m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 182.22km
  • Czas 08:21
  • VAVG 21.82km/h
  • VMAX 46.17km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Drawski Park Krajobrazowy

Niedziela, 21 sierpnia 2011 • dodano: 22.08.2011 | Komentarze 26

STARGARD-PKP-CZAPLINEK-Stare Drawsko-Prosinko-Dolina Pięciu Jezior-Milice-Ogartówko-Połczyńska-Połczyn Zdrój-Plebanówka-Kłokowo-Wola Góra (219 m n.p.m.)-Czarnkowie-Bolegorzyn-Nowe Worowo-Stare Worowo-Złocieniec-Rzęśnica-Drawsko Pomorskie-Ginawa-Storkowo-Ińsko-Linówko-Długie-Lutkowo-Kępno-Sulino-Barzkowice-Pęzino-Ulikowo-Strachocin-STARGARD



Pomysł na kierunek wyprawy zrodził się w głowie Shrinka-podzielił się nim ze mną w piątkowy wieczór poprzez gg. Jednak sposób realizacji wycieczki to moja „zasługa”, bowiem po początkowych wahaniach czy do Czaplinka jechać samochodem, czy też na rowerach wymyśliłem pociąg PKP, a konkretniej Przewozów Regionalnych:) Szybki rzut oka w rozkład, w niedzielę pociąg do Szczecinka przez Czaplinek wyjeżdża ze Stargardu tuż po 9 (ze Szczecina około 8.20), zapewniając dojazd do południowych „bram” Drawskiego Parku Krajobrazowego na 10.40. Trochę późno, ale z braku laku...

W niedzielę, zgodnie z umową, Shrink dojechał samochodem z Nowogardu do mnie, do Stargardu, byśmy o 8.30 mogli już cieszyć się wspólną jazdą na dworzec kolejowy. Pociąg przyjechał punktualnie co do minuty, a we wnętrzu, wśród nielicznych pasażerów rozpoznaliśmy (a właściwie Shrink rozpoznał, bo ja nie miałem do tej pory poznać osobiście) Sargatha. Rowery zostały umieszczone tam gdzie ich miejsce, sympatyczna konduktorka z wyraźną zazdrością spoglądała na nasze sprzęty i ubiór-niestety, nie była przewidziana jako członek naszego teamu i w Czaplinku, gdzie opuściliśmy nowoczesny szynobus, pojechała dalej.

Pociąg regio ze Szczecina do Szczecinka © michuss


Na peronie w Czaplinku © michuss


Zaraz przed dworcem zostajemy pozytywnie zaskoczeni-na drzewie zauważamy znak szlaku rowerowego (czerwony). Tutaj napiszę coś, czego już mi się nie będzie chciało później nieustannie powtarzać-oznakowanie szlaków w Drawskim Parku Krajobrazowym to rewelacja! Podczas tych kilkudziesięciu km w parku jeden, jedyny raz przeoczyliśmy znak i skręciliśmy nie tak jak należy-ktoś może powiedzieć, że to o jeden raz za dużo. Ja jednak uważam, że przy takiej komplikacji tras jak tam jest to rewelacyjny wynik. Znaki namalowane są bardzo często i rzeczywiście-żeby się zgubić trzeba się postarać (tak jak my ten jeden, jedyny raz;) ).

Spod dworca dość szybkim tempem zmierzamy do centrum Czaplinka, przejeżdżamy przez charakterystyczne, jajowate rondo (ja robię to drugi raz w tym roku) i zmierzamy nad brzeg Jeziora Drawsko. Tutaj robimy sobie sesję z żaglówkami na drewnianym pomostku. Będzie to nasz ostatni „kontakt” z tym jeziorem podczas całego dnia.

