównie po to, by pokazać Wąskiemu, gdzie ma wrócić po zakończeniu pętlowania. Ja również jadę z nim, ale robię tylko jedno kółko, Arek potrzebuje aż trzech, a i to okazuje się za mało i musi kręcić po uliczkach os. Nad Rudzianką - cel jest nie bylejaki, przekroczenie 600 km! Ja natomiast zadowalam się życiówką, osiągając 402, 72 km. Zaś Daniel dociera do Stargardu przez Kołbacz, przekraczając znacznie 430 km.

Podsumowując - dzięki za wspólną jazdę. Pokonywanie tak długiego dystansu w dobrze dobranym, motywującym się wzajemnie towarzystwie to coś wspaniałego. Do następnego razu! :P

Zdjęcia (jak to bywa na takich trasach - z telefonu):

1) Przewóz rowerów w TLK GAŁCZYŃSKI.


2) PKP Koło, Daniel przygotowuje rumaka, ja się obijam, by potem robić to w tempie przyspieszonym, godz. 16.22


3) Wieczerzamy w Koninie ;) Wąski właśnie objawił swój plan, godz. 18.07


4) Postój w Obornikach Wielkopolskich, godz. 00.55


5) Świt w Drawskim Młynie, godz. 05.13


6) Wąski, nieco niewyraźny, "ma relaks". W dłoniach - kabanos drobiowy, godz. 06.33


7) Śniadamy w jednym z barlineckich parków, godz. 09.13


8) Szczęśliwi, każdy na swój sposób, godz. 13.35




Komentarze
dornfeld
| 00:13 środa, 6 sierpnia 2014 | linkuj Jestem pod wrażeniem.
michuss
| 18:46 wtorek, 5 sierpnia 2014 | linkuj rammzes: dzięki ;)

Waskii: jest co planować. Fajnie, żeś się zdecydował na jazdę z nami.
Waskii
| 15:14 wtorek, 5 sierpnia 2014 | linkuj @rammzes - niby przyznał się do kryzysu pod moją relacją ale ja nic takiego nie zauważyłem
@michuss - dzięki za przygarnięcie do drużyny na te parę km - miło się razem kręciło i tak jak już rozmawialiśmy fajnie będzie kiedyś jeszcze razem zwiedzić kawałek naszego kraju w trochę zimniejszej scenerii. Może zimową porą jakich wypad dla twardzieli :P ...
Pomysłów mam bez liku tylko z realizacją gorzej :D
rammzes
| 11:20 wtorek, 5 sierpnia 2014 | linkuj Brawo, brawo. Gratulacje. Zadnego kryzysu ni nic..
michuss
| 16:23 poniedziałek, 4 sierpnia 2014 | linkuj eranis, dzięki za miłe słowa! Cieszę się, że relacja przypadła Ci do gustu. Przyznam, że radość jest podwójna, ponieważ komplementy płyną od czołowej użytkowniczki BS z niebagatelnymi osiągnięciami. ;) Pozdrawiam!
michuss
| 12:05 poniedziałek, 4 sierpnia 2014 | linkuj Tunia - zaczęliśmy około 16.30 (pociąg planowo powinien być o 15.55, ale miał około pół godziny spóźnienia).

Trendix - potwierdzam ;)

Marek - tak, już druga. Dzięki! ;)

roolez - cegły :P

yurek55, strus - dzięki! :)
strus
| 12:01 poniedziałek, 4 sierpnia 2014 | linkuj Tylko gratulować
yurek55
| 07:58 poniedziałek, 4 sierpnia 2014 | linkuj Gratuluję dystansu i relacji
roolez
| 05:24 poniedziałek, 4 sierpnia 2014 | linkuj No, "pojechaliście"!
Ale co wieźliście w tych sakwach?! ;)
Trendix
| 21:53 niedziela, 3 sierpnia 2014 | linkuj powtórzę się :) Wariat :D
tunislawa
| 21:53 niedziela, 3 sierpnia 2014 | linkuj jesteście niesamowici! czytając coś mi sie nie zgadzało z tym Witkowem ...ale jak zobaczyłąm mape to już wiem ! :) jeszcze powiedz od której do której pedałowaliście ? tak jak pod zdjęciami ?
michuss
| 20:03 niedziela, 3 sierpnia 2014 | linkuj Epopeja? "Pan Tadeusz Wołodyjowski" powiadasz? ;)

Starałem się to spamiętać, bo wiesz jak to jest - za kilka miesięcy czy lat będą to smaczki charakterystyczne dla całej wyprawy.
4gotten
| 19:58 niedziela, 3 sierpnia 2014 | linkuj To się nazywa relacja. Moja się chowa. To tak jakby przyrównać nowelkę do epopei narodowej ;-) NIe byłbym w stanie spamiętać tych wszystkich szczegółów.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!