m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 205.44km
  • Czas 08:53
  • VAVG 23.13km/h
  • VMAX 45.95km/h
  • Sprzęt Author Stratos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Fischbrötchen w Ueckermünde = obiad we Wkrze

Niedziela, 15 maja 2011 • dodano: 15.05.2011 | Komentarze 10

STARGARD-Zieleniewo-Morzyczyn-Kobylanka-Szczecin(Płonia-Kijewo-Nad Rudzianką-Zdroje-Centrum-Głębokie)-Pilchowo-Tanowo-Dobieszczyn-Hintersee[Zajezierze]-Ahlbeck[Przyjezierze]-Eggesin[Kcynia]-Ueckermünde[Wkra]-Eggesin-Ahlbeck-Hintersee-Dobieszczyn-Stolec-Buk-Dobra-Szczecin(Głębokie-Centrum-Dąbie-Wielgowo-Zdunowo)-Niedźwiedź-Motaniec-Kobylanka-Bielkowo-Jęczydół-Morzyczyn-Zieleniewo-STARGARD



Motywacją do dzisiejszego wyjazdu był obiad we Wkrze (czyli po niemiecku w Ueckermünde). Misiacz zachwalał tamtejszy kebab i Fischbrötchen. Nie ukrywam, że bardziej ciekaw byłem tego drugiego „wynalazku”-jakby nie patrzeć danie regionalne, o którym wcześniej za wiele nie słyszałem.

Wyjazd późno, bo dopiero około 8.30. Myślałem wczoraj wieczorem, że w ogóle nic z tego nie wyjdzie, bo ostro lało, ale rano było ok, więc... ruszam po małym śniadaniu.

Droga do Szczecina nudna jak flaki z olejem, no bo i dobrze znana. Decyduję się na nielegalną podróż „dziesiątką” (od Motańca do Płoni jest zakaz wjazdu rowerów, co ciekawe-w drugą stronę żadnego znaku nie ma i jechać rowerem wolno). Sytuacja w tym miejscu dobrze pokazuje podejście do rowerów w naszym kraju. Żeby dojechać ze Stargardu do Szczecina najszybciej jak się da trzeba dokładać kilometrów i przebijać się przez Niedźwiedź do Zdunowa. Co z tego, że jest szeroka droga (nota bene bez statusu „eski”) umożliwiająca najszybszy dojazd do Szczecina, skoro nie można przejechać nią rowerem...

Promenada nad Miedwiem rano © michuss


W Kijewie dla odmiany skręcam w Dąbską i jadę tędy do Zdrojów. Po drodze w Klęskowie obserwuję prace przy budowie ronda-oczywiście opóźnione, bo miały być skończone przed zamknięciem Struga i zapewnić dogodny objazd remontowanego odcinka.

Budowa ronda w Kijewie © michuss


Nie wyszło. Od Zdrojów, żeby najkrótszą drogą dotrzeć do centrum też trzeba się trochę nagimnastykować-wnieść rower po schodkach i przejechać chodnikiem na Moście Pionierów, przy okazji obserwując budowę DDR.

Budowa DDR z centrum Szczecina na Prawobrzeże © michuss


Dalej-do wyboru: albo sprowadzamy rower po dość wysokich i bardzo stromych schodach, albo wąską ścieżynką jedziemy mając z lewej strony stromiznę skarpy, a z prawej auta pędzące ul. Gdańską w kierunku Prawobrzeża, a na koniec przejeżdżamy przez odnogę ulicy biegnącej w kierunku Dąbia. Survival, nie ma co;)

Do miasta wjeżdżam przez Most Cłowy. Na Wyszyńskiego kupuję sobie colę, a potem przez Niepodległości, Jana Pawła II i Jasne Błonia docieram do Zaleskiego, którą „przeskakuję” do Wojska Polskiego.