Nad Drawskiem w Czaplinku-przed nami jeszcze 175 km do celu © michuss


Znad jeziora, wzdłuż jego brzegu kontynuujemy podróż niebieskim szlakiem „Dolina Pięciu Jezior”. Mijamy kolejne ośrodki wypoczynkowe, by przy jednym z nich ostro skręcić i skierować się na wschód. Ten manewr sprawia, że po kilkuset metrach asfaltu docieramy do ruchliwej drogi Czaplinek-Połczyn. Na szczęście ten fragment jest dość krótki i po kilku minutach kręcenia cieszymy się widokiem ruin zamku Drahim w miejscowści Stare Drawsko (czyli jakby powiedzieli nasi bracia zza Odry-Alt Draheim, co przy okazji tłumaczy nazwę zamczyska). Tutaj Shrink decyduje się na objazd ruin dookoła, Sargath coś majdruje przy rowerze na brzegu jeziora, ja zaś podziwiam piękne okoliczności przyrody stojąc w miejscu;)

Shrink z rumakiem pod murami zamku Drahim © michuss


Sargath nad jeziorem Żerdno w Starym Drawsku © michuss


Ze Starego Drawska niewielkim podjazdem kierujemy się na północ, jednak zaraz za granicą miejscowości skręcamy za niebieskimi znakami w prawo, w kierunku miejscowości Kuźnica Drawska. Tutaj zaczynają się zapierające dech w piersiach plenery. Już sama droga jest niezwykła-wąskie pasmo asfaltu poprzez łąki i lasy. Po jednej i drugiej stronie drogi pagórki, i to dość wysokie. Pogoda jest wspaniała-czego więcej chcieć? Oczywiście-zdjęć! Co chwila robimy postoje, żeby uwiecznić to co widzimy.

W Kuźnicy Drawskiej © michuss


Gdzieś koło Prosinka-na niebieskim szlaku rowerowym © michuss


Kolejno mijamy wsie Prosinko i Prosino-sprawiają wrażenie jakby wyjętych sprzed trzydziestu lat: nawierzchnie ulic brukowane, stare, ceglane domostwa. Bajka:)

Droga Prosinko - Prosino © michuss


Prosino-śródziemnomorskie klimaty © michuss


Po minięciu Prosina wjeżdżamy na dość wysokie wzgórze, z którego można podziwiać panoramę okolicy. Nie jest to jednak Spyczna Góra, której nie odwiedziliśmy, ale niechybnie ten błąd zostanie prędzej czy później naprawiony. Po krótkiej sesji zdjęciowej ruszamy dalej i po chwili dojeżdżamy do asfaltówki. Wjeżdżamy nań skręcając w lewo, a po kilkuset metrach docieramy do opisywanej już, ruchliwej w sezonie drogi Czaplinek-Połczyn (i dalej Kołobrzeg). Pokonujemy nią kilka kilometrów, mijając przy okazji dwa z pięciu jezior tworzących Dolinę Pięciu Jezior;) Przy skrzyżowaniu na Czarnkowie zostaje podjęta spontaniczna decyzja, która ukształtuje plany na resztę dnia-decydujemy się tu skręcić na wschód, tym samym opuszczając ruchliwy trakt, a zarazem forsownym podjazdem docierając na grzbiet jednego ze wzgórz okalających Dolinę. Wspinaczka wycisnęła z nas siódme poty, bo na krótkim fragmencie nabraliśmy sporej wysokości. Teraz zaczyna się kwintesencja tych okolic (nie bez kozery nazywanych Szwajcarią Połczyńską). Droga w lesie wije się to w górę, to w dół, wszystko urozmaicone zakrętami. Nawierzchnia-miejscami płyty, poza tym głównie szutry, a nawet zielsko na pewnym fragmencie. Tutaj chłopaki mogą w pełni cieszyć się potężnymi oponami-ja zaś jadę trochę zachowawczo, by uniknąć efektownej gleby, która mogłaby przekreślić dalsze plany;)

