m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2018

Dystans całkowity:1648.40 km (w terenie 37.30 km; 2.26%)
Czas w ruchu:73:14
Średnia prędkość:22.51 km/h
Maksymalna prędkość:67.10 km/h
Suma podjazdów:10337 m
Suma kalorii:47243 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:96.96 km i 4h 18m
Więcej statystyk
  • DST 40.30km
  • Teren 8.80km
  • Czas 01:57
  • VAVG 20.67km/h
  • VMAX 31.70km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Kalorie 1051kcal
  • Podjazdy 212m
  • Sprzęt Marian
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do portu

Niedziela, 30 września 2018 • dodano: 07.10.2018 | Komentarze 0

MAPA




Kategoria wycieczka


  • DST 63.30km
  • Teren 18.50km
  • Czas 03:09
  • VAVG 20.10km/h
  • VMAX 40.60km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 1719kcal
  • Podjazdy 390m
  • Sprzęt Marian
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kołowo przez Załom

Sobota, 29 września 2018 • dodano: 07.10.2018 | Komentarze 2

MAPA

W pakiecie przejazd wałem od Dąbia do wysokości Załomia. Utwardzona droga tylko na niewielkim fragmencie. Poza tym śladu po jakichkolwiek przygotowaniach brak...



Kategoria wycieczka


  • DST 46.60km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 21.18km/h
  • VMAX 32.30km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Kalorie 1238kcal
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt Marian
  • Aktywność Jazda na rowerze

DPPD

Piątek, 28 września 2018 • dodano: 07.10.2018 | Komentarze 0

Kategoria komunikacyjnie


  • DST 48.20km
  • Czas 02:11
  • VAVG 22.08km/h
  • VMAX 35.80km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 1290kcal
  • Podjazdy 184m
  • Sprzęt Marian
  • Aktywność Jazda na rowerze

DPPD

Czwartek, 27 września 2018 • dodano: 07.10.2018 | Komentarze 0

Kategoria komunikacyjnie


  • DST 33.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:37
  • VAVG 20.41km/h
  • VMAX 39.90km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Kalorie 908kcal
  • Podjazdy 165m
  • Sprzęt Marian
  • Aktywność Jazda na rowerze

DPPD

Środa, 26 września 2018 • dodano: 07.10.2018 | Komentarze 0

Kategoria komunikacyjnie


  • DST 21.90km
  • Czas 01:00
  • VAVG 21.90km/h
  • VMAX 36.30km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Kalorie 646kcal
  • Podjazdy 139m
  • Sprzęt Marian
  • Aktywność Jazda na rowerze

PPD

Wtorek, 25 września 2018 • dodano: 07.10.2018 | Komentarze 0

Kategoria komunikacyjnie


  • DST 23.30km
  • Czas 01:05
  • VAVG 21.51km/h
  • VMAX 42.60km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 468kcal
  • Podjazdy 109m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Długi powrót do domu

Środa, 19 września 2018 • dodano: 22.09.2018 | Komentarze 10

Zjazd na PKP do Poronina, potem pociągiem do Zakopanego. Tam parę km w centrum w poszukiwaniu piekarni i spożwyczaka. Udaje się dość szybko, podobnie jak z autobusem, który zabiera nas wraz z rowerami do Krakowa. Potem już tylko wielogodzinna podróż do Szczecina i ostatnie kilka km z Dąbia do domu.

1. Samotność długodystansowców na PKP w Poroninie ;)


2. Krakowski bynajmniej spleen


3. Tak wieszaki w WAWELU wyglądały w Krakowie


4. A tak między Stargardem a Dąbiem

Kategoria komunikacyjnie


  • DST 227.30km
  • Czas 11:47
  • VAVG 19.29km/h
  • VMAX 67.10km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 7642kcal
  • Podjazdy 3338m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze

MPP 2018 cz. 2/2 (Zawiercie-Głodówka)