Platany klonolistne na Jasnych Błoniach © michuss


Tu kolejne rozwiązania „przyjazne” rowerzystom. Najpierw zauważam znak droga dla rowerów na czymś co wygląda jak dziurawy asfaltowy chodnik. Ktoś wykazał się nadgorliwością, bo ta droga kończy się po około 100 m i znów trzeba zjechać na ruchliwą ulicę. Kawałek dalej znów DDR-co to kuXwa? Ciuciubabka? No nic, zjeżdżam i legalnie posuwam się po wybojach w kierunku Głębokiego. Potem znowu jakieś jaja, o których już nawet nie pamiętam.

Tutaj niepokoi mnie trochę chmura, którą widzę w oddali ponad drzewami-czarna i bez wątpienia zwiastuje deszcz. Ale jest dopiero około 10.30, a ICM twierdziło, że opady w Szczecinie będą dopiero po południu. Na szczęście okazało się, że przeszło to jakoś bokiem i poza kilkoma kroplami, które zmoczyły mnie w Tanowie deszczu w Polsce nie zaznałem. Aha, DDR za Pilchowem w kierunku Tanowa całkiem przyzwoita. Co prawda z kostki, ale nie fazowanej i jechało się ok. Poza małym „wypadkiem” jak zamyślony nie dostrzegam samochodu wyjeżdżającego z bocznej, leśnej dróżki. W ostatniej chwili łapię za klamki, ale na szczęście kierowca był przytomny i w porę się zatrzymał. Mogło być niewesoło.

Od Tanowa do granicy samochodów bardzo mało, za to sporo rowerzystów, ale tylko z kierunku Niemiec do Polski. Co chwila macham, albo jestem „machany”. Las skutecznie chroni przed wiatrem, który dzisiaj wieje z zachodu (ale i tak dość słabo). W Dobieszczynie moją uwagę przykuwa droga do Nowego Warpna-kiedyś się wybiorę ją zaliczyć. Zresztą ta do Dobrej też wygląda ok, dlatego podejmuję decyzję, że tędy będę wracać.

Granica ma postać zakrętu, przy którym stoją słupki graniczne. Jakość asfaltu-bez zmian:)

Granica w Dobieszczynie © michuss


Tutaj łapie mnie lekki kryzys-ponownie na horyzoncie pojawiają się chmury i zaczyna kropić. Zaczynam nastawiać się na skręt w kierunku Löcknitz[Łęknica], akceptuję myśl, że do Ueckermünde pojadę sobie kiedy indziej. Na skrzyżowaniu w ostatniej chwili odbijam jednak w prawo. Krótko po skręcie zatrzymuję się jedyny raz z powodu rzęsistego deszczu. Deszcz pada minutę, potem przechodzi i tak już zostanie (w Niemczech). W Hintersee zamiast skręcić do „centrum” wioski jadę po bruku prosto. Potem się orientuję, że trzeba było skręcić w lewo i jechałbym tylko po asfalcie-wracam już przez wioskę. Następnie klepię kilometry, praktycznie się nie zatrzymując. Droga przyzwoita, bez dziur, na poziomie dobrej, polskiej drogi wojewódzkiej;) Postój robię sobie dopiero przed Eggesin-zjadam musli batona biedronkowego, bo czuję, że bateria mi się wyczerpuje. W Eggesin chciałem też nawiedzić Netto, które reklamuje się przy głównej drodze. Nie wiedziałem jednak, że w tym kraju w niedzielę zakupów nie można zrobić (przynajmniej w marketach, ale nie widziałem też otwartych małych sklepów). Cóż, nastawiam się na ugaszenie pragnienia w Ueckermünde, bo w bidonie mam już poniżej połowy, a cola kupiona w Szczecinie już się skończyła.

Od Eggesin do samego Ueckermünde prowadzi ścieżka rowerowa. Początkowo „taka sobie”, z kostki, potem bardzo fajna asfaltowa. Świetnie oznakowana-zawczasu wiadomo, że trzeba będzie zjechać na drugą stronę jezdni, w odpowiednim momencie jest informacja, że zaraz się skończy, itd. Będę miał to okazję skonfrontować podczas drogi powrotnej w Szczecinie...

