m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 365.50km
  • Czas 14:17
  • VAVG 25.59km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Kalorie 10690kcal
  • Podjazdy 2285m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sopot

Sobota, 4 maja 2019 • dodano: 05.05.2019 | Komentarze 9

MAPA

W 2016 pokonałem trasę Szczecin-Gdynia. Wówczas zastanawiałem się nad celem i przez chwilę pomyślałem, że fajnie byłoby dojechać na sopockie molo. Co się odwlecze to nie uciecze i 1 maja, podczas przejażdżki do Schwedt, kierowany lekkimi wyrzutami sumienia, bo rok temu o tej porze już pierwszą trzysetkę, wprawkową do MP za sobą uznałem, że do pomysłu trzeba powrócić. Pogoda - tak sobie. Z jednej strony wiatr miał być sprzyjający, ale za to aura raczej jesienna - do 7 stopni i możliwe opady deszczu. Przygotowawszy rower wieczorem położyłem się spać o 21.30, co i tak nie zmieniło faktu, że zasnąłem dopiero po 23. Budzik zadzwonił o 2.30, przestawiłem go o kilkanaście minut i koniec końców wstałem trochę po 3. Słuszna porcja makaronu z serem i keczupem i można ruszać w drogę.

Start spod domu dokładnie o 3.48. Jadę przez ciemną Puszczę Bukową Drogą Kołowską, którą, łącznie z jej dziurami i "niespodziankami" znam na wylot ;) Dziwią mnie tylko dwa auta, z którymi mijałem się o 4 nad ranem. Gdy docieram do Starego Czarnowa na horyzoncie już szarzeje. Te pierwsze "dziesiąt" km to jazda "w automacie", gra muzyka, myślę o tysiącu różnych rzeczy i nawet przez chwilę nie zastanawiam się ile km jeszcze do przejechania. Z zamyślenia wyrywa mnie dopiero moje własne odbicie w jednej z witryn sklepowych w Chociwlu, na którym dostrzegam dziwnie zwisającą podsiodłówkę, ocierającą niemal o oponę. Staję, trochę koryguję paski i mam wrażenie, że jest lepiej. Potem kolejne km jazdy na granicy komfortu termicznego - jadę w dwóch warstwach na górze (zimowa koszulka dość gruba plus "potówka", ale też z długim rękawem) i jednej na dole. Na przystanku Miałka (to jest przed samym Ińskiem) z rozsądku zatrzymuję się, by zjeść batonika, napić się i dalej powalczyć z tą cholerną podsiodłówką. Chwile zaraz po odjeździe to męczarnia - jest bardzo zimno. W najgorszym momencie poranka termometr wskazuje 1 stopień powyżej zera.

Na szczęście jest bardzo ładnie, słonecznie i, co najważniejsze, wiatr ewidentnie sprzyja. Łykam więc szybko kolejne kilometry. Kolejny "romans" z dwudziestką zaczynam koło Ginawy i, mijając Drawsko, Złocieniec dojeżdżam nią do Czaplinka. Grubo przed planem, który zrobiłem sobie przed wyjazdem.

W Czaplinku odbijam na DW171, którą pamiętam z wojaży samochodowych. To bardzo malownicza droga. Tutaj też zaczynają się pierwsze "górki". Gdzieś za Polnem wyprzedzam ciągnik - po równym jedzie jak dla mnie trochę za wolno, jednak chwilę dalej zaczyna się dość długi podjazd i słyszę ryk Ursusa cały czas za plecami. W końcu zjeżdżam na pobocze i puszczam go przodem. Zjadam kolejnego batona, rozsyłam w świat łocapy i smsy, że wciąż żyję i ruszam pełen werwy dalej. 

Kilkanaście kilometrów dalej znów staję, tym razem na dłużej. W Starym Chwalimiu w sklepie spożywczym kupuję jogurt pitny, drożdżóweczkę i radlera warki, tego ciemnego, cytrynowego, bardzo dobrego :) Schodzi na to kilkanaście minut, w tym na rozmowy z przedstawicielami miejscowego establishmentu i odjeżdżam, jak po każdym postoju dygocąc z zimna, w dal.

