m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 134.36km
  • Czas 07:05
  • VAVG 18.97km/h
  • VMAX 38.50km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Tour de Natur

Niedziela, 26 maja 2013 • dodano: 26.05.2013 | Komentarze 10

SZCZECIN(PORT-Śródmieście-Gumieńce)-Przecław-Kołbaskowo-Rosówek-Gartz[Grodzisk]-Schwedt[Świeć]-Criewen-Schwedt-Gartz-Mescherin[Moskorzyn]-Pargowo-Kamieniec-Moczyły-Kołbaskowo-Przecław-SZCZECIN(Gumieńce-Śródmieście-PORT)

MAPA

Wyjazd na Tour de Natur-piknik organizowany przez Oder Center, czyli centrum handlowe w Schwedt, tłumnie zresztą przez Polaków odwiedzane-ogłoszony został na fb przez Rowerowy Szczecin ładnych kilka tygodni temu. Od razu zgłosiłem swój akces. Jednak wczoraj absolutnie nie miałem ochoty jechać – głównie za sprawą pogody, bo cały dzień lało, potem przestało, ale gdy zebrałem się do drogi do Szczecina, gdzie chciałem przenocować w związku z porannym startem wyjazdu, lunęło ze zdwojoną mocą, a ja w efekcie rower dowiozłem sobie do Szczecina samochodem. Całości dopełnia fakt kupna euro w moim wydaniu, czyli wizyty na poczcie, która jednocześnie jest kantorem w stargardzkim tesco. Akurat pani miała półgodzinną przerwę, więc grzecznie spędziłem 25 minut przed opuszczoną roletą, a gdy już została podniesiona moim oczom ukazała się nalepiona na szybkę kartka: „KANTOR NIECZYNNY”. ;) Koniec końców euro kupiłem w nie najlepszej cenie w Szczecinie na dworcu.

Dziś pobudkę miałem o 5.10. Szybkie śniadanie i w drogę na punkt zbiórki na Placu Kościuszki. Ruch na ulicach śladowy, pogoda – kiepska. Mżawka, chmury na tyle nisko, że wieża katedry w nich ginęła.

Na punkcie zbiórki już całkiem sporo osób, lecz wciąż dojeżdżają kolejne. W momencie startu było nas około pięćdziesiąt sztuk. Do granicy ruszyliśmy w eskorcie dwóch lub trzech radiowozów – dzięki temu mogliśmy się swobodnie przemieszczać w kolumnie.

Po drodze dwa postoje dla dołączenia się kolejnych osób – jeden w Przecławiu, a drugi na granicy w Rosówku.

Od granicy jedziemy już bez policji. Co nie zmienia faktu, że grzecznie, karnie, zajmując połowę prawego pasa;) Odcinek do Gartz pokonujemy bezpośrednio drogą, z pominięciem szlaku Odra – Nysa. W Gartz dołączają kolejni uczestnicy i jednocześnie wjeżdżamy na wspomniany wyżej szlak, którym bez większych problemów docieramy do przedmieść Schwedt, gdzie czeka na nas sympatyczny pan policjant (wcześniej krótki postój w Friedrichstahl).

Pogoda cały czas „w miarę”. Nie pada, ale dość zimno i wietrznie. Wpłynęło to ponoć na frekwencję na parkingu Oder Center. Piszę „ponoć”, bo w poprzednich edycjach tej imprezy nie brałem udziału, opieram się na obserwacji innych osób;)

Do Criewen ruszamy najkrótszym wariantem trasy (a jest ich kilka, najdłuższy ma ponad 30 km). W nazwie trasy jest coś o bobrach i ich rzekomej obserwacji. Niestety, a może i stety nic z tego nie wyszło, gdyż zaraz za Schwedt zaczyna siąpić deszcz, który z czasem przybiera na sile. W najgorszym momencie zacina z lewej strony. Do kompletu niezwykle powolne tempo (jedziemy już w ramach olbrzymiej grupy najsłabszych uczestników TdN), co w efekcie sprawia, że robi się bardzo zimno.