Poniedziałek, 17 września 2018 • dodano: 22.09.2018 | Komentarze 11

MAPA

Po krótkim, ale bardzo, bardzo głębokim śnie budzi nas budzik. Jest 5.10 rano. Za oknami ciemno. Za cholerę nie chce się wychodzić spod ciepłej kołdry zesztywniałymi nogami, o innych kontuzjach nie wspominając. Robimy to jednak, wstajemy i ruchami muchy w smole zaczynamy się zbierać do drogi. O 6.30 odjeżdżamy spod bazy noclegowej i nie ujeżdżając nawet 5 km stajemy pod spożywczakiem i urządzamy sobie śniadanie z prawdziwego znaczenia. Są gorące bułki, kabanosy, sok z buraków, masło orzechowe, jogurty, itd. Wszystko co ma dać nam kopa na podjazdy, których dziś będzie zatrzęsienie.

Na dzień dobry, jeszcze w samym Zawierciu dostajemy dość długi podjazd, którym docieramy do Podzamcza z pięknymi ruinami zamku w tle. Obniżamy się do Ogrodzieńca, by pochwili zasuwać wojewódzką do Olkusza. Najpierw dość długo i mozolnie pod górę, potem żwawy, szybki zjazd. Mijamy zapchane samochodami Klucze, potem długi podjazd i z góry, szybkim zjazdem wpadamy na skraj Olkusza. Równym nie cieszymy się jednak zbyt długo, bo zaraz za miastem droga ostro wspina się do góry. Na szczycie tego podjazdu kolejny postój (na ściąganie nadmiaru ubrań), a kawałek dalej, na stacji paliw picie. Potem znów góra dół góra dół, aż dłuższym "dół"dobijamy do Trzebini. Mijamy ją bez postoju, ten urządzając dopiero w Zatorze na orlenie. Mam w pamięci opis Krzyśka Sobieckiego z forum, w którym pisał, że odcinek widokowy górski zaczyna się właśnie od Zatoru. I tak chyba jest.

Ostra ścianka w Witanowicach wysysa siły, ale udaje się to podjechać. Stajemy pod dębem, obserwujemy okolicę, pijemy, jest super. Pogoda idealna, nie za ciepło, nie za zimno.

Potem mijamy zbiornik Świnna Poręba i długim podjazdem dobijamy aż do Krzeszowa. Stąd szybki (najszybszy na całym maratonie) zjazd i Stryszawa, gdzie miły pan ze stacji paliw kieruje nas do sąsiedniej pizzerii. Ta niestety okazuje się zamknięta i zmuszeni jesteśmy jeść po raz kolejny chemiczne g*wno z orlenu - mam tu na myśli hot-dogi, zapiekanki czy kanapki. Na szczęście uzupełniliśmy ich tyle, że podjazd pod Przełęcz Przysłop pokonujemy na rowerach, choć ja, przyznam, musiałem zrobić sobie w najbardziej stromym miejscu chwilę odpoczynku na wodę i złapanie oddechu. Zjazd emocjonujący, po serpentynach. No i Zawoja, którą przejeżdżamy bez zatrzymywania chcąc Przełęcz Krowiarki mieć jak najszybciej za sobą. I mamy ją całkiem szybko. Fota, dołożenie warstw na zjazd i meldujemy się na płaskiej Orawie. Postoje sypią się niestety jak z rękawa: sklepik w Zubrzycy, stacja w Jabłonce i na koniec jeszcze Karczma Na Rogu w Czarnym Dunajcu. Tu zjadamy pierogi i z takim pokładem energii zmierzamy do mety.

Ja nie ukrywam, że jestem już mocno wyczerpany taką jazdą. Końcowe kilometry dłużą się niemiłosiernie. Pewne ożywienie stanowią zjazdy - z Zębu i z Toporowej Cyrhli w stronę Brzezin. Ale z tego zmęczenia pierwszy kawałek Zębu podprowadzam, ale po 100 metrach widząc jak czerkaw z wolna się oddala decyduję się jednak to wjechać ;)

Murzasichle to powolne, systematyczne nabieranie wysokości  po to, by zaraz ją stracić na szosie Zakopane - MOko. Zostaje jeszcze tylko uzbieranie tych metrów z powrotem i dotoczenie się na Polanę Głodówka co czynimy o 0.25 dnia 18 września. Szczęśliwi i dumni, ale ze świadomością, że można by jeszcze sporo poprawić, tym bardziej, że dostaliśmy prezent od losu w postaci pogody.