Bardzo fajny odcinek zaczął się w Czechach, gdzie zjeżdżam z DW171 i odbijam w boczne, zapomniane, ale wciąż w bardzo dobrym stanie asfalty. Nimi to dojeżdżam w końcu do Białego Boru. Gdy wjeżdżam do miasteczka to zaczyna padać deszcz, a chwilę po wejściu do karczmy o intrygującej nazwie Leśniczanka sypie gradem! Proszę panią kelnerkę o zgodę na wniesienie roweru do środka - udaje się bez problemu. Jedzenie na przyzwoitym poziomie, a kompot jabłkowy z cynamonem to już creme de la creme ;) Biorę na koniec dodatkową szklankę i tak zaopatrzony ruszam do coraz bliższego (155 km) celu podróży.

Posiłek w zestawieniu z tym mega kompotem i wiatrem w plecy daje mi takiego szwungu, że nawet nie zauważam, gdy wpadam serpentyniastym zjazdem do Miastka. Przejeżdżam je na pełnej... już nie powiem co ;) Bo tam cały czas z góry. Dopiero na rogatkac zaczyna się dość mozolny, długi, wypłaszczający się przez wiele km podjazd. Jednak pogoda dobra, morale przyzwoite - jedzie się znakomicie. Nawierzchnia na DK20, bo od Białego Boru aż do Bytowa znów była mi towarzyszką, przyzwoita. Tutaj też sporo pagórków i zakrętasów. Ta droga (odcinek Bytów - Miastko) nazywana jest przez miejscowych drogą stu zakrętów - kiedyś mieszkałem w okolicy to wiem :)

W Bytowie, skąd inąd urokliwym, psuje się pogoda i potem przez wiele długich kilometrów zrobi się szaro, mżawkowato, bardzo zimno i nieprzyjemnie. Szczęśliwie widoki osładzają to wszystko. Natomiast zdecydowanie psuje - nawierzchnia dróg i wariaccy kierowcy. Jakieś 15 km od Bytowa i potem 15 km przed Kartuzami były najgorsze. Szczególnie ten drugi fragment mroził krew w żyłach.

W Sulęczynie staję na stacji benzynowej, potem jeszcze na krótko przed samymi Kartuzami w jakimś sklepiku i przez Żukowo, Chwaszczyno, gdyńskie Karwiny docieram do kultowej ulicy Sopockiej - wspaniały, kręty, miejscami z serpentynami zjazd do Sopotu od strony Wielkiego Kacka. Pruje się wspaniale. No ale nie ma się co dziwić - na dość krótkim odcinku zjeżdża się ze 120 m nad morze.

Równo o 20.20 melduję się przy sopockim molo. Zadowolony i dumny sam z siebie - kawał nikomu niepotrzebnej, dobrze wykonanej roboty ;) Na dworzec idę już z buta i kolejką SKM docieram do mojego miejsca noclegowego :)
































Komentarze
marekburdzy
| 18:02 środa, 8 maja 2019 | linkuj Brawo Michał. Super wycieczka :))
jotwu
| 16:20 środa, 8 maja 2019 | linkuj Wprost nie do wiary co niektórzy moi znajomi rowerowi z BS wyczyniają i nie wiem co bardziej podziwiać wprost znakomitą sprawność fizyczną czy też doskonałość rowerów.
strus
| 14:49 wtorek, 7 maja 2019 | linkuj Super wyprawa ,ty zawsze mnie zaskakujesz.
leszczyk
| 14:09 poniedziałek, 6 maja 2019 | linkuj Morderczy dystans przejechany w rajdowym tempie i jeszcze do tego tak detaliczny opis, że aż kompotu mi się zachciało... Brawo!
michuss
| 13:54 poniedziałek, 6 maja 2019 | linkuj Dzięki!

Jurek, zwykły tylżycki z biedry! :)
tunislawa
| 22:42 niedziela, 5 maja 2019 | linkuj ło jeju ! ;)
yurek55
| 22:22 niedziela, 5 maja 2019 | linkuj Kluski z jakim serem? Muszę wiedzieć, co takiego powera daje. Brawo, super trasa i relacja. A zdjęcia przypominają mi wakacyjne drogi dziurawe. :)
Trollking
| 21:52 niedziela, 5 maja 2019 | linkuj O cholera. Brawo! :)

Kota przestraszyłeś, zaliczyłeś Polskę w piii...gułce, czyli koszmarne śmieszki i dziury, ale było warto :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!