m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:806.71 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:34:10
Średnia prędkość:23.61 km/h
Maksymalna prędkość:53.34 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:80.67 km i 3h 25m
Więcej statystyk
  • DST 107.93km
  • Czas 04:41
  • VAVG 23.05km/h
  • VMAX 53.34km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pełczyce

Niedziela, 28 sierpnia 2011 • dodano: 28.08.2011 | Komentarze 9

STARGARD-Giżynek-Golczewo-cargotec-Warnice-Reńsko-Obryta-Lubiatowo-Kluki-Przelewice-Płońsko-Warszyn-Pełczyce-Dolice-Rzeplino-Krępcewo-Witkowo-STARGARD



Po wczorajszym wypadzie w ulewie dzisiaj stanąłem przed problemem w czym jechać, a konkretniej jakie buty założyć na nogi (trampki wczoraj doszczętnie przemoczyłem, a na rowerowe buty oczekuję, mają przyjść lada dzień). Pojechałbym w sandałach, ale te niedawno, po dwuletnim okresie intensywnego użytkowania najzwyczajniej w świecie się rozpadły... Postanawiam więc rano, zaraz po śniadaniu załadować się w mojego „jarka” i przywieźć sobie nowe sandały ze Szczecina:) Efekt jest taki, że tuż po południu pedałuję już żwawo w kierunku kluczewskich pasów startowych.

Już podczas podróży samochodem zwróciłem uwagę, że mocno wieje. Jak się potem okazało z południowego zachodu, więc postanowiłem tradycyjnie wystartować naprzeciw wietrzysku.

Było parę momentów szczególnie „mocnych”-okolice Cargotecu i droga Warnice-Reńsko. Przez pasy startowe opracowałem sobie metodę przejazdu-jeśli wieje z południowego wschodu lub zachodu wybieram wschodni lub zachodni pas startowy-pomiędzy nimi rośnie wysoka kukurydza i można sobie to tak wycyrklować, że wiatru praktycznie się nie odczuwa.

Stary Przylep © michuss


W Lubiatowie chciałem zrobić powtórkę sprzed dwóch tygodni i kupić coś zimnego do picia, ale najwyraźniej w ramach oszczędności lodówka została wyłączona. Zakupy robię później, w Przelewicach, a tutaj posilam się jedynie mlekiem z tubki, o którym sobie przypomniałem dzięki zeszłotygodniowej wyprawie do DPK (Sargath miał to ze sobą).

Do Przelewic jadę świetną asfaltówką przez Oćwiekę i Kluki do Kosina.

Droga do Kluk © michuss


Dalej dość ruchliwą drogą biegnącą w kierunku Barlinka. W Przelewicach, oprócz wspomnianych wcześniej zakupów, zatrzymuję się również przy zabytkowym dworze, który znajduje się już w obrębie słynnego ogrodu dendrologicznego-wszystkim, którzy nie byli w tym miejscu polecam. Bilet jest co prawda dość drogi (w zeszłym roku kosztował 10 zł, nie wiem jak w tym), ale warto wydać te pieniądze i spędzić tam nawet kilka godzin (park jest dość rozległy).

Plan zespołu pałacowego w Przelewicach © michuss


Początkowo chciałem jechać do Barlinka, ale zmieniam plany i skręcam za drogowskazem „Pełczyce”. Zaraz za Przelewicami mijam tablicę mówiącą, że do tego miasta mam 19 km.

Widok z Przelewic w kierunku Kłodzina © michuss


Po chwili długim zjazdem docieram do Kłodzina. Następnie Rosiny (typowa zachodniopomorska okalnica, z tym, że ruch samochodów prowadzony jest jednokierunkowo po jednej i drugiej stronie centralnego placu-to dość rzadkie), a chwilę później wpadam do Płońska.

Aleja w Płońsku © michuss


Główne skrzyżowanie Płońska © michuss


Tutaj zaintrygowały mnie ruiny kościoła-niestety mam ze sobą tylko stałą „pięćdziesiątkę”, więc zdjęcia są jakie są.

Ruiny kościoła w Płońsku © michuss


Wieża zrujnowanego kościoła w Płońsku © michuss


Ciężko było to sensownie złapać, ale ruina robi duże wrażenie. Poszukiwania śladów po linii i stacji kolejowej linii Pyrzyce-Płońsko zostawiam sobie na kiedy indziej, z pewnością jeszcze tu wrócę. Zjazd w kierunku Pełczyc poprowadzony jest w głębokim jarze, tuż za nim jest krzyżówka (prosto-Ukiernica, czyli wieś na wojewódzkiej drodze z Pyrzyc do Dolic; w prawo-Pełczyce).

Skrzyżowanie za Płońskiem © michuss


Teraz droga wąska droga wije się przez dość gęsty las, opadając w dolinę przepływającej tędy Płoni.

Most na Płoni pod Warszynem © michuss


Tuż za mostem rozpoczyna się oczywiście podjazd, którym docieram do Warszyna. Przez moment chciałem skręcić w lewo do Brzeziny, ale potem stwierdzam, że skoro jestem tak blisko Pełczyc to wypadało by tam podjechać. Tak też czynię:) Wyjazd z Warszyna do krzyżówki, na której spotykają się drogi do Choszczna, Pełczyc, Dolic i ta „moja” nieźle wspina się pod górę. Wrażenie potęgują dość strome zbocza po obu stronach drogi. Coś jak DPK? Może nie tak bardzo, ale wyczuwa się zmianę krajobrazu tak płaskiego do tej pory.

