m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 183.10km
  • Czas 07:50
  • VAVG 23.37km/h
  • VMAX 58.40km/h
  • Sprzęt Author Stratos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spod Wejherowa do Szczecinka z przygodami

Niedziela, 4 lipca 2010 • dodano: 05.07.2010 | Komentarze 4

BOLSZEWO-Gościcino-Strzebielino-Paraszyno-Borówko-Nawcz-Dzięcielec-Popowo-Okalice-Łebunia-Cewice-Oskowo-Czarna Dąbrówka-Nożyno-Unichowo-Gałęzów-Niepoględzie-Gałęźnia Wlk.-Górki-Barnowo-Barnowiec-Łubno-Role-Kwisno-Szydlice-Przęsin-Miastko-Pasieka-Miłocice-Biały Bór-Biała-Przybrda-Drzonowo-Gwda Mała-Marcelin-Szczecinek-PKP-STARGARD



Na pomysł tej eskapady wpadłem dwa tygodnie temu. Stwierdziłem, że bez sensu w sobotę wieczorem jechać pociągiem do "domu", w niedzielę zagłosować i również wracać pociągiem. Urozmaicenie miał stanowić, a jakże, rower.

Pierwszy pomysł był taki, żeby pojechać do Słupska, skąd około 17 jest pociąg do Szczecina i nim dojechać do domu stargardzkiego. Jednak do Słupska jeździłem już kilka razy, więc stwierdziłem, że trzeba zrobić coś innego...

Plan drugi przeiwdywał, że z podwejherowskiego Bolszewa pojadę do Miastka i tam o 16.50 złapię pociąg do Szczecinka, a potem do Runowa, z którego z kolei przesiądę się na pociąg do Szczecina, by nim dotrzeć do Stargardu. I w zasadzie ta wersja stała się rozbudowywaną bazą. W najbardziej śmiałych wizjach chciałem dojechać aż do Stargardu-ponad 300 km, w mniej śmiałych do Białego Boru, Szczecinka, Łubowa (Bornego Sulinowa).

Zapowiadane upały nieco zweryfikowały moje zamierzenia. Przede wszystkim dlatego, że jednak na wyprawę >300 wolałbym startować około 2-3 w nocy, a nie o 7 (a musiałem wystartować o tej 7, bo przecież wybory). Poza tym, moim zdaniem, lepszym dniem byłaby jednak sobota, z możliwością regenracji sił w niedzielę. Krótko mówiąc nastawiłem się psychicznie na wersję nieco okrojoną.

W niedzielę rano poszedłem zagłosować, a potem, o 7.57, uzbrojony w 1,5 l napoju izotonicznego oshee, kilka bananów i kilka snickersów ruszyłem w drogę. Najpierw drogą krajową nr 6 w kierunku Szczecina. Na szczęście tą ruchliwą trasą przejechałem tylko ok. 13 km-do Strzebielina, gdzie skręcam w stronę południowych zboczy Pradoliny Redy-Łeby, do Paraszyna. W tej miejscowości robię pierwszy postój-jem banana i piję trochę tego napoju, tempo takie sobie, plecy już przemoczone od potu, a właśnie czeka mnie jedna z większych wspinaczek po drodze. Pierwej po bruku, przy paraszyńskim dworku, a potem w dość kopnym piasku, coraz wyżej w kierunku Borówka i, dalej, Nawcza.