Dzięki Paweł za wspólne km. Dzięki organizatorom, wolontatriuszom, wszystkim, którzy słali mi motywujące smsy i komenty na fb - wielkie dzięki. I jeszcze raz dla 4gottena za torbę podziękowania.

Za rok wybieram się znowu :)

1. Śniadamy dość niewyraźni w Zawierciu


2. Podzamcze - zamek w tle


3. Pierwsze wspaniałe panoramy


4. Pierwszy solidniejszy podjazd - Witanowice


5. Witanowice  z góry. Kościół o ciekawej architekturze z prawej


6. W Kleczy praca wre ;)


7. Kolejna panorama i zapowiedź szybkiego, wspaniałego zjazdu :)


8. Wokół Świnnej Poręby


9. Świnna Poręba z drugiej strony


10. U podnóża Krowiarek


11. Na Przełęczy Krowiarki


12. Na mecie

Kategoria >200 km, maraton


  • DST 711.50km
  • Czas 30:35
  • VAVG 23.26km/h
  • VMAX 65.70km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 19789kcal
  • Podjazdy 3667m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze

MPP 2018 cz. 1/2 (Hel-Zawiercie)

Niedziela, 16 września 2018 • dodano: 21.09.2018 | Komentarze 6

MAPA

Początkowo chciałem w tym roku wystartować w BBT. Jednak zmieniłem plany uznając, że bardziej ambitnie będzie wziąć się za rogi z MPP, powszechnie uważanym za jedno z trudniejszych ultra w kraju. Głównie ze względu na tzw. samowystarczalność. Nie wolno zawodnikom korzystać z zorganizowanych przez siebie punktów logistycznych (punkty kontrolne w przypadku tego maratonu są jedynie kropkami na mapie, nie ma tam żadnego jedzenia ani picia). Nie wolno też przed startem organizować sobie noclegów, za to można mieć listę agro z numerami telefonów. To, między innymi, umieściłem sobie na ściągawce przyklejonej do górnej rury ramy :) A obok tej ściągawki pożyczona od 4gotten torba pod górną rurę - dzięki Daniel, bez niej byłoby licho!

Start o godzinie 9.00 spod latarni morskiej w Helu 15 września, w sobotę. Prowadzi nas radiowóz policyjny. Drugi jedzie z tyłu i zamyka kolumnę. Mowa była o tempie 25 km/h, jednak bardzo szybko rzeczywistość okazuje się inna i piłujemy po 30-35 km/h aż do samego Władka. Skupiam się tylko na tym, by trzymać się grupy przede mną. Ci, co jadą wolniej zostaną wyprzedzeni nawet przez ten zamykający kolumnę radiowóz - na pewno ma to fatalny wpływ na morale. Efekt tej szybkiej jazdy jest jednak taki, że we Władku meldujemy się po godzinie. Szybko.

Za miastem rozdzielamy się wedle uznania. I tak składa się, że jadę razem z czerkawem, co było zaplanowane już od wielu miesięcy. Jako jedni z nielicznych wybieramy ścieżkę rowerową zamiast DW213 i nią toczymy się aż do drugiego przejazdu w Sławoszynie. Kawałek dalej, zaraz za Krokową na podjeździe dochodzimy Marcela Gawrona. I razem z nim jedziemy aż do Kasubskiego Oka gaworząc sobie miło. Tu króciuteńki postój, woda, chyba jakiś batonik i dalej w drogę. W Rybskiej Karczmie mam nieprzyjemne zdarzenie, które potem - kropka w kropkę - powtórzy się w Wielu. Oglądam się za siebie, a gdy odwracam głowę spostrzegam, że jadę prosto w grząskie pobocze. Jakoś udaje mi się poczekać z wypięciem na bardziej stabilny grunt i staję na swoich nogach kawałek dalej. Uff... Droga do Bolszewa niestety bardzo ruchliwa i z wariackimi kierowcami (podobni będą potem dopiero w górach).