W Pełczycach sklepostop, zdjęcia.

Główna ulica Pełczyc © michuss


Rynek Bursztynowy w Pełczycach © michuss


Podczas powrotu, po pokonaniu wzniesienia za Pełczycami przede mną roztacza się rozległa panorama. Po prawej w oddali majaczy... Nie, to chyba niemożliwe, do Choszczna aż 20 km... Robię zdjęcie i jednak Choszczno! Charakterystyczna sylweta tamtejszego kościoła widoczna jest aż stąd!

Panorama za Pełczycami, w oddali widoczne Choszczno © michuss


Wracam do krzyżówki, którą opisałem powyżej, z tym, że tym razem udaję się w kierunku Dolic. I muszę napisać, że ta droga przypadła mi bardzo do gustu-dość wąska, ruch niewielki i ciekawe widoki.

Pełczyce-Dolice © michuss


Droga Pełczyce-Dolice © michuss


Trasa mija mi szybko, nawet się nie spostrzegam jak na horyzoncie majaczy już wieża dolickiego kościoła.

Wjazd do Dolic od Pełczyc © michuss


Z Dolic wydostaję się drogą na Bralęcin-pojechałbym przez Kolin, ale tam podobno jakiś remont mostu. To kolejna interesująca asfaltówka pod Dolicami-teraz co prawda jest tam spory ruch w związku z objazdem, ale zazwyczaj prawie nikt z niej nie korzysta. Szczególnie korzystnie prezentuje się jesienią. Do samego Bralęcina nie zajeżdżam, tylko skracam sobie drogę przez pola w kierunku Rzeplina.

W oddali Rzeplino i wiatraki w Świętem © michuss


Podczas fotostopów odczuwam niezwykle silne podmuchy wiatru (od Przelewic jadę w bluzie, bo na krótki rękawek trochę za zimno), potem trochę daje mi się we znaki podczas pokonywania dziurawego odcinka Rzeplino-Witkowo.

Za Krępcewem uwieczniam dowód na czyjś brak sympatii do mieszkańców Strzebielewa;)

Ktoś nie lubi Strzebielewa... ;) © michuss


Gdy już się szykuję do odjazdu dostrzegam coś, co dotąd nie przykuło mojej uwagi, mimo że tę drogę pokonywałem kilkukrotnie-otóż w otoczeniu drzew stoi tu sobie najspokojniej w świecie... krzyż pokutny. Do tej pory wiedziałem o dwóch-w Stargardzie Szczecińskim i Trzebiatowie, a tu proszę:)

Krzyż pokutny pod Krępcewem © michuss


Moje narzędzie "pracy" ;) © michuss


Od Witkowa II do Witkowa I pokonuję nową, asfaltową ścieżkę rowerową. Podczas zjazdu ma tu miejsce zdarzenie, które chyba zmieni moje podejście do niesfornych rowerzystów. Z naprzeciwka, pod górę i wiatr całą szerokością drogi napierają dwie starsze panie na wigrakach. Już jestem wnerwiony, by nie użyć mocniejszego słowa, bo nie wiem jak się koło nich zmieszczę, ale w porę mnie dostrzegają i jedna z nich robi dramatyczny skręt w prawo, mało nie spadając z wysokiej skarpy. Przerażenie, które dostrzegłem w jej oczach sprawiło, że całkiem „zmiękła mi rura”, wręcz zrobiło mi się żal tej starszej pani, która po prostu chciała się przejechać rowerem...

Ten epizod wieńczy mój wyjazd. Przez Stargard przejeżdżam bez żadnych perturbacji i wartych opisania zdarzeń;)
Kategoria wycieczka


  • DST 26.97km
  • Czas 01:05
  • VAVG 24.90km/h
  • VMAX 34.39km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kobylanka na mokro

Sobota, 27 sierpnia 2011 • dodano: 27.08.2011 | Komentarze 1

STARGARD-Zieleniewo-Morzyczyn-Kobylanka i z powrotem

Wychodziłem dzisiaj z domu dwa razy-pierwszy, gdy chciałem córeczkę wziąć na spacer i 30 minut później byłem ponownie w domu z powodu uciążliwego deszczu, a drugi-wieczorem, na rower (w sumie dwukrotnie, bo po przejechaniu 1,5 km musiałem się cofnąć po jakiś dokument, bo nic przy sobie nie miałem).

Już przed Lipnikiem dopadają mnie pierwsze krople deszczu. Do Morzyczyna pada na tyle słabo, że nie widzę sensu w zawracaniu, bo odcinek do Kobylanki poprowadzony w gęstej alei drzew powinien zapewnić w miarę suchy przejazd. Niestety, w momencie gdy dojechałem do wyżej wzmiankowanej jest już "regularna" ulewa i żadne drzewa nie są w stanie osłonić przed deszczem. W związku z tym dojeżdżam do Kobylanki, zawracam i doszczętnie przemoczony wracam do domu-wziąłem dzisiaj cywilne ciuchy, więc po nasiąknięciu wodą wiozłem ze sobą pewnie dodatkowy kilogram albo i więcej. Pod znakiem zapytania stawia to moje jutrzejsze plany jakiegoś dalszego wyjazdu, bo o ile "dresy" i polar nie stanowią problemu (jadę w ciuchach rowerowych), o tyle trampki, w których jeżdżę do czasu dostawy butów rowerowych nadają się do wyżymania...
Kategoria wycieczka


