m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2019

Dystans całkowity:680.40 km (w terenie 19.60 km; 2.88%)
Czas w ruchu:28:00
Średnia prędkość:24.30 km/h
Maksymalna prędkość:50.50 km/h
Suma podjazdów:3955 m
Suma kalorii:19548 kcal
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:85.05 km i 3h 30m
Więcej statystyk
  • DST 25.10km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:12
  • VAVG 20.92km/h
  • VMAX 28.10km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 646kcal
  • Podjazdy 113m
  • Sprzęt Marian
  • Aktywność Jazda na rowerze

DPD

Poniedziałek, 27 maja 2019 • dodano: 05.06.2019 | Komentarze 0

Kategoria komunikacyjnie


  • DST 9.80km
  • Czas 00:46
  • VAVG 12.78km/h
  • VMAX 22.30km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 189kcal
  • Podjazdy 27m
  • Sprzęt Marian
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Igą

Sobota, 25 maja 2019 • dodano: 05.06.2019 | Komentarze 1

Krótka przejażdżka z córeczką, z początkiem w Chwarstnicy. Jedno co dobre - zwiększyliśmy trochę dystans, bez szczególnego entuzjazmu ;)

Kategoria z Igą


  • DST 91.40km
  • Teren 18.60km
  • Czas 04:15
  • VAVG 21.51km/h
  • VMAX 50.50km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 2523kcal
  • Podjazdy 678m
  • Sprzęt Marian
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miastecki interior

Sobota, 18 maja 2019 • dodano: 19.05.2019 | Komentarze 6

MAPA

Od dawna chodziło mi po głowie zrobienie takiej wycieczki. Tereny idealnie wręcz skrojone pod Mariana - cała masa dobrze utrzymanych szutrówek, bardzo często - ciekawostka - w randze dróg powiatowych, po których kursują nawet autobusy PKS. Ponieważ miałem w planach uroczystość quasi-rodzinną w okolicy postanowiłem zapakować do auta rower i po drodze przycupnąć na parkingu w Miastku, by sobie fajną rundkę zaliczyć. Całą drogę od Szczecina (yanosik prowadził przez Koszalin!) była słoneczna pogoda, przed Miastkiem zrobiło się szaro. I gdy odjeżdżałem z parkingu też było szaro, ale tylko kilkanaście minut, bo już w okolicy Świeszyna zaczęła się mżawka, a potem - gorzej! Regularna, chamska, zimna ulewa. Przemoczony dojeżdżam do zlanego deszczem Brzeźna Szlacheckiego. Na bardzo stromym zjeździe, którym spływają strugi wody zastanawiam się nad zjawiskiem aquaplanningu opon rowerowych ;) Pędzę na złamanie karku przez jedną, niekończącą się kałużę. Nawet niezbyt widać co jest pod spodem. Jestem zły, bo zamiast podziwiać widoki mam spuszczony łeb i przeklinam tę paskudną aurę. Apogeum wkurwu osiągam, gdy chcę sfotografować ładny "landszafcik", ale okazuje się, że mokre palce nie są w stanie odblokować telefonu. Po prostu nie i koniec. Zdesperowany wyciągam jakiś ciuch z sakwy, nim wycieram palce i ekran i w końcu udaje się wykonać fotografię :)

Od Brzeźna pogoda zaczyna się jednak stopniowo poprawiać. Wprawdzie cały czas wisi nade mną widmo solidnej zlewy w postaci czarnych chmur majaczących początkowo w oddali, a potem zbliżających się do mnie. Do tego dochodzą jeszcze pomruki burzy. Wszystko to jednak nie jest w stanie mi zepsuć niesamowitej frajdy jakiej dostarczają te świetne, szutrowe drogi, o których wspominałem. Prowadzą przez tereny tak piękne, że momentami zapiera dech w piersiach. Ludzie mieszkają tutaj naprawdę ładnie. Niestety - jest to całkowite zadupie. Wiem, bo miałem w swoim życiu epizod, gdy kilka miesięcy mieszkałem tu, i to nawet przez jakiś czas w kwaterze agroturystycznej, bo w Miastku nie było wtedy żadnych mieszkań na wynajem! :)