Na światłach w Gościcinie spotykamy grupkę, w której jest miedzy innymi Anita Ignaczak. Oprócz niej chyba dwóch panów. Zostawiamy ich za sobą i pniemy się w górę tak dobrze mi znanym, pokonywanym rok temu bardzo często na Hance podjazdem pod Górę Gościcińską. Wiatr daje ostro popalić i na dużej części trasy tego dnia będzie przeszkadzał. Wiał z zachodu i południowego zachodu.

Kolejny postój przy sklepiku w Wyszecinie. Zastajemy to górala nizinnego, co mnie dziwi, bo on zawsze szybko jeździ. Okazuje się, że miał wypadek, kolega jadący w peletonie wyprzedzał go z prawej strony, doszło do nieporozumienia i kilka osób wylądowało na asfalcie. Wszyscy, oprócz górala, mogli otrzepać się i pojechać dalej. Niestety w jego przypadku mocno uszodził się rower, a i on sam był mocno oszlifowany.

Kolejne km to, jak wspomniałem, dobrze znane mi drogi rodzinnych stron. Za Strzepczem znajomi urządzają mi punkt powitalny. Korzystają na tym też czerkaw i chyba żubr - tzn. na machaniu, bo to była jedyne co nam ofiarowali, wszystko zgodnie z regulaminem. Potem od Mirachowa długi i nużący podjazd przez las. Tutaj przekracza się dość znacznie barierę 200 m n.p.m. W Łączyńskiej Hucie Żubr o mało nie zostaje rozwalony przez włączające się z bocznej drogi auto. A w Żurominie, kawałek dalej, poinformowani rodzice koleżanki wymachują w moją stronę radośnie :)

No i po 15 jesteśmy w Kościerzynie, gdzie zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami stajemy na obiad. Robi to też kolega, który krótko za Kościerzyną wyrwie do przodu - łudził się pewnie, że jedziemy szybciej, jego tempem ;) Pizza i bezalholowe piwo stawiają na nogi i po 40 minutach jedziemy dalej już we dwóch i tak pozostanie na dobrą sprawę aż do końca. Nudne, ale dość spokojne asfalty Borów Tucholskich towarzyszą nam aż do Tucholi. W międyczasie jeszcze w Czersku krótki postój na orlenie i dalej wio.

 W Tucholi jedynie krótka pauza na rynku i to był błąd, bo do kolejnej większej miejscowości z otwartym sklepem było daleko, a nam kończyła się woda. Pozorna oszczędność, która uzmysłowiła, przynajmniej mi, jak ważne jest rozsądne planowanie w przód. W tych okolicach, a więc między Tucholą a Nakłem rozchorowuje się żołądkowo  czerkaw. Początkowo nie jest bardzo źle, ale potem dochodzą silne wymioty. W Mroczy spędzamy 40 minut pod żabką, gdzie pijemy, a czerkaw dochodzi do siebie. W pełni udaje się to dopiero za Nakłem. Tu dotarliśmy wprawdzie o 23.55, więc udaje się na ostatnią chwilę złożyć zamówienie w McD, ale cóż z tego skoro czerkaw jest na tyle niechętny konsumpcji, że swoją kanapkę zostawia. Kawałek dalej, na orlenie, prosi obsługę o herbatę, potem znów aplikuje sobie solidną dawkę wymiotów za toi-toiem i w pewnej chwili wychodzi zza niego jak nowonardzony zarządzając odjazd. Wspaniale :)

Nocno poranne kilometry się dłużą. Paweł walczy ze snem głośno śpiewając, odpala też muzyczkę z telefonu. Na chwilę przystajemy na orlenie w Łabiszynie. Potem robimy to samo w Goryszewie, zaraz za PK w Mogilnie. Gdy z tej stacji ruszamy to w zasadzie już świta i wczesnym rankiem osiągamy Słupcę - tu, też na orlenie, coś na kształt śniadania. Czuć już zapach niedoległego Kalisza, który jest już na 500 km, a więc za półmetkiem trasy. W tymże, najstarszym polskim mieście również spotykam znajomych, którzy wesoło nam machają. Stajemy na parę słów. Bardzo to miłe, ładujące akumulatory, szczególnie po wielu godzinach monotonnej jazdy.

