m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 112.43km
  • Czas 04:35
  • VAVG 24.53km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Sprzęt Author Stratos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nawiedzenie Świętej

Sobota, 19 czerwca 2010 • dodano: 19.06.2010 | Komentarze 4

STARGARD-Grzędzice-Żarowo-Lubowo-Poczernin-Sowno-Przemocze-Tarnowiec-Stawno-Zabród-Goleniów-Modrzewie-Święta-Modrzewie-Goleniów-Podańsko-Tarnowiec-Przemocze-Poczernin-Lubowo-Żarowo-Grzędzice-STARGARD



Niespodziewanie okazało się, że mam dziś wolne popołudnie. Znudzony codziennymi dojazdami do pracy w Szczecinie postanowiłem ruszyć w tzw. "nieznane". Przed wyjazdem przejrzałem pobieżnie atlas i, nie zaplanowawszy nic konkretnego, udałem się w kierunku Goleniowa-miało być spontanicznie, a plan wykluwał się w trakcie jazdy, co było brzemienne, jak się później okazało, w skutki.

Jako, że w Goleniowie rowerem jeszcze nie byłem postanowiłem skorzystać z mniej ruchliwej (jak mniemałem) drogi przez Przemocze, ale, żeby było ciekawiej, ze Stargardu pojechałem nieco naokoło-tj. przez Grzędzice, Lubowo, Poczernin, z którego wróciłem na drogę Stargard-Goleniów. Wiatr generalnie wiał z zachodu, ew. z południowego zachodu, co miało mi zapewnić w miarę bezproblemowy powrót.

Poczernin © michuss


Pierwszego wglądu w mapę dokonuję w Tarnówku-decyduję się na odbicie w lewo, zgodnie z kierunkiem na drogowskazie: "Kliniska". Do Kilinsk jednak nie pojadę, a przynajmniej nie tym razem, bo jak już wspominałem chcę dotrzeć do Goleniowa, dlatego na skrzyżowaniu wybieram drogę prosto, by po chwili zjechać do Bolechowa. Tutaj już zastanawiam się jak dalej z tego Goleniowa jechać-jedna z koncepcji podpowiada mi, żeby ruszyć do Maszewa, a dalej przez znane mi Sokolniki, Nastazin do Chlebowa i dalej, do Starej Dąbrowy. Zniechęca mnie jednak wizja jazdy do Stargardu ruchliwą trasą od St. Dąbrowy, tym bardziej, że wiem, że jadąc do Goleniowa przez Bolechowo i Zabród zostawiam sobie w zanadrzu trasę przez Podańsko, a dalej różne możliwości powrotu z miejscowości Przemocze. W końcu decyduję się na wariant do Świętej-na mapie wygląda tak, że pewnie pojedzie się tam raz i nigdy więcej (droga wojewódzka 113 z Goleniowa biegnie do Świętej i tam urywa się na brzegu Odry na wysokości położonych po drugiej stronie Polic). W międzyczasie mijam zgnębionego rowerzystę, który prowadzi jakąś starą wyścigówkę-pytam czy nie pomóc, ale okazuje się, że złapał gumę, nie ma dętki, więc nic mu po łatkach i kleju, które chciałem zaoferować, a że mieszka niedaleko to rezygnujemy z "wspólnego" łatania dziury.