  • DST 182.22km
  • Czas 08:21
  • VAVG 21.82km/h
  • VMAX 46.17km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Drawski Park Krajobrazowy

Niedziela, 21 sierpnia 2011 • dodano: 22.08.2011 | Komentarze 26

STARGARD-PKP-CZAPLINEK-Stare Drawsko-Prosinko-Dolina Pięciu Jezior-Milice-Ogartówko-Połczyńska-Połczyn Zdrój-Plebanówka-Kłokowo-Wola Góra (219 m n.p.m.)-Czarnkowie-Bolegorzyn-Nowe Worowo-Stare Worowo-Złocieniec-Rzęśnica-Drawsko Pomorskie-Ginawa-Storkowo-Ińsko-Linówko-Długie-Lutkowo-Kępno-Sulino-Barzkowice-Pęzino-Ulikowo-Strachocin-STARGARD



Pomysł na kierunek wyprawy zrodził się w głowie Shrinka-podzielił się nim ze mną w piątkowy wieczór poprzez gg. Jednak sposób realizacji wycieczki to moja „zasługa”, bowiem po początkowych wahaniach czy do Czaplinka jechać samochodem, czy też na rowerach wymyśliłem pociąg PKP, a konkretniej Przewozów Regionalnych:) Szybki rzut oka w rozkład, w niedzielę pociąg do Szczecinka przez Czaplinek wyjeżdża ze Stargardu tuż po 9 (ze Szczecina około 8.20), zapewniając dojazd do południowych „bram” Drawskiego Parku Krajobrazowego na 10.40. Trochę późno, ale z braku laku...

W niedzielę, zgodnie z umową, Shrink dojechał samochodem z Nowogardu do mnie, do Stargardu, byśmy o 8.30 mogli już cieszyć się wspólną jazdą na dworzec kolejowy. Pociąg przyjechał punktualnie co do minuty, a we wnętrzu, wśród nielicznych pasażerów rozpoznaliśmy (a właściwie Shrink rozpoznał, bo ja nie miałem do tej pory poznać osobiście) Sargatha. Rowery zostały umieszczone tam gdzie ich miejsce, sympatyczna konduktorka z wyraźną zazdrością spoglądała na nasze sprzęty i ubiór-niestety, nie była przewidziana jako członek naszego teamu i w Czaplinku, gdzie opuściliśmy nowoczesny szynobus, pojechała dalej.

Pociąg regio ze Szczecina do Szczecinka © michuss


Na peronie w Czaplinku © michuss


Zaraz przed dworcem zostajemy pozytywnie zaskoczeni-na drzewie zauważamy znak szlaku rowerowego (czerwony). Tutaj napiszę coś, czego już mi się nie będzie chciało później nieustannie powtarzać-oznakowanie szlaków w Drawskim Parku Krajobrazowym to rewelacja! Podczas tych kilkudziesięciu km w parku jeden, jedyny raz przeoczyliśmy znak i skręciliśmy nie tak jak należy-ktoś może powiedzieć, że to o jeden raz za dużo. Ja jednak uważam, że przy takiej komplikacji tras jak tam jest to rewelacyjny wynik. Znaki namalowane są bardzo często i rzeczywiście-żeby się zgubić trzeba się postarać (tak jak my ten jeden, jedyny raz;) ).

Spod dworca dość szybkim tempem zmierzamy do centrum Czaplinka, przejeżdżamy przez charakterystyczne, jajowate rondo (ja robię to drugi raz w tym roku) i zmierzamy nad brzeg Jeziora Drawsko. Tutaj robimy sobie sesję z żaglówkami na drewnianym pomostku. Będzie to nasz ostatni „kontakt” z tym jeziorem podczas całego dnia.

Nad Drawskiem w Czaplinku-przed nami jeszcze 175 km do celu © michuss


Znad jeziora, wzdłuż jego brzegu kontynuujemy podróż niebieskim szlakiem „Dolina Pięciu Jezior”. Mijamy kolejne ośrodki wypoczynkowe, by przy jednym z nich ostro skręcić i skierować się na wschód. Ten manewr sprawia, że po kilkuset metrach asfaltu docieramy do ruchliwej drogi Czaplinek-Połczyn. Na szczęście ten fragment jest dość krótki i po kilku minutach kręcenia cieszymy się widokiem ruin zamku Drahim w miejscowści Stare Drawsko (czyli jakby powiedzieli nasi bracia zza Odry-Alt Draheim, co przy okazji tłumaczy nazwę zamczyska). Tutaj Shrink decyduje się na objazd ruin dookoła, Sargath coś majdruje przy rowerze na brzegu jeziora, ja zaś podziwiam piękne okoliczności przyrody stojąc w miejscu;)

Shrink z rumakiem pod murami zamku Drahim © michuss


Sargath nad jeziorem Żerdno w Starym Drawsku © michuss


Ze Starego Drawska niewielkim podjazdem kierujemy się na północ, jednak zaraz za granicą miejscowości skręcamy za niebieskimi znakami w prawo, w kierunku miejscowości Kuźnica Drawska. Tutaj zaczynają się zapierające dech w piersiach plenery. Już sama droga jest niezwykła-wąskie pasmo asfaltu poprzez łąki i lasy. Po jednej i drugiej stronie drogi pagórki, i to dość wysokie. Pogoda jest wspaniała-czego więcej chcieć? Oczywiście-zdjęć! Co chwila robimy postoje, żeby uwiecznić to co widzimy.