Wjazd do Ueckermünde © michuss


Zaraz po wjeździe do Ueckermünde zauważam statek, przycumowany do nabrzeża. Od razu kojarzę go ze zdjęcia Misiacza jako punkt sprzedaży „rybnych bułek”:)

Statek z bułkami rybnymi w porcie we Wkrze © michuss


Bardzo mnie to cieszy, zatrzymuję się i robię zakupy-bułkę ze śledziem z octu (wspaniały, gruby, mięsisty kawał ryby z cebulką i sałatą). Danie genialne w swej prostocie, aż dziwię się, że nikt nie wpadł na to na Kaszubach, też w końcu krainie śledziami stojącej (piszę to jako rodowity Kaszuba:) ).

Fischbrötchen mit Bismarkherring :) © michuss


No, trochę podjadłem, przeszedłem i przejechałem się po porcie (cholernie zimno-wiatr), zrobiłem rundę po mieście i natrafiłem na jakiś kebab.

Port we Wkrze © michuss


Niewiele zastanawiając się biorę sobie pokaźną porcję, bo sporo km już w nogach (w mieście miałem bodajże 96 km), a jeszcze więcej przede mną (chcę przekroczyć dwusetkę). Delektuję się nim obserwując miejscowych na rowerach + przejezdnych sakwiarzy. Posiłek wieńczę, że tak się wyrażę, niejaką Lubzer Wasser, czy coś takiego (mieszanka piwa bezalkoholowego z lemoniadą-świetnie gasi pragnienie, ale półlitrowa butelka kosztuje... półtora euro).

Powrót, podobnie jak jazda „do” w Niemczech praktycznie bez postojów. Bardzo fajnym pomysłem już umieszczanie nad drogowskazem oznaczającym koniec miejscowości tabliczki z odległością do następnej-droga fajnie dzieli się na etapy.

Skrzyżowanie pod Hintersee © michuss


Przed granicą, na jednym z zakrętów widzę policyjną, niemiecką „nyskę”. Stoją z lornetkami i obserwują drogę-ot strefa Schengen:) Macham im, oni robią to samo. Potem, jak już wspominałem, decyduję się skręcić w Dobieszczynie w kierunku Dobrej. Początkowo droga wiedzie długą prostą przez las. Co jakiś czas, podczas mijania przesiek w oddali po prawej majaczy pas graniczny. Po wyjeździe z lasu docieram do miejscowości o niezwykle intrygującej nazwie, do Stolca:) Fotografuję tablicę-swoją drogą to pewnie jedna z częściej uwiecznianych tablic z nazwą miejscowości w Polsce.

Stolec. Po prostu. © michuss


W Stolcu kupuję sobie kolejną colę, która styknie mi już do końca podróży. Tutaj też lekko zmoczył mnie deszcz, a w oddali widzę czającą się ciemną chmurę, która jednak minie mnie bokiem-miałem szczęście dzisiaj do pogody, nie ma co:) Zresztą podczas przejazdu przez Szczecin widzę, że chwilę wcześniej musiało padać, bo ulice są mokre.

Potem kolejno Dobra i Wołczkowo, czyli podszczecińskie sypialnie. Od Głębokiego jadę podobnie jak w drugą stronę, z tym zastrzeżeniem, że chciałem pojechać sobie Trasą Zamkową, ale okazało się, że chodnik jest zamknięty-bez wątpienia z powodu budowy drogi dla rowerów z centrum do Mostu Cłowego. Jadę więc przez Most Długi i potem, niefortunnie lewą stroną patrząc w kierunku Prawobrzeża. Niefortunnie, bo w okolicach dawnej Pomeranii praktycznie nie ma przejazdu-chodnik jest ściągnięty. Oczywiście próżno szukać jakiejś informacji dla rowerzystów, że należy wybrać drugą stronę ulicy, co pozwoliłoby uniknąć karkołomnych ewolucji, z jazdą prawym pasem pod prąd na czele...