Paraszyno nad Łebą © michuss


Trochę to frustrujące, bo jakby nie patrzeć, to pierwsze km długiej wyprawy, a tempo "podupada", cenny czas szybko mija. Ten podjazd swego czasu robiłem bardzo często, a Paraszyno na rowerze odwiedzałem nader chętnie, jednak zdążyłem już zapomnieć o panujących tu warunkach, im bardziej stromo, tym więcej głębokiego piachu. Koniec końców, muszę z roweru zejść i przez jakieś 100 m poprowadzić go w głębokim piachu do góry. Nie byłoby to takie złe, gdyby nie nieprawdopodobna ilość much, które natychmiast obsiadają strudzonego rowerzystę i kąsają nieprzyjemnie. Za tym felernym odcinkiem zaczyna się największa stromizna, wyłożona płytami jumbo. Prędkość oscyluje w granicach 10-11 km/h, odpędzam się od much, wyczekując końca wspinaczki. Wreszcie docieram na szczyt, oj, dostałem ja tam w kość. Teraz już równa szutrówka do Borówka, gdzie jeszcze jeden podjazd, ale dużo delikatniejszy. W tej miejscowości od czasu mojej ostatniej bytności (jakieś dwa i pół roku) nic się nie zmieniło-nadal trzeba uważać na latające luzem psy. W końcu opuszczam tą leśną osadę i wjeżdżam na "płaskowyż", z którego na pierwszym planie widzę odległy o 1,5 km Nawcz, a dalej pagórki, na których położony jest Dzięcielec (charakterystyczna wieża kościelna). Bardzo malownicza okolica, uwielbiam te widoki, pod Stargardem takich nie uświadczysz;)

Pola pod Nawczem © michuss


Zjazd z Borówka do Nawcza © michuss


Mijam Nawcz, do Dzięcielca kieruję się wspaniałą aleją, droga wciąż wiedzie pod górę.

Aleja Nawcz-Dzięcielec © michuss


Za wsią wygodną, szeroką szutrówką do Popowa, które opuszczam niezwłocznie i przez malowniczo położone w dolince Okalice, docieram do Łebuni, gdzie robię pierwsze zakupy-puszkę zimnej mirindy, którą pochłaniam bezzwłocznie (dla jasności-zawartość puszki). W poszukiwaniu skrzyżowania z drogą na Cewice jadę początkowo w złym kierunku (na Lębork), dopiero jak widzę tablicę oznaczającą koniec miejscowości reflektuję się i zawracam. Ponownie mijam sklep i za chwilę raźno pedałuję przez pola do Cewic. Pogoda jest wspaniała, niebo intensywnie niebieskie świetnie kontrastuje z ciemną nitką szosy. Czuć, że dzień będzie upalny-jest dopiero 8.30, a robi się gorąco.

W Cewicach korzystam na krótkim odcinku z ciągu pieszo-rowerowego, a potem opuszczam wieś nie zauważając niczego ciekawego, oprócz sporej grupki miejscowych babć sunących do lokalu wyborczego. Za miejscowością mijam po prawej stronie wytwórnię pasz, potem długa prosta i jestem w Oskowie, przez które droga wije się sympatycznymi zakrętasami. Następny odcinek też jest pokręcony, wiedzie przez las, raz w górę, raz w dół. Jako wytrwany miłośnik kolei;) w krzakach po prawej stronie drogi dostrzegam resztki dawnej linii kolejowej z Bytowa do Lęborka, która została w 1945 roku rozebrana i zabrana do ZSRR. Po dotarciu do skrzyżowania z drogą na Kozy (Potęgowo) robię sobie postój przy resztkach wiaduktu omawianej wyżej kolei. Zjadam sobie kolejnego banana, piję conieco i daję kilka kropel finsih-line`a na trzeszczący łańcuch.

Łupawa w Kozinie © michuss


Dalej w słońcu docieram do gminnej Czarnej Dąbrówki, której punkt centralny stanowi niedawno wybudowane rondo-spotykają się tu trasy z Lęborka na Bytów i z Kartuz do Słupska. Ja wybieram kierunek Bytów i po bodajże 12 km docieram do Unichowa, gdzie od szlaku Lębork-Bytów odłącza się droga do Słupska przez Dębnicę Kaszubską. W tym własnie kierunku odbijam, uprzednio nabywszy i wypiwszy pół litra ice-tea. Około 3 km za wioską odbijam w lewo, zgodnie z drogowskazem w kierunku Gałęzowa. W tej miejscowości znajduje się kąpielisko nad niewielkim jeziorem, a ja jadę dalej w kierunku Gałęźni przez Niepoględzie. I tu niestety spotyka mnie przykre zdarzenie, które znacząco wpłynie na dalsze losy wyprawy. Otóż zrywa mi się linka-najgorsza z możliwych, od przerzutki tylnej. Nosz kuźwa, inną jakoś bym zniósł-brak jednego hamulca, brak przedniej, no, ale ta tylna jest mi bardzo nie w smak. Zdarzenie ma miejsce dokładnie w 76 km wyprawy.