Około Popowic zaliczam wpadkę nawigacyjną wpadając na płot przegradzający i tak lichą leśną ścieżynkę - wytyczyłem sobie ślad za pomocą stravy. Tereny są na tyle mało spenetrowane przez rowerzystów (albo raczej "stravowiczów"), że tzw. "heatmapa" nie dostarcza żadnych danych do planowania sensownych dróg. Jednak dość szybko wydostaję się z opresji tracąc niestety dość cenne minuty. Cenne, bo i tak byłem lekko spóźniony na spotkanie, więc musiałem okroić końcówkę z fragmentu leśnego, którym jeszcze nigdy nie jechałem. Tak więc końcówka to już jazda asfaltami i zjazd do Miastka przez DK20. 

Tam trzeba jeszcze koniecznie pojechać. Tereny są rewelacyjne, warto nawet zatrzymać się gdzieś na kwaterze i objechać te szlaki. W ogóle nie ma turystów, cisza, spokój. Coś wspaniałego. Zapraszam do obejrzenia zdjęć, choć one nawet w części nie oddają uroku tej krainy. Bezapelacyjnie jedna z lepszych, o ile nie najlepsza tegoroczna wycieczka.





























Kategoria wycieczka


  • DST 7.50km
  • Czas 00:31
  • VAVG 14.52km/h
  • VMAX 25.60km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 152kcal
  • Podjazdy 20m
  • Sprzęt Marian
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Igą - debiut

Niedziela, 12 maja 2019 • dodano: 19.05.2019 | Komentarze 4

MAPA

Wspaniała wycieczka z córeczką po bezpiecznej, asfaltowej DDRce. Autem dojechaliśmy do Chwarstnicy i stamtąd 3,5 km do Wirówka, gdzie spotkanie że zwierzątkami. Jak na pierwszą, wspólną wycieczkę wielce obiecująco. Celowo taki krótki dystans, żeby nie obrzydzić roweru. To raz, a dwa - bardzo zimny wiatr.



 
Kategoria z Igą, wycieczka


  • DST 54.90km
  • Czas 02:04
  • VAVG 26.56km/h
  • VMAX 45.40km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 1630kcal
  • Podjazdy 235m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gartz

Środa, 8 maja 2019 • dodano: 19.05.2019 | Komentarze 2

MAPA

Ot, wypadzik z okazji dnia wolnego od pracy.

Kategoria wycieczka


  • DST 5.90km
  • Czas 00:18
  • VAVG 19.67km/h
  • VMAX 31.70km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Kalorie 181kcal
  • Podjazdy 46m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na i z dworca

Niedziela, 5 maja 2019 • dodano: 19.05.2019 | Komentarze 0

Kategoria komunikacyjnie


  • DST 365.50km
  • Czas 14:17
  • VAVG 25.59km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Kalorie 10690kcal
  • Podjazdy 2285m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sopot

Sobota, 4 maja 2019 • dodano: 05.05.2019 | Komentarze 9

MAPA

W 2016 pokonałem trasę Szczecin-Gdynia. Wówczas zastanawiałem się nad celem i przez chwilę pomyślałem, że fajnie byłoby dojechać na sopockie molo. Co się odwlecze to nie uciecze i 1 maja, podczas przejażdżki do Schwedt, kierowany lekkimi wyrzutami sumienia, bo rok temu o tej porze już pierwszą trzysetkę, wprawkową do MP za sobą uznałem, że do pomysłu trzeba powrócić. Pogoda - tak sobie. Z jednej strony wiatr miał być sprzyjający, ale za to aura raczej jesienna - do 7 stopni i możliwe opady deszczu. Przygotowawszy rower wieczorem położyłem się spać o 21.30, co i tak nie zmieniło faktu, że zasnąłem dopiero po 23. Budzik zadzwonił o 2.30, przestawiłem go o kilkanaście minut i koniec końców wstałem trochę po 3. Słuszna porcja makaronu z serem i keczupem i można ruszać w drogę.