Dalej droga do Stargardu przez Wielgowo, Zdunowo, Niedźwiedź (bardzo fajnie się jechało, bo leśna droga po deszczu była „utwardzona”). Od Niedźwiedzia nową asfaltówką do Motańca. Tutaj decyduję się, ze w Kobylance skręcę na Bielkowo i stamtąd pojadę do Morzyczyna przez Jęczydół, żeby zapewnić sobie przekroczenie 200 km. Na koniec przejazd przez promenadę nad Miedwiem i DDRką wzdłuż „starej” dziesiątki wjeżdżam do Stargardu kończąc podróż. Dodam, że trwała bardzo długo-czas brutto to jedenaście godzin bez dwóch minut (wyjechałem o 8.30, a do domu docieram o 19.28).
Kategoria >200 km, wycieczka



Komentarze
gdynia94
| 16:30 piątek, 20 maja 2011 | linkuj Super wycieczka, Pozdro.
dornfeld
| 19:35 środa, 18 maja 2011 | linkuj Będe musiał kiedyś pojechać na tego śledzia. Pozdrawiam
sargath
| 21:51 poniedziałek, 16 maja 2011 | linkuj no to narobiłeś mi smaka na te buły :)
Misiacz
| 04:53 poniedziałek, 16 maja 2011 | linkuj To jadłeś nie ten kebab, co trzeba. :)
michuss
| 22:13 niedziela, 15 maja 2011 | linkuj Misiacz-dzięki, kebab jadłem w lokaliku naprzeciw kościoła w samym centrum i był bez rewelacji, chociaż muszę przyznać, że bardzo syty-głód poczułem dopiero 5 km przed Stargardem! AreG: jechałem "górą", bo zawsze mi się wydawało, że przez cłowy jest trochę dalej. :)
AreG
| 21:32 niedziela, 15 maja 2011 | linkuj Gratuluję wycieczki. Te bułki coraz bardziej mnie nurtują.
Co do przejazdu Zdroje - Gdańska następnym razem proponuję przejechać dołem, wzdłuż starej drogi. Nie trzeba będzie przenosić roweru i chyba bliżej :). (Na czas budowy DDR należy jechać prawą stroną mostu)
Misiacz
| 21:24 niedziela, 15 maja 2011 | linkuj Bardzo się cieszę, że do fajnego wyjazdu zainspirowała Cię buła rybna z mojego opisu; tak dla innych do wiadomości, to bułę taką podaje się również ze śledziem smażonym, z makrelą, z łososiem, z rybą maślaną...itd, itd, do tego pomidor, cebula, czasem majonez...ale to raczej w okolicach Rugii, gdzie danie to jest tak tradycyjne jak u nas ...hmmm...."kebab" (jakości nie porównujmy).
Co do kebaba, to ja zajeżdżam tam do lokalu pod nazwą Uecker66, koło Schwein Markt w Ueckermunde...i na koniec, czytając opis o mało co nie pominąłem dystansu, który wart jest gratulacji! Znakomity opis!
michuss
| 20:56 niedziela, 15 maja 2011 | linkuj Dzięki za sygnał-poprawione. :) A co do śledzia-to teraz żałuję, że nie wziąłem matiasa. Trzeba będzie znów pojechać. ;)
rtut
| 20:51 niedziela, 15 maja 2011 | linkuj Fajnie się czyta cudze opisy dobrze znanych regionów. Jesteś kolejną osobą, która zachwala śledzia w bułce chyba w końcu muszę się skusić. Przy ul. Gdańskiej jest była Stocznia Pomerania obecnie Makrum a nie Gryfia od taka mała pomyłka wychwycona w tekście.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!