m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 564.50km
  • Czas 22:17
  • VAVG 25.33km/h
  • VMAX 47.60km/h
  • Kalorie 15717kcal
  • Podjazdy 2095m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Podróżnika 2019

Sobota, 1 czerwca 2019 • dodano: 05.06.2019 | Komentarze 13

MAPA

Zacznę może od tego, że w trakcie jazdy dotarła do nas nieprzyjemna wiadomość, iż jeden z zawodników jadących dystans "300" uległ wypadkowi. A konkretniej na 300 metrów przed metą (sic!) uderzyło w niego auto. Stan określany był jako ciężki, przetransportowany został do szpitala śmigłowcem. Dziś, gdy piszę te słowa (6 czerwca tuż po północy) wiemy, że ów uczestnik wyścigu zmarł... Ciężko cokolwiek napisać, straszna wiadomość... Mógł to być każdy z nas...

[*]

Na starcie podróżnika stajemy w grupce, którą roboczo określiliśmy "Morświny" w składzie czerkaw (Paweł), owsianka (Kamil), shrink (Sebastian) i ja. Już w czasie przygotowań do startu na rynku Kamil orientuje się, że brakuje mu śruby trzymającej blat w korbie (takie małe "kominy"). Ustalamy więc, że po starcie on uda się do pobliskiego sklepu rowerowego, a my w trójkę jedziemy przed siebie i oczekujemy aż nas dogoni. Przypuszczaliśmy, że nastąpi to na punkcie żywieniowym na 263 kilometrze. Jakież więc było nasze zdziwienie, gdy zdyszany Kamil wpadł na nas już na PK1, w Krzywdzie. Tzn punkt był formalnością, sam w sobie jako taki nie istniał. Spędziliśmy tam jednak około 20 minut, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Staraliśmy się trzymać reżim postojowy i prędkościowy. O ile to pierwsze wyszło, przynajmniej przez większą część soboty, o tyle z drugim były już "problemy". Ale trzeba przyznać, że ciężko jest trzymać limit 27-28 km/h, gdy wiatr sporo pomaga i można korzystać z przywilejów jakie daje jazda w "peletonie".

Jak wspomniałem pierwszy, większy postój w Krzywdzie (przed nim był sikustop, pomocostop - Sebastian przystaje przy naprawiającym swoją linkę od przerzutki tylnej Konradzie Adkonisie i fotostop). Kolejne postoje staraliśmy się robić co 40 km, ale to takie krótkie, żeby na moment przystanąć. Potem kolejny popas na stacji lotosu w Parczewie. Tutaj zostaję wyproszony z klimatyzowanego wnętrza, bo otworzyłem i zacząłem pić Radlera 2%... Koniec końców wszyscy i tak siedzimy przy dystrybutorach (jedyne miejsce, gdzie był cień). W międzyczasie wyprzedza nas "grupka Wilka", z którą kilka razy się będziemy dziś tasować.

Kolejny punkt "orientacyjny" na trasie to graniczna Włodawa. Nim jednak tam dojedziemy po trasie są Wyryki, gdzie Sebastian musi poprosić o wodę w przydrożnej chałupce. Udaje się wszystko załatwić, a przy okazji zamienić parę słów i uwiecznić tę scenkę na matrycy. Bratanie z miejscową ludnością - zaliczone. We Włodawie zaliczamy kolejny postój, tym razem znów na stacji orlenu. Mimo, że do punktu żywieniowego nieco ponad 30 km biorę sobie tutaj chemiczną, pyszną zapiekankę z kurczakiem. Do tego zimne napoje, pogawędki na polbruku między innymi z Pablo, który pokonywał trasę MP w sposób "nieformalny", przy okazji dojeżdżając nań i zjeżdżając z niej do Warszawy na rowerze. Po pobraniu kalorii ruszamy przygranicznym, leśnym odcinkiem aż do Woli Uhruskiej. Trasa ciekawa, po drodze Lasy Sobiborskie, rezerwaty przyrody, cisza, sielanka i spokój z Bugiem po naszej lewej stronie.

W Woli Uhruskiej dość długi i "mocny" podjazd. Chyba pierwszy taki na tej trasie. Gdy wjechaliśmy do góry czekało nas kilka km w pofałdowanym terenie aż docieramy do punktu żywieniowego w miejscowości Tomaszówka. Przysługuje nam porcja makaronu z mięsnym sosem. Zjadam to ledwo, ledwo, bo chwilę wcześniej korzystaliśmy z orlena. Wmuszam makaron, niektórzy biorą dokładkę, opijam się herbatą, podjadam trochę jabłka i już rach-ciach mamy planowane 40 minut postoju za sobą. Wyjeżdżamy 5 minut później i od razu dostajemy najpierw fajny podjazd, a zaraz potem długi zjazd. Grupa Wilka wyjechała przed nami, ale że przywdziewają na siebie cieplejsze fatałaszki to w Sawinie ich mijamy. Potem dość dłużący się odcinek do Cycowa, który zapamiętałem z Pięknego Wschodu 2016. Ten kawałek Sawin-Cyców szedł bardzo szybko i sprawnie. Chęci do pedałowania dodaje też zapadający zmrok i widmo nocnej przygody ;)

W Cycowie znów postój. Ja wykorzystuję go na założenie dodatkowej warstwy ciuchów. Część kolegów zjada to co zabrali z sobą z PŻ (były drożdżówki i zwykłe kanapki), a po około 15 minutach jedziemy już dalej z wizją mety za około 250 km.