Start spod domu dokładnie o 3.48. Jadę przez ciemną Puszczę Bukową Drogą Kołowską, którą, łącznie z jej dziurami i "niespodziankami" znam na wylot ;) Dziwią mnie tylko dwa auta, z którymi mijałem się o 4 nad ranem. Gdy docieram do Starego Czarnowa na horyzoncie już szarzeje. Te pierwsze "dziesiąt" km to jazda "w automacie", gra muzyka, myślę o tysiącu różnych rzeczy i nawet przez chwilę nie zastanawiam się ile km jeszcze do przejechania. Z zamyślenia wyrywa mnie dopiero moje własne odbicie w jednej z witryn sklepowych w Chociwlu, na którym dostrzegam dziwnie zwisającą podsiodłówkę, ocierającą niemal o oponę. Staję, trochę koryguję paski i mam wrażenie, że jest lepiej. Potem kolejne km jazdy na granicy komfortu termicznego - jadę w dwóch warstwach na górze (zimowa koszulka dość gruba plus "potówka", ale też z długim rękawem) i jednej na dole. Na przystanku Miałka (to jest przed samym Ińskiem) z rozsądku zatrzymuję się, by zjeść batonika, napić się i dalej powalczyć z tą cholerną podsiodłówką. Chwile zaraz po odjeździe to męczarnia - jest bardzo zimno. W najgorszym momencie poranka termometr wskazuje 1 stopień powyżej zera.

Na szczęście jest bardzo ładnie, słonecznie i, co najważniejsze, wiatr ewidentnie sprzyja. Łykam więc szybko kolejne kilometry. Kolejny "romans" z dwudziestką zaczynam koło Ginawy i, mijając Drawsko, Złocieniec dojeżdżam nią do Czaplinka. Grubo przed planem, który zrobiłem sobie przed wyjazdem.

W Czaplinku odbijam na DW171, którą pamiętam z wojaży samochodowych. To bardzo malownicza droga. Tutaj też zaczynają się pierwsze "górki". Gdzieś za Polnem wyprzedzam ciągnik - po równym jedzie jak dla mnie trochę za wolno, jednak chwilę dalej zaczyna się dość długi podjazd i słyszę ryk Ursusa cały czas za plecami. W końcu zjeżdżam na pobocze i puszczam go przodem. Zjadam kolejnego batona, rozsyłam w świat łocapy i smsy, że wciąż żyję i ruszam pełen werwy dalej. 

Kilkanaście kilometrów dalej znów staję, tym razem na dłużej. W Starym Chwalimiu w sklepie spożywczym kupuję jogurt pitny, drożdżóweczkę i radlera warki, tego ciemnego, cytrynowego, bardzo dobrego :) Schodzi na to kilkanaście minut, w tym na rozmowy z przedstawicielami miejscowego establishmentu i odjeżdżam, jak po każdym postoju dygocąc z zimna, w dal.

Bardzo fajny odcinek zaczął się w Czechach, gdzie zjeżdżam z DW171 i odbijam w boczne, zapomniane, ale wciąż w bardzo dobrym stanie asfalty. Nimi to dojeżdżam w końcu do Białego Boru. Gdy wjeżdżam do miasteczka to zaczyna padać deszcz, a chwilę po wejściu do karczmy o intrygującej nazwie Leśniczanka sypie gradem! Proszę panią kelnerkę o zgodę na wniesienie roweru do środka - udaje się bez problemu. Jedzenie na przyzwoitym poziomie, a kompot jabłkowy z cynamonem to już creme de la creme ;) Biorę na koniec dodatkową szklankę i tak zaopatrzony ruszam do coraz bliższego (155 km) celu podróży.