W Kuźnicy Drawskiej © michuss


Gdzieś koło Prosinka-na niebieskim szlaku rowerowym © michuss


Kolejno mijamy wsie Prosinko i Prosino-sprawiają wrażenie jakby wyjętych sprzed trzydziestu lat: nawierzchnie ulic brukowane, stare, ceglane domostwa. Bajka:)

Droga Prosinko - Prosino © michuss


Prosino-śródziemnomorskie klimaty © michuss


Po minięciu Prosina wjeżdżamy na dość wysokie wzgórze, z którego można podziwiać panoramę okolicy. Nie jest to jednak Spyczna Góra, której nie odwiedziliśmy, ale niechybnie ten błąd zostanie prędzej czy później naprawiony. Po krótkiej sesji zdjęciowej ruszamy dalej i po chwili dojeżdżamy do asfaltówki. Wjeżdżamy nań skręcając w lewo, a po kilkuset metrach docieramy do opisywanej już, ruchliwej w sezonie drogi Czaplinek-Połczyn (i dalej Kołobrzeg). Pokonujemy nią kilka kilometrów, mijając przy okazji dwa z pięciu jezior tworzących Dolinę Pięciu Jezior;) Przy skrzyżowaniu na Czarnkowie zostaje podjęta spontaniczna decyzja, która ukształtuje plany na resztę dnia-decydujemy się tu skręcić na wschód, tym samym opuszczając ruchliwy trakt, a zarazem forsownym podjazdem docierając na grzbiet jednego ze wzgórz okalających Dolinę. Wspinaczka wycisnęła z nas siódme poty, bo na krótkim fragmencie nabraliśmy sporej wysokości. Teraz zaczyna się kwintesencja tych okolic (nie bez kozery nazywanych Szwajcarią Połczyńską). Droga w lesie wije się to w górę, to w dół, wszystko urozmaicone zakrętami. Nawierzchnia-miejscami płyty, poza tym głównie szutry, a nawet zielsko na pewnym fragmencie. Tutaj chłopaki mogą w pełni cieszyć się potężnymi oponami-ja zaś jadę trochę zachowawczo, by uniknąć efektownej gleby, która mogłaby przekreślić dalsze plany;)

Shrink pokonuje zjazd w rezerwacie Dolina Pięciu Jezior © michuss


Sargath pędzi w dół-Dolina Pięciu Jezior © michuss


Fotostop gdzieś w Dolinie Pięciu Jezior © michuss


Po kilku km takiego kręcenia opuszczamy las i mijamy pojedyncze zabudowania gospodarskie rozlokowane wśród pól-to osada Milice. Przy jednym z nich droga malowniczo wije się przy brzegu małego oczka wodnego-oczywiście nie uchodzi to naszej uwadze, a całość zostaje uwieczniona na trzech kartach pamięci;)

Milice © michuss


Dalszy etap to świetny, długi zjazd równą, asfaltową drogą prosto do Połczyna Zdroju przez Ogartówko i Połczyńską. W samym mieście zatrzymujemy się w markecie, o którym ktoś śpiewał, że jest „mój ulubiony”;) Potem zaliczamy rundę oglądając stare budynki browaru, ucząc miejscowych kierowców jak nie powinno się parkować samochodów, rzucając okiem na wiekowe sanatoria, by wreszcie wylądować w słynnym parku zdrojowym. Tutaj ma miejsce dość zabawna sytuacja-ktoś postanowił umilić kuracjuszom spacery i rekreację w parku i puścił na cały regulator z gigantycznych głośników piosenki zespołu Scorpions. Kiedy przekraczamy bramę mówię żartobliwie do Shrinka: „E, no chyba skorpionsi przyjechali do Połczyna”, na co jakiś facet stojący z boku dopowiada: „Taa... Już od tygodnia koncertują”;)

W samym parku zatrzymujemy się przy pijalni wód, przy okazji obserwując partię szachów, którą dwaj panowie rozgrywają sobie na potężnej szachownicy, z figurami wielkości przerośniętego dziecka.

Szachownica w parku zdrojowym w Połczynie © michuss


Delektując się wodą opuszczamy to ciekawe miejsce bardzo fajną, brukowaną drogą, która doprowadza nas w głąb parku, a jednocześnie stanowi czerwony szlak rowerowy „Szwajcaria Połczyńska”, który będzie naszym towarzyszem na kilka najbliższych kilometrów.

Sargath w parku zdrojowym w Połczynie © michuss


Klucząc pomiędzy jakimiś budynkami i ogródkami działkowymi zostajemy doprowadzeni do ścieżki rowerowej poprowadzonej szlakiem zwiniętych torów na trasie Połczyn Zdrój-Złocieniec. Droga ma nawierzchnię asfaltową i robi niesamowite wrażenie-dla osób nielubiących ostrych podjazdów jest to nie lada gratka. Po kilkuset metrach przychodzi nam jednak zboczyć w las, w lewo (za czerwonymi znakami). W międzyczasie Sargath wypatruje interesujące miejsce położone na uboczu szlaku, dzięki czemu po chwili podziwiamy niesamowite, głębokie jary. Następnie kierujemy się czerwonym szlakiem, ciesząc się zbliżającym się etapem, a mianowicie punktem widokowym na Wolej Górze. Czas mija nam na interesujących rozmowach na tematy wszelakie, skutkiem czego mylimy drogę i wjeżdżamy najpierw na jedno, a potem na drugie podwórko (w tym drugim przypadku początkowo zostajemy przywitani swojskim „wypierdalać!”, by po chwili w miłej atmosferze zaczerpnąć z przebogatej skarbnicy wiedzy, jaką jest jedna z mieszkanek tej czarownej posesji, udzielająca nam wskazówek, trafnych zresztą, jak jechać dalej).