Shrink pokonuje zjazd w rezerwacie Dolina Pięciu Jezior © michuss


Sargath pędzi w dół-Dolina Pięciu Jezior © michuss


Fotostop gdzieś w Dolinie Pięciu Jezior © michuss


Po kilku km takiego kręcenia opuszczamy las i mijamy pojedyncze zabudowania gospodarskie rozlokowane wśród pól-to osada Milice. Przy jednym z nich droga malowniczo wije się przy brzegu małego oczka wodnego-oczywiście nie uchodzi to naszej uwadze, a całość zostaje uwieczniona na trzech kartach pamięci;)

Milice © michuss


Dalszy etap to świetny, długi zjazd równą, asfaltową drogą prosto do Połczyna Zdroju przez Ogartówko i Połczyńską. W samym mieście zatrzymujemy się w markecie, o którym ktoś śpiewał, że jest „mój ulubiony”;) Potem zaliczamy rundę oglądając stare budynki browaru, ucząc miejscowych kierowców jak nie powinno się parkować samochodów, rzucając okiem na wiekowe sanatoria, by wreszcie wylądować w słynnym parku zdrojowym. Tutaj ma miejsce dość zabawna sytuacja-ktoś postanowił umilić kuracjuszom spacery i rekreację w parku i puścił na cały regulator z gigantycznych głośników piosenki zespołu Scorpions. Kiedy przekraczamy bramę mówię żartobliwie do Shrinka: „E, no chyba skorpionsi przyjechali do Połczyna”, na co jakiś facet stojący z boku dopowiada: „Taa... Już od tygodnia koncertują”;)

W samym parku zatrzymujemy się przy pijalni wód, przy okazji obserwując partię szachów, którą dwaj panowie rozgrywają sobie na potężnej szachownicy, z figurami wielkości przerośniętego dziecka.

Szachownica w parku zdrojowym w Połczynie © michuss


Delektując się wodą opuszczamy to ciekawe miejsce bardzo fajną, brukowaną drogą, która doprowadza nas w głąb parku, a jednocześnie stanowi czerwony szlak rowerowy „Szwajcaria Połczyńska”, który będzie naszym towarzyszem na kilka najbliższych kilometrów.

Sargath w parku zdrojowym w Połczynie © michuss


Klucząc pomiędzy jakimiś budynkami i ogródkami działkowymi zostajemy doprowadzeni do ścieżki rowerowej poprowadzonej szlakiem zwiniętych torów na trasie Połczyn Zdrój-Złocieniec. Droga ma nawierzchnię asfaltową i robi niesamowite wrażenie-dla osób nielubiących ostrych podjazdów jest to nie lada gratka. Po kilkuset metrach przychodzi nam jednak zboczyć w las, w lewo (za czerwonymi znakami). W międzyczasie Sargath wypatruje interesujące miejsce położone na uboczu szlaku, dzięki czemu po chwili podziwiamy niesamowite, głębokie jary. Następnie kierujemy się czerwonym szlakiem, ciesząc się zbliżającym się etapem, a mianowicie punktem widokowym na Wolej Górze. Czas mija nam na interesujących rozmowach na tematy wszelakie, skutkiem czego mylimy drogę i wjeżdżamy najpierw na jedno, a potem na drugie podwórko (w tym drugim przypadku początkowo zostajemy przywitani swojskim „wypierdalać!”, by po chwili w miłej atmosferze zaczerpnąć z przebogatej skarbnicy wiedzy, jaką jest jedna z mieszkanek tej czarownej posesji, udzielająca nam wskazówek, trafnych zresztą, jak jechać dalej).