W Goleniowie droga na Świętą jest oznakowana dobrze-to wspólny wyjazd z kierunkiem Stepnica. Mijam wiadukt nad S3 i zmierzam w kierunku miejscowości Modrzewie. Tu spotyka mnie niemiły element jazdy rowerem po drogach, mija mnie mianowicie rozpędzony passat, ale dosłownie na "gazetę", małe zachwianie równowagi (a jechałem z rękami na lemondce) i została by ze mnie miazga, a Świętą to może bym i nawiedził, ale chyba w niebie. Niezrażony jednak mknę dalej, mijam Modrzewie, za którymi chcący jechać do Stepnicy odbijają w prawo. Zaczyna się najbardziej monotonny odcinek dzisiejszej wyprawy, znużenie potęguje świadomość, że jeszcze trzeba będzie tędy wrócić-wokół łąki, gdzieniegdzie zagajniki, równo jak na stole, a do tego zabójcze, długie proste, które zdają się nie mieć końca. Widok urozmaicają wzgórza widoczne w tle, które znajdują się na drugim brzegu Odry oraz kominy nieodległych, acz również położonych za rzeką zakładów chemicznych w Policach. Żeby było weselej w międzyczasie czuję na twarzy pierwsze krople deszczu, ale na szczęście jakieś takie "niewyraźne". W końcu na horyzoncie, na zakończeniu kolejnej prostej widzę zieloną tablicę z nazwą miejscowości-oczywiście nie jest to Święta tylko mikroskopijne Bolesławice. Za nimi jeszcze kilka km i wreszcie docieram do Świętej.

Nawiedzenie Świętej © michuss


Co jak co, nie chcę generalizować, ale w Świętej świętych nie spotkałem. Wręcz przeciwnie, była to jedyna miejscowość na mojej trasie, w której zostałem zaczepiony przez mieszkańców, ale bez negatywnych efektów. W końcu docieram do punktu, który mnie zaintrygował i sprawił, że tu dotarłem-zastanawiałem się jak ta droga się skończy. I tak: za ostatnimi zabudowaniami niewielkiej Świętej jest skrzyżowanie, na którym jedna z dróg oznaczona jest jako ślepa. Nią podążam, po dziurawym asfalcie, spod którego widać stare kocie łby, w pewnym momencie asfalt zanika i na ostatnich, ja wiem, 300 metrach są już tylko kamienie. Potem mały cypel uwieńczony betonowymi elementami i rzeka. Niemal w tym samym momencie, kiedy docieram na brzeg zaczyna najpierw padać, a potem lać.

Robię kilka zdjęć-z widokiem na "wodę" i na zakończenie drogi.

Odra w Świętej © michuss


Końcówka DW 113 w Świętej nad Odrą © michuss


Tak się składa, że na cyplu znajdują się dwa samochody, z czego jeden-passat, siłą rzeczy, wchodzi mi w kadr i zostaje uwieczniony. Z tym związana jest historia, bo kiedy ruszam w drogę powrotną z okna wychyla się łysa głowa, a pod nią widoczny korpus odziany w dres. I ta wyżej wzmiankowana głowa zagaduje elokwentnie: "Po co mi robisz zdjęcia?". Odpowiadam, zgodnie z prawdą: "Nie robię ci zdjęć" i ruszam, słysząc z tyłu jeszcze jakieś wyrzuty i hasło: "pytam się ciebie!". Oczywiście kieruję się dalej przed siebie, bardziej martwiąc się padającym coraz mocniej deszczem, tym nierównym brukiem, a dopiero na koniec tym, czy młodziki w dresach nie podejmą próby pościgu-jadąc rowerem byłbym bez szans. No i tak się składa, że jednak zdecydowali się mnie gonić, mija mnie to autko, a z okna pasażera wyłania się ręka, która macha jakąś ulotką. Potem słyszę: "Tego samochodu ma na tych zdjęciach nie być, gościu". Rozmowa jest krótka, bo machający pasażer każe kierowcy zamknąć okno-przeszkadza mu padający deszcz. Jadę potem, śmiejąc się półgębkiem z tego zdarzenia i zastanawiąjąc się co takiego mieli do ukrycia, że zdecydowali się pojechać za mną. Dopiero po jakimś czasie kojarzę, że to to samo auto, które minęło mnie pod Modrzewiem "na styk". Może przeraziła ich myśl, że jakiś koleś na rowerze przejechał za nimi prawie 15 km, żeby później wymierzyć sprawiedliwość;) Nie wiem. Grunt, że nie dostałem po łbie i nie straciłem sprzętu.