Chwilę później pedałujemy drogą Połczyn-Złocieniec, mijając charakterystyczną wieżę, bliźniaczą do tej spod Dobrej (Nowogardzkiej). Mijamy ją, a kilkaset metrów dalej skręcamy zgodnie z drogowskazem „Nowe Worowo 8”. Zaraz za skrętem mijamy brygadę składającą się z dwóch osób, które na drzewach malują znaki szlaków. Trzy minuty później delektujemy się linią brzegową jeziora Kłokowskiego. To znaczy, prawdę powiedziawszy, chłopaki się delektują wyszukując zmyślne kadry, a ja studiuję mapę, co trochę mnie, że tak powiem, frasuje. Zdaje sobie bowiem w tym momencie sprawę, że do Stargardu to dojedziemy już po ciemku-czarny scenariusz, który maluje mi się w głowie mówi, że będziemy około północy na miejscu. Po chwili odrzucam te myśli również oddając się urokom fotografii w plenerze.

Jezioro Kłokowskie © michuss


Za Kłokowem znaki nakazują nam skręt w lewo, tym samym opuszczamy po raz kolejny asfalt na rzecz wspaniałej, leśnej szutrówki. Tym duktem pokonujemy kilka kilometrów i docieramy na szczyt Wolej Góry (219 m n.p.m.). Tutaj znajduje się chyba największa atrakcja dzisiejszej eskapady-jest to wieża ochrony przeciwpożarowej, która jednocześnie stanowi punkt widokowy udostępniony dla chętnych!

Podjazd na Wolą Górę © michuss


Wieża widokowa na Wolej Górze-na dole rowery © michuss


Ze względów bezpieczeństwa na górę ruszają Shrink i Sargath, a ja zostaję przy rowerach, by kilkanaście minut później zamienić się ze Shrinkiem. Widoki są niesamowite, zapierają dech w piersiach. Dość powiedzieć, że według tablicy informacyjnej ustawionej u podnóża tej wieży można stąd dojrzeć nawet Koszalin! Potem zresztą stanie się to tematem żartów-ja pytam Sargatha czy uwiecznił jeden z koszalińskich pomników, które było „widać” z wieży, na co uzyskuję odpowiedź, że zdecydował się na makro biedronki, która spacerowała po tablicy informacyjnej przyczepionej do wyżej wzmiankowanego;)

Widok z Wolej Góry na wschód © michuss


Shrink rowerów pilnujący © michuss


Po zejściu na dół Shrink omawia dalsze plany-pojedziemy do wsi Czarnkowie, stamtąd czarnym szlakiem pieszym do Bolegorzyna, by po kilku km asfaltu dostać się do Nowego Worowa. Stąd rzut beretem drogą w kierunku Złocieńca do Starego Worowa, gdzie jednak skręcimy w prawo, na Chlebowo osiągając opisywaną już ścieżkę rowerową zlokalizowanej na dawnej linii kolejowej.

Wjazd do Czarnkowia © michuss


Czarnkowie © michuss


Nowe Worowo © michuss


Po dotarciu na miejsce przeżywamy małe rozczarowanie, bo zamiast nawierzchni asfaltowej jest szuter, ale po kilkuset metrach, po minięciu budynku dworca pojawia się ponownie asfalt. Teraz zostaje nam już szybkie ciśnięcie do Złocieńca w towarzystwie licznych pań. Na tym tle wyróżnia się jedna z przedstawicielek niewieściego rodu, która zdecydowała się jechać bez trzymania kierownicy, czytając jednocześnie książkę. Widok niespotykany, aczkolwiek chwilę później komentujemy, że gdyby była naprawdę zdolna to czytała by naraz dwie książki, a nawet czytała jedną, a pisała drugą:)

Kiedyś dworzec - dziś agroturystyka © michuss


Ścieżka rowerowa na dawnej linii kolejowej Połczyn - Złocieniec © michuss


W Złocieńcu postój w Biedce-uzupełnienie płynów, a potem całkiem smaczny kebab w jednym z lokali na miejscowym deptaku. Informuję panią, że mamy do przejechania jeszcze dystans do Stargardu Szczecińskiego w związku z czym apeluję do jej sumienia o przygotowanie obfitych porcji. Nie wiem czy doszło to do skutku, ale zobowiązała się pamiętać o tym podczas przygotowywania dań;) Podczas posiłku zapada decyzja o jeździe jak najkrótszą drogą, w miarę spokojnym tempem. Już wiemy, że ostanie kilkanaście kilometrów będziemy pokonywać po ciemku.

Ze Złocieńca wydostajemy się z niewielką pomocą policji. Następnie bardzo szybkim tempem (mała zmiana planów) pędzimy do Drawska Pomorskiego. Tutaj postój na rynku na uzupełnienie płynów, a przy okazji Shrink ubiera swój rower w pozycyjne światła.