Chwilę później pedałujemy drogą Połczyn-Złocieniec, mijając charakterystyczną wieżę, bliźniaczą do tej spod Dobrej (Nowogardzkiej). Mijamy ją, a kilkaset metrów dalej skręcamy zgodnie z drogowskazem „Nowe Worowo 8”. Zaraz za skrętem mijamy brygadę składającą się z dwóch osób, które na drzewach malują znaki szlaków. Trzy minuty później delektujemy się linią brzegową jeziora Kłokowskiego. To znaczy, prawdę powiedziawszy, chłopaki się delektują wyszukując zmyślne kadry, a ja studiuję mapę, co trochę mnie, że tak powiem, frasuje. Zdaje sobie bowiem w tym momencie sprawę, że do Stargardu to dojedziemy już po ciemku-czarny scenariusz, który maluje mi się w głowie mówi, że będziemy około północy na miejscu. Po chwili odrzucam te myśli również oddając się urokom fotografii w plenerze.

Jezioro Kłokowskie © michuss


Za Kłokowem znaki nakazują nam skręt w lewo, tym samym opuszczamy po raz kolejny asfalt na rzecz wspaniałej, leśnej szutrówki. Tym duktem pokonujemy kilka kilometrów i docieramy na szczyt Wolej Góry (219 m n.p.m.). Tutaj znajduje się chyba największa atrakcja dzisiejszej eskapady-jest to wieża ochrony przeciwpożarowej, która jednocześnie stanowi punkt widokowy udostępniony dla chętnych!

Podjazd na Wolą Górę © michuss


Wieża widokowa na Wolej Górze-na dole rowery © michuss


Ze względów bezpieczeństwa na górę ruszają Shrink i Sargath, a ja zostaję przy rowerach, by kilkanaście minut później zamienić się ze Shrinkiem. Widoki są niesamowite, zapierają dech w piersiach. Dość powiedzieć, że według tablicy informacyjnej ustawionej u podnóża tej wieży można stąd dojrzeć nawet Koszalin! Potem zresztą stanie się to tematem żartów-ja pytam Sargatha czy uwiecznił jeden z koszalińskich pomników, które było „widać” z wieży, na co uzyskuję odpowiedź, że zdecydował się na makro biedronki, która spacerowała po tablicy informacyjnej przyczepionej do wyżej wzmiankowanego;)

Widok z Wolej Góry na wschód © michuss


Shrink rowerów pilnujący © michuss


Po zejściu na dół Shrink omawia dalsze plany-pojedziemy do wsi Czarnkowie, stamtąd czarnym szlakiem pieszym do Bolegorzyna, by po kilku km asfaltu dostać się do Nowego Worowa. Stąd rzut beretem drogą w kierunku Złocieńca do Starego Worowa, gdzie jednak skręcimy w prawo, na Chlebowo osiągając opisywaną już ścieżkę rowerową zlokalizowanej na dawnej linii kolejowej.

Wjazd do Czarnkowia © michuss


Czarnkowie © michuss


Nowe Worowo © michuss


Po dotarciu na miejsce przeżywamy małe rozczarowanie, bo zamiast nawierzchni asfaltowej jest szuter, ale po kilkuset metrach, po minięciu budynku dworca pojawia się ponownie asfalt. Teraz zostaje nam już szybkie ciśnięcie do Złocieńca w towarzystwie licznych pań. Na tym tle wyróżnia się jedna z przedstawicielek niewieściego rodu, która zdecydowała się jechać bez trzymania kierownicy, czytając jednocześnie książkę. Widok niespotykany, aczkolwiek chwilę później komentujemy, że gdyby była naprawdę zdolna to czytała by naraz dwie książki, a nawet czytała jedną, a pisała drugą:)

Kiedyś dworzec - dziś agroturystyka © michuss


Ścieżka rowerowa na dawnej linii kolejowej Połczyn - Złocieniec © michuss


W Złocieńcu postój w Biedce-uzupełnienie płynów, a potem całkiem smaczny kebab w jednym z lokali na miejscowym deptaku. Informuję panią, że mamy do przejechania jeszcze dystans do Stargardu Szczecińskiego w związku z czym apeluję do jej sumienia o przygotowanie obfitych porcji. Nie wiem czy doszło to do skutku, ale zobowiązała się pamiętać o tym podczas przygotowywania dań;) Podczas posiłku zapada decyzja o jeździe jak najkrótszą drogą, w miarę spokojnym tempem. Już wiemy, że ostanie kilkanaście kilometrów będziemy pokonywać po ciemku.