Kolejny odcinek jakoś wyleciał mi z głowy. Wiem tylko, że gdzieś wpadamy na grupę Wąskiego oraz chyba jeszcze jakąś. Trafiamy akurat na moment, gdy ruszają i przez dłuższą chwilę podjazd, równe, a potem karkołomny zjazd po wielkich dziurach robimy w towarzystwie dodatkowych, kilkunastu rowerzystów. Stajemy w jakiejś wiosce w mini parku i rozsiadamy się na ławkach. Część je, część pije, aż pada hasło, że niedaleko już Bychawa i orlen tamże. To sprawia, że w try mi ga się zwijamy i ruszamy do tej oazy. Schodzi szybko, bo to ledwie 13 km.

Na stacji jest już sporo "naszych", w tym grupa wilka, która prawdopodobnie wyprzedziła nas w Cycowie. Oni akurat ruszają, my kokosimy się wkoło budynku i wewnątrz. Panie przemiłe, obsługujące potwierdzają, że mają oblężenie rowerzystów i, że z wolna są już tym zmęczone ;) Ruszamy po jakichś 30-40 minutach, ale w taki sposób, że Sebastian odjeżdża, a ja z czerkawem orientujemy się, że nie ma z nami Kamila. Po dłuższej chwili wychodzi uśmiechnięty, bo skorzystał  WC. A my w tych okolicznościach ruszamy w ślad za Sebastianem, który czeka na nas kilkanaście km dalej z kolegą, który postanowił na metę dojechać z Morświnami ;)

Z kolejnych fragmentów pamiętam nadchodzący świt przed Urzędowem, kilka minut postoju na czymś na kształt rynku tamże i odjazd w kierunku nieodległej Wisły. W końcu docieramy do Józefowa, a zaraz potem przekraczamy rzekę mostem i osiągamy skraj Solca. Wspinamy się pod stromą skarpę, a chwilę później z niej zjeżdżamy w poszukiwaniu stacji orlenu. Całe zdarzenie zbiega się z silnym zmęczeniem i rodzi niesnaski w naszej grupce - w takich momentach widać przewagę jazdy solo (która ma też i swoje minusy, bo nie ma się z kim dzielić wrażeniami chociażby). Efekt jest taki, że tracimy około 30-40 minut oraz wysokość, którą trzeba z powrotem podjechać. Stacja okazuje się być całodobowym sklepem, w którym i tak nic nie ma... Wszystko to sprawia, że niezbyt uważnie (w sensie rozglądania się na boki) przejeżdżam fajny odcinek do Góry Puławskiej, gdzie stajemy na 20-30 minut postoju śniadaniowego. Chłopakom, którzy chcieli by się zatrzymywać częściej obiecuję krótkie, pięciominutowe postoje na 50 i 25 km przed metą (z Góry Puławskiej jest 77 km na metę). Wychodzą nam zamiast dwóch - trzy dłuższe postoje. Jeden na tym 50 km, drugi zaraz za Kozienicami pod kapliczką, gdzie ja doznaję (przejściowego na szczęście) odcięcia mocy i trzeci, jedynie 21 km przed metą, ale niezbędny w związku z suszą w bidonach, połączoną z wzrastającą w tempie ekspresowym temperaturą. Ten ostatni kawałek zresztą lecimy jak zaklęci, jak na skrzydłach. A tak się nam przynajmniej wydawało z tym dystansem, który mieliśmy w nogach.

Trochę rozczarowuje mnie czas, w którym dotrzemy na metę. Chcieliśmy to zrobić przed południem, ale już widać, że nie ma na to szans. Jednak krótko przed metą przypominam sobie, że przecież startowaliśmy o 8.05! Więc jeżeli się bardzo sprężymy to zejdziemy z czasem poniżej 28 godzin. Przebieramy więc nóżkami co nie miara i o 12.02 przekraczamy bramę kempingu Nad Pilicą wśród oklasków zgromadzonych tam już zawodników. Chwilę później obiad, piwko, a na to wszystko porządna, ciężka burza z piorunami i mocną ulewą. Jakie to szczęście, że dopiero tutaj, że już pod dachem. Bo pogoda dopisywała przez cały czas - nie za gorąco (może poza niedzielą), wiatr niezbyt silny, na dużej części pomagający. Słowem typowe - bo na MP zawsze pogoda była sprzyjająca.

Smutnym faktem są te nieszczęsne wypadki, bo oprócz opisywanego na wstępie było jeszcze kilka innych zdarzeń, które odbiły się na zdrowiu niektórych zawodników.