Drawsko Pomorskie © michuss


Następnie żwawo kierujemy się na Węgorzyno aż do skrzyżowania pod Brzeźniakiem (wszystko to, aż od Złocieńca, ruchliwą, krajową dwudziestką, potwornie dziurawą na odcinku od Drawska). Na rzeczonym skrzyżowaniu obieramy kierunek południe i więcej podjeżdżając, jak zjeżdżając docieramy do Ińska. Po drodze oczywiście sesja zdjęciowa przy kopalni żwiru niedaleko Granicy.

Przy kopalni żwiru w Granicy © michuss


W samym Ińsku ostatnie zakupy w wykonaniu Sargatha. Shrink zaś otwiera swoje żelki haribo, którymi posilamy się oczekując na tego pierwszego.

Kolejne kilometry to dowcipy na tematy wszelakie we wspaniałej scenerii zachodzącego słońca i wąskiego pasma asfaltu z Ińska przez Linówko do drogi Chociwel-Dobrzany. Przy skrzyżowaniu z tą ostatnią skręcamy w prawo, by po chwili wpaść do Długiego. W tej wsi skręcamy w lewo, za drogowskazem „Lutkowo 5”. Przy cmentarnym murze zakładam oświetlenie na przód. Przy okazji rozważamy „awaryjne” użycie zniczy, szczególnie tych w czerwonych pojemnikach, które mogły by się doskonale sprawdzić jako oświetlenie tyłu;)

Przez mroki dojeżdżamy do Lutkowa, gdzie miejscowy udziela nam wskazówek jak nie przeoczyć zjazdu na Kępno. Wiadomości, po raz kolejny dzisiaj, okazują się przydatne. W Kępnie wpadamy na drogę Dobrzany-Marianowo-Trąbki, jednak korzystamy z niej tylko do Wiechowa, gdzie odbijamy na południe, do Sulina. W tymże skręt w prawo i przez Barzkowice oraz Golinę, bardzo szybkim tempem osiągamy Pęzino. Tutaj krótka sesja zdjęciowa przy zamku i ostatnie 40 minut na dojazd pod mój blok, przerwany jeszcze posiłkiem Sargatha na stargardzkim Orlenie.

Końcówka-cpn w Stargardzie © michuss


Podsumowując-wyjazd niezwykle udany. Po pierwsze urocze zakątki województwa zachodniopomorskiego zostały, że tak powiem, „liźnięte”. Bez wątpienia będzie trzeba tam wrócić-ja już nastawiam się na częstsze podróże z wykorzystaniem opisywanego pociągu, co eliminuje konieczność wykonania „pustych” kilometrów dla dojechania do celu. Na zakończenie nie sposób nie wspomnieć o towarzystwie, bez którego ta wyprawa na pewno nie była by tak wyborna:)
Kategoria wycieczka


  • DST 75.52km
  • Czas 02:53
  • VAVG 26.19km/h
  • VMAX 41.26km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczecin-komunikacyjnie

Czwartek, 18 sierpnia 2011 • dodano: 18.08.2011 | Komentarze 3

...czyli dojazd do pracy i powrót z niej... Jechało się wybornie, szczególnie rano i to mimo tego, że na dwóch przejazdach kolejowych, które na trasie pokonuję musiałem przepuszczać pociągi;)

Jazda w obie strony przez Motaniec, Niedźwiedź, Zdunowo, Wielgowo.
Kategoria komunikacyjnie


  • DST 107.09km
  • Czas 04:21
  • VAVG 24.62km/h
  • VMAX 49.01km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Setka od niechcenia

Niedziela, 14 sierpnia 2011 • dodano: 14.08.2011 | Komentarze 3

STARGARD-Giżynek-Golczewo-cargotec-Warnice-Reńsko-Obryta-Lubiatowo-Kluki-Pyrzyce-Stare Czarnowo-Dobropole Gryfińskie-Sosnówko-Szczecin(Śmierdnica-Płonia-Sławociesze-Zdunowo)-Niedźwiedź-Motaniec-Kobylanka-Morzyczyn-Zieleniewo-STARGARD



Początkowo chciałem pojechać gdzieś w okolice Dobrej, ale kierunek wiatru sprawił, że wybrałem się na południe powtarzając niemal w całości trasę z maja.

Kukurydza pod Giżynkiem © michuss


Krzyżówka drogi z Barlinka z wojewódzką 106 między Mechowem a Lubiatowem © michuss
Kategoria wycieczka


  • DST 125.93km
  • Czas 05:46
  • VAVG 21.84km/h
  • VMAX 40.55km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powrót z Trzebiatowa, czyli przez krainę psów szczekających d*pami

Niedziela, 7 sierpnia 2011 • dodano: 07.08.2011 | Komentarze 3

TRZEBIATÓW-Brojce-Natolewice-Wicimice-Iglice-Resko-Radowo Wlk.-Pogorzelica-Orle-Rogowo-Dobra-Wojtaszyce-Bagna-Dębice-Maszewo-Storkówko-Klępino-STARGARD



Powrót z Trzebiatowa chciałem tym razem sobie nieco urozmaicić-w kwietniu jechałem przez Nowogard, a całą drogę „umilał” mi bardzo silny wiatr z południa, który momentami, na długich prostych przez pola pod Gryficami nie pozwalał pojechać szybciej niż 16 km/h. Decyzja zapadła dziś rano-jadę przez Wicimice, a to dlatego, że chciałem zaliczyć na rowerze klimatyczną „asfaltówkę” (słowo w cudzysłowie, bo asfaltu jest na tej drodze dużo mniej jak piachu, kamieni i dziur) przez las w kierunku Starej Dobrzycy. Wprawdzie trochę z tropu mnie zbijał fakt, że co chwila padało i to nawet dość intensywnie, ale stwierdziłem, że nie ma się co nad sobą rozczulać.