Posiłek w zestawieniu z tym mega kompotem i wiatrem w plecy daje mi takiego szwungu, że nawet nie zauważam, gdy wpadam serpentyniastym zjazdem do Miastka. Przejeżdżam je na pełnej... już nie powiem co ;) Bo tam cały czas z góry. Dopiero na rogatkac zaczyna się dość mozolny, długi, wypłaszczający się przez wiele km podjazd. Jednak pogoda dobra, morale przyzwoite - jedzie się znakomicie. Nawierzchnia na DK20, bo od Białego Boru aż do Bytowa znów była mi towarzyszką, przyzwoita. Tutaj też sporo pagórków i zakrętasów. Ta droga (odcinek Bytów - Miastko) nazywana jest przez miejscowych drogą stu zakrętów - kiedyś mieszkałem w okolicy to wiem :)

W Bytowie, skąd inąd urokliwym, psuje się pogoda i potem przez wiele długich kilometrów zrobi się szaro, mżawkowato, bardzo zimno i nieprzyjemnie. Szczęśliwie widoki osładzają to wszystko. Natomiast zdecydowanie psuje - nawierzchnia dróg i wariaccy kierowcy. Jakieś 15 km od Bytowa i potem 15 km przed Kartuzami były najgorsze. Szczególnie ten drugi fragment mroził krew w żyłach.

W Sulęczynie staję na stacji benzynowej, potem jeszcze na krótko przed samymi Kartuzami w jakimś sklepiku i przez Żukowo, Chwaszczyno, gdyńskie Karwiny docieram do kultowej ulicy Sopockiej - wspaniały, kręty, miejscami z serpentynami zjazd do Sopotu od strony Wielkiego Kacka. Pruje się wspaniale. No ale nie ma się co dziwić - na dość krótkim odcinku zjeżdża się ze 120 m nad morze.

Równo o 20.20 melduję się przy sopockim molo. Zadowolony i dumny sam z siebie - kawał nikomu niepotrzebnej, dobrze wykonanej roboty ;) Na dworzec idę już z buta i kolejką SKM docieram do mojego miejsca noclegowego :)































  • DST 120.30km
  • Czas 04:37
  • VAVG 26.06km/h
  • VMAX 41.70km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 3537kcal
  • Podjazdy 551m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Chojna przez Schwedt

Środa, 1 maja 2019 • dodano: 01.05.2019 | Komentarze 8

MAPA

Miałem jechać wcześnie rano z braćmi i Damianem do Ińska. Ale gdy zadzwonił budzik i czułem "ćmiącą" z lekka głowę obróciłem się na bok, niestety zapomniawszy uprzedzić chłopaków, że mnie nie będzie. Na szczeście po chwili zadzwonił Damian, któremu wyłożyłem co i jak. Potem, widząc na stravie ich wyczyn, żałowałem, że nie pojechałem - tak to bywa ;) Obudziłem się po raz drugi po 10 (!) z nadal nawalającym łbem. Ogarnąłem śniadanie, kawa i w drogę.

Do Chojny postanowiłem tym razem dojechać Odrą-Nysą i był to chyba niezły wybór. Choć wiatr wiał dziś z różnych kierunków zachodnich i tak naprawdę rzadko kiedy na takiej trasie pomagał. 

Pogoda wspaniała, rower nie zawiódł po raz kolejny - poza skrzypiącym z lekka łańcuchem, ale to moja wina, bo zapomniałem nasmarować przed wyjazdem. Najciekawsze, że całą drogę w ogóle nie czułem głodu, w odróżnieniu od pragnienia ;) Na sam koniec, niemal pod klatką, na ostatnim podjeździe poczułem "odcięcie" i konieczność wrzucenia czegoś na ruszt, co też ochoczo w domu uczyniłem.









Kategoria wycieczka