Defekt linki od przerzutki tylnej © michuss


Szczęsliwie pierwsze km po zdarzeniu jadę "po równym", więc jakoś nie odczuwam negatywnie braku tych biegów, ale potem, za Gałęźnią, która słynie ze starej elektrowni wodnej jest najpierw ostro z góry, a potem jeszcze ostrzej pod górę. Ledwo się wciągam, przełożenie 1-8 daje radę, ale w pewnym momencie skazany jestem na zejście z roweru i wprowadzenie go na wierzchołek. Trochę zaczynam się niepokoić, czy zdążę do Miastka na mój pociąg, mimo, że zapas czasu mam potężny. Całą radość jazdy przez wąskie, leśne asfaltówki psuje mi ten defekt. A droga wiedzie niesamowicie malowniczymi zakątkami powiatu bytowskiego-mijam Górki, gdzie odbijam w kierunku Barnowa. Na odcinku dobrych kilku km nie wyprzedziło mnie żadne auto. Pomiędzy Górkami a Barnowem ma się wrażenie, że las zawłaszcza sobie szosę-drzewa i gałęźie w skrajni, darń na poboczu, wąziutko-po prostu super. Ten etap kończę pod sklepem w Barnowie, gdzie wypijam pół litra pepsi. Dalej, zgodnie z założeniami, jadę w kierunku Łubna. Swego czasu miałem okazję bardzo często podróżować tędy samochodem i zapamiętałem tą drogę jako niezwykle klimatyczną.

Za Barnowem przekraczam zarośnięty przejazd kolejowy w nieczynnej linii z Bytowa do Korzybia. Aleja wiedzie lekko z góry w kierunku widocznego z oddali Barnowca. Elementem dominującym w tej miejscowości jest ciekawy pałac, z odnowionymi budynkami gospodarczymi, które sprawiają wrażenie, jakby były używane zgodnie z ich przeznaczeniem. Za wsią zjeżdża się z góry w las i przez kolejne kilka km towarzyszy mi tylko zapach sosnowego lasu, długie proste i bardzo mały ruch samochowy. Czego chcieć więcej? Sprawnej przerzutki;) Do Łubna docieram dość szybko-pod sklepem ucinam sobie pogawędkę z miescowym "establishmentem"-pan sączy żubra, a ja karmi;) Na wieść skąd jadę pan mocno się dziwi i stwierdza, że, cytuję, "jedo kółko mogę zrobić, ale dwóch to już nie daję rady";) Potem dodaje, że do Miastka to "ooo, panie, cały czas pod górę", co w mojej sytuacji brzmi niezbyt optymistycznie;) Oprócz tego zaopatruję sie w kolejną ice-tea i wodę niegazowaną. Zużywam dziś olbrzymie ilości napojów, co przy wysokiej temperaturze jest zrozumiałe.

Droga faktycznie biegnie sporo w górę, ale nie jest tak źle. Zapach sosnowego lasu, śródleśne jeziorka i brak jakichkolwiek samochodów uprzyjemniają mi drogę na tyle, że zapominam o swoim "przełożeniowym" problemie. Dość szybko dojeżdżam do oddalonych od Łubna o 7 km Roli. Jedzie się o tyle przyjemnie, że samochodowe wojaże odbywałem późną jesienią i zimą, więc mam okazję oglądać te okolice w bardziej sprzyjających warunkach. Od Roli kawałek do Żabowa, a dalej, w środku lasu, skrzyżowanie z asfaltówką do Piaszyczyny przez Wałdowo. Ja jednak jadę prosto (kierunek Dretyń), zjeżdżam do doliny Wieprzy, potem wspinam się pod górę, by skręcić w wąską asfaltówkę, w kierunku Miastka przez Kwisno, Szydlice. Tutaj należy wspomnieć o przebogatej sieci asfaltowych dróżek w podmiasteckich lasach. Robi to olbrzymie wrażenie, daje niesamowitą ilość kombinacji przy planowaniu wyjazdów. Uważam, że te okolice to świetna baza wypadowa na rower. Od dłuższego czasu planuję jakiś wypad w te strony, mam nadzieję, że kiedyś dojdzie do skutku.