Wyjechałem około 12.15 mimo nalegań, bym został na obiad (co oznaczało ruszenie przed 15). Ruszyłem na południe w kierunku Brojc przez Żukowo. Na niebie przewalały się ciemne chmury, czystego nieba-jak na lekarstwo. Wiatr dość silny z północy i północnego zachodu (czyli dokładnie odwrotnie jak wczoraj)-idealnie dla mnie.

Droga Trzebiatów-Brojce © michuss


Do Brojc docieram dość szybko. Tutaj po krótkich poszukiwaniach odnajduję drogę do Natolewic (w żaden sposób nie oznakowana). Wiedzie początkowo przez las, a potem przez pola-typowo polna droga, z tym, że na leśnym odcinku bardzo dużo kałuż, momentami utrudniających przejazd. Ale generalnie bardzo fajnie się jechało-polecam.

Droga Brojce-Natolewice © michuss


Droga Brojce-Natolewice © michuss


Natolewice © michuss


Natolewice © michuss


W Natolewicach upewniam się u miejscowego czy właściwie wybrałem drogę do Wicimic, a potem zasuwam dziurawym asfaltem w kierunku krajowej szóstki, która majaczy w oddali. Po drodze pokonuje się zapomniany przejazd kolei wąskotorowej, który nawet dla mnie, wielkiego pasjonata tych kolejek stanowił niespodziankę (po sprawdzeniu okazuje się, że jest to pozostałość po linii Skrzydłowo-Tąpadły).

Pozostałość po kolejce wąskotrowej-droga Natolewice-Wicimice © michuss


W Wicimicach z niemałym trudem przedostaję się na drugą stronę „krajówki”-ruch jest niemożebny, całkowicie wykluczający jakiekolwiek próby przejazdu tą drogą rowerem. Na szczęście i tak nie zamierzałem tego robić, więc ruszyłem za znakiem „Stara Dobrzyca 12”, wiedząc, że będę miał podczas tego przejazdu sporo fajnych wrażeń (pokonywałem tę drogę samochodem jako urozmaicenie w trakcie dojazdów do Łobza z kierunku Koszalina). W istocie droga początkowo sprawia wrażenie bardzo szerokiej szutrówki, potem momentami pojawia się asfalt, raz z lewej, raz z prawej strony, raz jest gładki jak stół (ale to na odcinku niedłuższym jak 100 m w sumie, potem dziurawy jak ser szwajcarski. Pewnym zaskoczeniem jest spora ilość samochodów, które spotykam (wszystkie jadą od strony Dobrzycy i, poza jednym, mają tablice z południa Polski). Poza tym uwagę zwracają co i rusz ustawione drogowskazy wskazujące drogę do śródleśnych miejscowości, ustawione przy leśnych duktach.

Droga Wicimice - Stara Dobrzyca © michuss


Cały czas wypatruję resztek po przejeździe kolejowym na linii Resko-Skrzydłowo (wąskotorówka), ale się go nie doczekałem-na skrzyżowaniu na Orzeszkowo/Iglice skręcam do tej drugiej miejscowości (przejazd jest dalej, w kierunku Dobrzycy).

Droga do Iglic robi imponujące wrażenie-szutrówka, ale wysadzana drzewami, które tworzą monumentalną aleję. Później drzewa są nieco niższe, ale i tak wrażenie jest spore.

Szutrowa aleja Orzeszkowo-Iglice © michuss


W samych Iglicach ponownie konsultacja z miejscowymi (dzieci) w celu ustalenia drogi do Łabunia Wielkiego. Jazda po koszmarnie dziurawym asfalcie.

W Łabuniu docieram do skrzyżowania z drogą Resko-Dąbie-”szóstka”, gdzie skręcam w lewo, na Resko. Tuż za skrętem zauważam bociana, który stoi przy drodze i wcale się mnie nie boi. Robię zdjęcia jemu i standardowo-rzut na drogę, dzięki czemu uwieczniam ewenement chyba na skalę kraju-podwójne oznakowanie końca terenu zabudowanego i miejscowości, jedno za drugim w odstępie kilkunastu metrów. A w domu, przy obróbce zdjęć dopiero zwracam uwagę, że to nie jedyny powtórzony znak;)

Bociek pod Łabuniem Wielkim © michuss


Podwójne oznakowanie © michuss


W Resku krótka wizyta w Biedce po paliwo i batony, a dalej wyjazd pod górę w kierunku na Węgorzyno.

Wjazd do Reska-pozostałość po wiadukcie kolei wąsktorowej © michuss


Tutaj niestety niebo zaciąga się dokumentnie i przez długie kilometry towarzyszy mi mżawka, a potem nawet dość intensywny deszcz. Trochę mnie to irytuje, tym bardziej, że mam świadomość dość długiej drogi do domu.

Za Radowem Wielkim skręcam w kierunku Pogorzelicy, a tam z kolei w nowy asfalt do Orla (na mapie tę drogę oznaczoną mam jako nieutwardzoną).

Droga Pogorzelica - Orle © michuss


Od Orla przez kilka pomniejszych miejscowości zmierzam do Dobrej, którą mijam bez zatrzymywania.