Organizacja maratonu - wzorowa. Super miejsce na bazę. Piękne medale, przemiła, uważna i opiekuńcza obsługa. Możliwość spotkania nowych i starych znajomych - tu ukłony dla Katany, która pod "skrzydłami" Wilka pokonała te 565 km w pięknym czasie 26 godzin z minutami. Drogi, poza felernym zjazdem w okolicach Lublina, dobrane bardzo sensownie. Osobiście, poza wspomnianym, nie pamiętam dłuższych odcinków, gdzie sprzęt dostawał w kość. Świetnym pomysłem był kupon do wykorzystania na stacjach orlen leżących przy trasie. Super estetyczne medale. Bardzo fajne nawiązanie do specjalności lokalnej, czyli sadownictwa - skrzynki pełne jabłek dostępne dla każdego. No i obłędne krówki, które ratowały na trasie, a nawet dzień po podczas długiej podróży do zachpomu.

Odrębne podziękowania składam dla Trendixa za użyczenie bagażnika rowerowego.

Chyba tyle :)















































Komentarze
Katana1978
| 08:35 sobota, 8 czerwca 2019 | linkuj garmin następnym razem jak do mnie zagadasz, to powiedz, że ty to TY :D
Nie mogę sobie darować że Cię nie rozpoznałam :)
michuss
| 21:02 piątek, 7 czerwca 2019 | linkuj Katana, wyście chyba nas minęli w Cycowie - myśmy tam zjechali na 15 minutowy popas. Potem wjechaliśmy na orlen w Zdychawie akurat w momencie, gdyście odjeżdżali. No i widocznie mieliście na tym etapie lepszą dyscyplinę postojową. W Józefowie czerkaw sprawdzał to byliście te kilkanaście km przed nami, na pseudostacji koło Solca. Tak czy inaczej - fajnie, że się zobaczyliśmy i, że udało nam się w całości dojechać na metę, bo jak widać - nie wszystkim to było dane...

garmin, mam nadzieję, że jeszcze będzie się kiedyś okazja spotkać. Fajnie się gadało w tej Włodawie :)

Wszystkim pozostałym - dziękuję :)
jotwu
| 17:47 piątek, 7 czerwca 2019 | linkuj Wprost nie do uwierzenia, że tak ogromny dystans można przejechać w tak znakomitym tempie.Moje uznanie dla tych, którzy sprostali wymogom dystansu oraz wyrazy współczucia dla bliskich tego rowerzysty, który został zabity na trasie.
Katana1978
| 17:58 czwartek, 6 czerwca 2019 | linkuj Ja byłam przekonana, że TY Michuss dawno już na mecie byłeś, jak ja przyjechałam.
W punkcie żywieniowym widziałam Cię chyba ostatni raz, a potem jak moja grupa stanęła żeby się przebrać, twoja grupa nas wyminęła i już Cię nie widziałam....a tu taka niespodzianka :)
Trollking
| 17:34 czwartek, 6 czerwca 2019 | linkuj Wielkie gratulacje, fajna relacja, niestety początek ustawia tu wszystko :(

Przeczytałem info o wypadku, ewidentnie kolejny zabójca na czterech kółkach (żadnych śladów hamowania, kolega oświetlony...) zabrał życie pasjonata, zamiast swoje :/ Ech :(
garmin
| 17:04 czwartek, 6 czerwca 2019 | linkuj Fajna relacja. Miło było się parę razy spotkać na trasie. Do następnego razu!
yurek55
| 16:20 czwartek, 6 czerwca 2019 | linkuj Czyli jadąc z wilczą watahą i Kataną byś przyjechał dwie godziny wcześniej. Ale i tak należą się oklaski.
Katana1978
| 14:40 czwartek, 6 czerwca 2019 | linkuj tu można poczytać
Katana1978
| 14:40 czwartek, 6 czerwca 2019 | linkuj [url=https://www.podrozerowerowe.info/index.php?topic=3834.2085 tu można poczytać][/url]
Strasznie :((((
Cała radość z tego maratonu mi się ulotniła.....
Jurek57
| 11:59 czwartek, 6 czerwca 2019 | linkuj Pięknie, pięknie ... ! Że wolniej ?
To są szczegóły ... ! :-)

Michał ?
Gdzie można się dowiedzieć o szczegółach wypadku ?
Czy Ty , my mogliśmy go znać ?

Niech spoczywa w spokoju !
Smutne to.
strus
| 11:48 czwartek, 6 czerwca 2019 | linkuj Ty masz zdrowie ,wielkie gratulacje dla całej grupy,zazdroszczę wam...
leszczyk
| 08:28 czwartek, 6 czerwca 2019 | linkuj Gratulaje za pokonanie tak morderczego dystansu! No i smutek z powodu śmierci uczestnika.
monikaaa
| 07:36 czwartek, 6 czerwca 2019 | linkuj Ależ przykra wiadomość z tym wypadkiem :(

Brawo za ukończenie kolejnego maratonu ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!