DW 113 pod Świętą © michuss


Na odcinku ze Świętej do Goleniowa wychodzi to, o czym pisałem na początku, czyli skutki "spontanu" jaki towarzyszy dzisiejszej wyprawie. Nie zaplanowałem, że zrobię ponad 100 km, a w Świętej nad rzeką miałem na liczniku 58 km. Nie miałem ze sobą żadnego jedzenia, oprócz wchłanianej akurat przez trzewia kanapki z tawrogiem pochłoniętej tuż przed wyjazdem. Czuję, dosłownie z minuty na minutę, jak uchodzi ze mnie energia. Szczęściem, znajduję w Modrzewiu czynny sklep, w którym kupuję jakieś snickersy i napój izotoniczny. Zjadam i oczekuję na efekt, który pojawia się w sumie dopiero za Goleniowem.

Jak już wspominałem wracam przez Podańsko. W Tarnówku, w którym w przeciwnym kierunku skręcałem w drogę na Kliniska, dostrzegam nieopodal drogi (we wsi) ciekawą wieżę-wygląda na kościół, ale raczej zniszczony i nie używany.

Wieża w Tarnówku © michuss


Nie mam zbyt wiele czasu, więc bliżej nie podjeżdżam. Po analizie mapy postanawiam z Przemoczy pojechać zaznaczoną na mapie gruntową drogą, która prowadzi na skróty do Poczernina. No i bez problemu znajduję odgałęzienie. Droga początkowo jest całkiem, całkiem, ale kiedy dojeżdżam do rozwidlenia (w lewo do Warchlina, w prawo do Poczernina) to okazuje się, że ślad drogi jest ledwo widoczny, bardzo widoczne są natomiast okazałe pokrzywy. Przedzieram się przez te chaszcze, jadę praktycznie na przełaj do "betonówki", którą wyraźnie słychać nieopodal. Za chwilę już ją widać, a ja brodzę w coraz głębszej "zieleninie". W końcu docieram do wiaduktu, który kiedyś umożliwiał bezkolizyjne przecięcie planowanej autostrady z zapomnianą dziś drogą z Poczernina do Przemoczy.

Droga Przemocze-Warchlino/Poczernin © michuss


Droga Przemocze-Poczernin © michuss


Author w polu pod Poczerninem © michuss


W okolicach wiaduktu dużo kopnego piachu, momentami prowadzę, ale odcinek ten ma może 0,5 km i po chwili docieram do Poczernina, w którym już dzisiaj byłem. Dalej trasa pokrywa się z wędrówką w przeciwnym kierunku, przez Lubowo (tu stuka mi "setka"), Grzędzice docieram do domu, uwieczniając po drodze nieźle zachowany most na dawnej, wąskotorowej linii ze Stargardu do Dobrej i Ińska.

Most wąskotorowy pod Lubowem © michuss


Podusumowując-wypad bardzo udany, szczególnie, że spontaniczny. Do Świętej, do której jest wybitnie nie po drodze, pewnie już nie dojadę, więc mogę sobie ją po dzisiejszym dniu "odhaczyć" na mapie.
Kategoria wycieczka



Komentarze
widmo
| 12:20 poniedziałek, 21 czerwca 2010 | linkuj Gdy kiedyś byłem w Świętej, to również mnie jakieś buraki zaczepiały. Chyba taki urok tej miejscowości. Ale przynajmniej trafiłem na taki moment, że mogłem obserwować płynący ze Szczecina wodolot.
siwiutki
| 09:34 poniedziałek, 21 czerwca 2010 | linkuj Sfotografować wieżę w Tarnówku chciałem już kilkakrotnie, ale nie było ani dobrego światła ani pozycji. Jak widzę, trafiłeś w odpowiednie miejsce w odpowiednim czasie.

Pozdr!
michuss
| 09:18 niedziela, 20 czerwca 2010 | linkuj Zgadzam się. Nie wyobrażam sobie podróży bez mapy w "papierowej" wersji. ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!