Wyjazd z Orla w kierunku Dobrej © michuss


Dojazd do Dobrej © michuss


Tuż za nią... znowu „guma”. To już trzecia w ostatnim czasie. Poirytowany jestem strasznie, a potem wręcz lekko spanikowany, bo okazuje się, że dwa kawałki potłuczonego szkła zrobiły dwie dziury, skutkiem czego wykorzystuję wszystkie łatki które mam... Na szczęście dostrzegam olbrzymie „pokłady” trawy w okolicy, więc myślami nastawiam się już na wariant siwiutkiego, ale szczęśliwie okazuje się, że dziur więcej w dętce nie było, a i w dalszej drodze nie trafiłem na żadnego „kolca”-ba nawet udało mi się dodatkową łatkę zdobyć.

Od Dobrej już dość szybko uwijam się przez Wojtaszyce, Błota do wojewódzkiej „sto szóstki”. Ruch tutaj spory, bo wszyscy wracają znad morza. W Maszewie spotykam kumpla z phototrans.eu, od którego odkupuję łatkę w razie awarii w krótkiej już drodze do Stargardu.

Końcówka przez Storkówko, Małkocin, Klępino i dalej po płytach do Reymonta w Stargardzie. Dojeżdżam bardzo zmęczony, prawie bez energii-mogłem zjeść ten obiad w Trzebiatowie;)

Dojazd z Klępina do ul. Reymonta w Stargardzie © michuss
Kategoria wycieczka


  • DST 108.77km
  • Czas 04:24
  • VAVG 24.72km/h
  • VMAX 46.17km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stargard - Trzebiatów

Sobota, 6 sierpnia 2011 • dodano: 07.08.2011 | Komentarze 2

STARGARD-Klępino-Storkówko-Maszewo-Redło-Osina-Czermnica-Błotno-Unibórz-Ościęcin-Gryfice-Trzebiatów



Wyruszyłem dopiero koło 15 z racji ważnych obowiązków. Ponieważ z sentymentem wspominałem moją podróż do Trzebiatowa w kwietniu postanowiłem skorzystać z tej samej marszruty. Co prawda po drodze miałem parę pomysłów na urozmaicenie przejazdu, ale jednak pozostałem wierny kwietniowej trasie. Jak się okazało-słusznie.

Pogoda dobra-bardzo ciepło, a wiatr to z południa, to z południowego wschodu.

Postojów praktycznie nie robiłem, a to głównie z tego powodu, że tuż przed wyjazdem zjadłem przyzwoity obiad w domu.

Największą niespodzianką eskapady był 7 km odcinek między krzyżówką w Błotnie a rondem w Golczewie, który był wspólny dla mnie i dla Shrinka, zamierzającego dzisiaj pokonać tędy drogę z Międzyzdrojów do Nowogardu. Prawdę powiedziawszy w Błotnie zatrzymałem się na kilka minut przy sklepie i nawet chciałem posłać smsa z zapytaniem gdzie jest, ale zrezygnowałem uznawszy, że pewnie już dawno bawi w Nowogardzie. Jakże więc duże było moje zdziwienie, gdy na jednej z długich prostych majaczący w oddali rowerzysta zaczął przybierać coraz wyraźniejsze, shrinkowe kształty:) Koniec końców spotkaliśmy się na tym krótkim fragmencie, mimo że spotkanie nie było w ogóle planowane. Ciekawy zbieg okoliczności, a przy okazji okazja do wymiany paru zdań (no, parunastu, bo postaliśmy chyba jakieś dwadzieścia minut).

Dalej, jako odmiana od poprzedniej wycieczki pomiędzy Stargardem a Trzebiatowem była wizyta w moim ulubionym dyskoncie, czyli w lidlu. Oczywiście w Gryficach, a zakupiony został smaczny napój na bazie serwatki.

W Trzebiatowie jestem około 20. Przed 22 pokonuję jeszcze 3 km z małym hakiem do kuzyna i jego żony, czyli mojego miejsca noclegu (mapa tego nie uwzględnia, bo to wersja kwietniowa).

Żniwa pod Wisławiami © michuss


Okolice Osiny © michuss


Rondo przed Golczewem © michuss


U celu-wieczór w Trzebiatowie © michuss


  • DST 28.49km
  • Czas 01:02
  • VAVG 27.57km/h
  • VMAX 38.86km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieczorny Motaniec

Piątek, 5 sierpnia 2011 • dodano: 05.08.2011 | Komentarze 2

Dokładnie tak samo jak w środę.

Łąki nad Miedwiem © michuss


Łąki nad Miedwiem © michuss


DDR Stargard-Motaniec © michuss


DDR Stargard-Motaniec © michuss


  • DST 28.55km
  • Czas 01:02
  • VAVG 27.63km/h
  • VMAX 38.47km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieczorny Motaniec

Środa, 3 sierpnia 2011 • dodano: 05.08.2011 | Komentarze 2

Do Motańca nową, świetną drogą rowerową. Powrót już po ciemku.

Łąki nad Miedwiem-widok z ddr Stargard-Motaniec © michuss


  • DST 15.24km
  • Czas 00:35
  • VAVG 26.13km/h
  • VMAX 36.31km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spacerek wieczorowo poro

Wtorek, 2 sierpnia 2011 • dodano: 05.08.2011 | Komentarze 0

Chciałem pojechać do Motańca, ale po wyruszeniu okazało się, że mam padnięte akumulatorki w lampie przedniej, wobec czego musiałem nieco okroić plan.

Ostatecznie rundka do Grzędzic, z powrotem przez Żarowo.