Kwisno jest typową śródleśną osadą, widać, że mieszka tam niewiele osób, są domki turystyczne. Podobnie jest z Szydlicami, do których jadąc od Kiwsna trzeba się trochę wspiąć. Nie przeszkadza mi to jednak. Nie ma 13, pociąg z Miastka mam przed 17, więc już wiem, że na pewno zdążę i poprawia mi to nastrój.

Na zjeździe do Miastka osiągam największą prędkość podczas wyjazdu-prawie 59 km/h. Zatrzymuję się na moment, robię zdjęcia pod tablicą z nazwą miejscowości.

Author w Miastku © michuss


Potem rundka honorowa przez miasto, w którym miałem "przyjemność" mieszkać przez kilka miesięcy i postanwiam dojechać jednak do Białego Boru. Czasu jest nadto, a na bezproduktywne siedzenie nie mam ochoty. Skłaniam się ku temu także z tego względu, że poza wyjazdem z Miastka na trasie nie ma żadnych większych wzniesień, a dodatkowo mam sprzyjający wiatr. I w istocie, po około 40 minutach docieram do Białego Boru. Zakupy, kolejne 1,5 litra wody i decyzja-atakuję Szczecinek. Tutaj podobnie-wyjazd z miasta jest pod górę, a potem już w miarę równo. Jedyne co męczy to bardzo długie proste. Ostatnia, przez las za Drzonowem ma chyba 10 km. Jedzie się i jedzie, na horyzoncie majaczy pagórek, a jak już się do niego dojedzie to pojawia się w oddali kolejny-i tak kilka razy.

Gdy docieram w potwornym ukropie do Gwdy Małej mam już poczucie osiągniętego celu, jesze tylko Marcelin i jestem na miejscu, pod dworcem PKP Szczecinek, z którego po półtorej godzinie (i uprzedniej "kąpieli" w zlewie na stacji Statoil) wyjeżdżam pociągiem.

Author w Szczecinku © michuss


Deptak przyjazny rowerzystom-Szczecinek © michuss


Plan miałem trochę inny, gdyby nie ta usterka to kto wie jakby się to potoczyło. Może udałoby się przejechać całą trasę, bo z trzema biegami zamiast dwudziestu czterech nie byłem w stanie tego zrobić. I tak jestem zadowolony, że bez tylnej przerzutki przebyłem ponad 100 km w, coby nie mówić, dość pagórkowatym terenie.

Zdjęcia wkrótce.
Kategoria wycieczka



Komentarze
michuss
| 06:14 wtorek, 6 lipca 2010 | linkuj Dzięki za miłe słowa, aczkolwiek przy pisaniu tej relacji nie miałem "weny" takiej jak wcześniej;) Dodam, że popisałem się też lekkomyślnością, bo nie miałem przy sobie zapasowej linki-to rozwiązałoby mój problem w ciągu 10 minut, no, ale wszystkiego nie da się przewidzieć. ;)
widmo
| 06:03 wtorek, 6 lipca 2010 | linkuj Oprócz umiejętności rowerowo-turystycznych popisałeś się również nienaganną polszczyzną i lekkością pióra :) Kiedyś przemierzałem rejony w okolicach Miastka jadąc z sakwami w stronę Litwy. Wspominam te tereny bardzo ciepło. Szkoda, że są tak daleko...
michuss
| 13:36 poniedziałek, 5 lipca 2010 | linkuj Dzięki, a upał rzeczywiście był niemiłosierny. Z resztą najlepszym dowodem niech będzie to, że przez te kilka godzin wypiłem prawie 6,5 l płynów. :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!