Na obiad wybieramy sobie knajpę Ajlo, gdzie dostajemy po porcji sytego spaghetti carbonara. Świetnie zrobione, kaloryczne danie, które bardzo długo będzie "trzymać".

Najgorszy odcinek pod względem nawierzchni właśnie na nas czeka. Od Kalisza do Pajęczna było sporo zniszczonych odcinków. Najgorsze, że o ile podjazd można sobie sprawdzić w nawigacji i wiedzieć kiedy się mniej więcej skończy o tyle na takich drogach nic nie wiadomo - czy to jeszcze 2 km  czy może 22... Do Złoczewa w każdym razie dojeżdżamy jakoś przed 16. Tu robie użytek z swoich numerów telefonów na agro i dzwonię do pani z Zawiercia, która ma kwaterkę zlokalizowaną dokładnie przy trasie maratonu na ulicy Pomrożyckiej bodajże 73. Pani obdarza nas zaufaniem - ustaliłem z nią przez telefon gdzie schowa klucze do domu (nie mieszka w nim), a zapłatę mamy uregulować zostawiając pieniądze na stole! Po tych ustaleniach jazda od razu nabiera, przynajmniej dla mnie, bardziej żwawego charakteru. Poza tym człowiekowi towarzyszy spokój, bo ma cel, do którego jedzie. Wprawdzie 140 km do przejechania od 16.30 to jest kawałek, ale nie ma bata - by sensownie zmieścić się z zapasem w limicie musimy dotrzeć w niedzielny wieczór/noc w Jurę. I plan ten realizujemy, dostając przy okazji mocno w kość na hopkach przedzawierciańskich. Trochę zweryfikowały nasze plany i dzień kończy się tak, że zamiast o 23 wylądować w agro lądujemy tam koło 1. Szybki prysznic, czyste ciuchy i do spania na 3,5 godziny :)

1. Podnosząca na duchu rozpiska najważniejszych punktów na trasie


2. Długie noce wrześniowe

3. Świt gdzieś przed Słupcą


4. "A ja tam, mamo, tam, gdzie już bliżej niźli dalej", czyli połowa trasy w nogach :) Łąki w okolicach Chocza.


5. Uczta w Ajlo w Kaliszu



  • DST 1.70km
  • Czas 00:05
  • VAVG 20.40km/h
  • VMAX 24.90km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 45kcal
  • Podjazdy 6m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na start MPP 2018

Sobota, 15 września 2018 • dodano: 21.09.2018 | Komentarze 4

Po drodze zakupy w piekarni Konkola z Karwi - jak na złość przed nami zebrało się towarzystwo kupujące niezliczone ilości bułek, ciastek i bochenków. Te ostatnie oczywiście obowiązkowo do pokrojenia. Godzinę przed planowanym startem jesteśmy w bazie i w nieco nerwowej, ale i towarzyskiej atmosferze obserwujemy przygotowania. Bagaże jadące na metę trafiają do busa, wspaniali wolontariusze wręczają nam lokalizatory. Potem głos zabiera burmistrz Helu, popełniając dość żartobliwy błąd, mówi mianowicie, że jesteśmy niesamowici i podejmujemy się wielkiego wyczynu przejechania OSIEMDZIESIĘCIU SIEDMIU kilometrów w trzy dni ;)))

1. Widok z hostelowego pokoju - daleko Zatoka. Na mecie z okna widać będzie góry.


2. yoshko, czerkaw, żubr, linuś i ja - zwarci i gotowi do startu.


3. Pod latarnią

Kategoria komunikacyjnie