Ze Złocieńca wydostajemy się z niewielką pomocą policji. Następnie bardzo szybkim tempem (mała zmiana planów) pędzimy do Drawska Pomorskiego. Tutaj postój na rynku na uzupełnienie płynów, a przy okazji Shrink ubiera swój rower w pozycyjne światła.

Drawsko Pomorskie © michuss


Następnie żwawo kierujemy się na Węgorzyno aż do skrzyżowania pod Brzeźniakiem (wszystko to, aż od Złocieńca, ruchliwą, krajową dwudziestką, potwornie dziurawą na odcinku od Drawska). Na rzeczonym skrzyżowaniu obieramy kierunek południe i więcej podjeżdżając, jak zjeżdżając docieramy do Ińska. Po drodze oczywiście sesja zdjęciowa przy kopalni żwiru niedaleko Granicy.

Przy kopalni żwiru w Granicy © michuss


W samym Ińsku ostatnie zakupy w wykonaniu Sargatha. Shrink zaś otwiera swoje żelki haribo, którymi posilamy się oczekując na tego pierwszego.

Kolejne kilometry to dowcipy na tematy wszelakie we wspaniałej scenerii zachodzącego słońca i wąskiego pasma asfaltu z Ińska przez Linówko do drogi Chociwel-Dobrzany. Przy skrzyżowaniu z tą ostatnią skręcamy w prawo, by po chwili wpaść do Długiego. W tej wsi skręcamy w lewo, za drogowskazem „Lutkowo 5”. Przy cmentarnym murze zakładam oświetlenie na przód. Przy okazji rozważamy „awaryjne” użycie zniczy, szczególnie tych w czerwonych pojemnikach, które mogły by się doskonale sprawdzić jako oświetlenie tyłu;)

Przez mroki dojeżdżamy do Lutkowa, gdzie miejscowy udziela nam wskazówek jak nie przeoczyć zjazdu na Kępno. Wiadomości, po raz kolejny dzisiaj, okazują się przydatne. W Kępnie wpadamy na drogę Dobrzany-Marianowo-Trąbki, jednak korzystamy z niej tylko do Wiechowa, gdzie odbijamy na południe, do Sulina. W tymże skręt w prawo i przez Barzkowice oraz Golinę, bardzo szybkim tempem osiągamy Pęzino. Tutaj krótka sesja zdjęciowa przy zamku i ostatnie 40 minut na dojazd pod mój blok, przerwany jeszcze posiłkiem Sargatha na stargardzkim Orlenie.

Końcówka-cpn w Stargardzie © michuss


Podsumowując-wyjazd niezwykle udany. Po pierwsze urocze zakątki województwa zachodniopomorskiego zostały, że tak powiem, „liźnięte”. Bez wątpienia będzie trzeba tam wrócić-ja już nastawiam się na częstsze podróże z wykorzystaniem opisywanego pociągu, co eliminuje konieczność wykonania „pustych” kilometrów dla dojechania do celu. Na zakończenie nie sposób nie wspomnieć o towarzystwie, bez którego ta wyprawa na pewno nie była by tak wyborna:)
Kategoria wycieczka



Komentarze
michuss
| 12:59 sobota, 2 maja 2020 | linkuj Niestety nie. Jeździłem wtedy bez gpsa.
tymooteusz
| 08:44 sobota, 2 maja 2020 | linkuj Cześć,
Czy masz jeszcze ślad tej przejechanej trasy?
tymooteusz
| 13:32 sobota, 24 sierpnia 2013 | linkuj Dziękuję za pomoc. Plik dotarł, mogę więc spokojnie pakować rower na auto i lecieć na Połczyn :)
michuss
| 06:56 sobota, 24 sierpnia 2013 | linkuj Powinieneś już mieć na skrzynce.
tymooteusz
| 06:22 sobota, 24 sierpnia 2013 | linkuj Link do endomondo otwiera się, ale niestety nie ma opcji eksportu trasy do pliku GPX.
Będę wdzięczny za pomoc i przesłanie pliku GPX tymooteusz@o2.pl
michuss
| 13:37 piątek, 23 sierpnia 2013 | linkuj Tutaj masz link z endo, niemal dokładnie po śladzie tamtego przejazdu: http://www.endomondo.com/workouts/212769546 Daj znać czy Ci się otwiera.
tymooteusz
| 13:23 piątek, 23 sierpnia 2013 | linkuj Cześć, można gdzieś pobrać ślad trasy GPX, bo ten z bikemap nie otwiera się?
Loszmi | 19:22 wtorek, 1 stycznia 2013 | linkuj Panowie łazka w oku się kręci. Moje rodzinne strony, które rozjeżdżałem pierwszym góralem w latach ''90.
Mam nadzieje odswierzyc trasy w najblizsze swieta ;-)
gdynia94
| 20:08 czwartek, 25 sierpnia 2011 | linkuj Świetna wycieczka!
rowerzystka
| 22:25 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj Pies zazwyczaj wyczuwa strach u ludzi i dlatego należy go opanować i zachować, w miarę możliwości, spokój :)
Fantastyczna wycieczka :))
tunislawa
| 21:54 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj cudowna wycieczka po moich ukochanych terenach ! macie racje , że powinniście nie raz jeszcze tam pojechać ....tyle jest jeszcze do zobaczenia ...A ten pociąg - super - aż kusi by też się przejechać do Szczecinka ...ale ja to bym na parę dni .... może się uda ..:)))) Pozdrawiam i powiem ,że bardzo fajnie to opisałeś ! :)
michuss
| 20:54 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj brum: bardzo często wystarcza samo zaprzestanie pedałowania podczas mijania takiego "niepewnego" burka. ;)
Misiacz
| 20:31 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj Sargath, to też czasem działa...a czasem nie bardzo.
Są tacy, którzy wożą na ramie szpicrutę.
Shrinka należy tylko podziwiać za tak pokojowe podejście do agresywnych kundli.
sargath
| 20:04 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj jak widzę kundla co na mnie napiera to poprostu próbuję go rozjechać, wtedy ucieka :D
Misiacz
| 19:50 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj Na wredne psy i ich wrednych właścicieli używa się gazu. Działa.
kfiatek13m
| 18:52 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj "Zazdraszczam" :)
michuss
| 18:52 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj meak: bardzo możliwe, to by wiele tłumaczyło;)

shrink: mogę jedynie podpisać się wszystkimi czterema kończynami pod Twoją wypowiedzią;)

brum: prawdę powiedziawszy w swojej karierze, mimo wielu km przejechanych przez polskie wsie, nie miałem żadnego nieprzyjemnego incydentu z wiejskimi psami. Zawsze oceniam sytuację-jak da radę to uciekam, jak nie to schodzę z roweru i powoli się oddalam, ewentualnie zasłaniając się rowerem. Patentów "agresywnych" nie stosuję.
michuss
| 11:10 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj Było za późno na jakąkolwiek reakcję, potem dało się słyszeć jedynie szorowanie trzech szczęk po asfalcie. ;)
meak
| 09:46 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj A może to dziewczę trzymało w rękach instrukcję obsługi, gdzie było pięknie narysowane, który pedał kiedy naciskać i którą nogą? ;)
michuss
| 07:51 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj Wzajemnie.

P.S. Też jestem za tą wersją. ;)
sargath
| 06:22 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj dzięki za wypadzik i towarzystwo, do następnego, trzeba będzie jak pogoda dopisze rozpracować kolejną traskę, tylko może teraz w wersji "pociąg w obie strony" :))

pozdrawiam
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!