W Criewen rowery zostawiamy na rowerowym parkingu. Rower spinam z nowo poznaną koleżanką Dorotą – spotkanie było przykładem tego jak świat jest mały. Zagaduję, że gdzieś się chyba (a właściwie na pewno) już kiedyś widzieliśmy i nie były to rowery. Po krótkim czasie okazuje się, że było to możliwe w pracy. Pozdrawiam! :)

Sam piknik jak to piknik. Dostajemy w ramach wykupionego za 2 euro biletu obiad w postaci makaronu z sosem spaghetti. Przy stole panuje raczej zgodna opinia, że jadaliśmy lepsze spaghetti w życiu, co nie znaczy, że to było do luftu;)

Po jedzeniu następuje ogólnie pojęte zwiedzanie. Przewodnikami są ludzie, którzy już tu byli, czyli niemal wszyscy ze szczecińskiej grupy;) Najwięcej uciechy mamy w muzeum, a konkretniej na słynnej, latającej gęsi. Drewniany ptak, przyozdobiony reklamówką pełną bananów robi furorę, choć nie wiem czy niemieccy goście zrozumieli z czego się tak śmiejemy;)

Cały piknik wieńczy losowanie nagród. Grupa szczecińska zgarnia kilka pomniejszych, a po losowaniu nagrody głównej – roweru – okazuje się, że pojedzie z nami do Szczecina! Szczęściem byli z nami Tomek Yogi z żoną Wandą, która odprowadziła rower do Schwedt, skąd został zabrany samochodem w dalszą drogę:)

Za Schwedt peleton bardzo mocno się rozciąga i kawałkuje. Przez długi czas jechałem sam, utrzymując prędkość 27 km/h, a mimo to nikogo nie doganiałem. Spotykamy się w Friedrichstahl i na kolejnych postojach w Gartz, Mescherin, Pargowie, itd. Grupa stopniowo topnieje, kilka osób decyduje się na powrót krótszą trasą. W Kołbaskowie opuszcza nas Tunia, a kawałek dalej, na podjeździe za wsią decyduje się wyrwać nieco do przodu z licznego peletonu. Kilka chwil później obracam się do tyłu, ale już nikogo nie widzę, w związku z czym decyduje się dojechać do Szczecina sam. Decyzję ułatwia mi padający deszcz i konieczność dojazdu do Stargardu.

Dziękuję za świetnie zorganizowany wypad, tradycyjnie cieszę się, że poznałem kilka kolejnych osób, które do tej pory znałem jedynie z relacji na BS, ale i nie tylko. Mimo momentami kiepskiej pogody było świetnie. :)

Zdjęcia:

1) godz. 5.35, Szczecin



2) pl. Szczerskiej, miejsce zbiórki



3) granica polsko-niemiecka



4) Gartz w niedzielny, pochmurny poranek



5) podczas postoju w Friedrichstahl



6) postój w Friedrichstahl



7) postój w Friedrichstahl



8) przed Oder Center w Schwedt



9) wał pod Schwedt



10) szczecińska grupa w drodze powrotnej



11) szczecińska grupa w drodze powrotnej



12) szczecińska grupa w drodze powrotnej



13) w drodze



14) zjazd do Kołbaskowa

Kategoria wycieczka



Komentarze
Trendix
| 00:52 wtorek, 28 maja 2013 | linkuj To się nazywa szczegółowa relacja :)
michuss
| 21:38 poniedziałek, 27 maja 2013 | linkuj siwobrody: cieszę się. :)

gdynia94: to ostatnia miejscowość w Polsce jadąc "szóstką", stąd obecność na drogowskazach (przed Schengen było tam przejście graniczne). ;)

Marek1985: aura nie przeszkadzała za bardzo ze względu na doborowe towarzystwo. ;)

strus: j.w. ;) Czy Ty przypadkiem dziś przed południem nie jechałeś ze Stargardu DDRką, odbijając na Jęczydół? Jeśli tak to jechałem przez cały ten czas jakieś 200 m za Tobą. :)

iwonka: dzięki, jechało się oczywiście super. :)
iwonka
| 20:10 poniedziałek, 27 maja 2013 | linkuj bardzo dobry i ciekawy opis wycieczki ,fajnie się nam jechało,nie? ładne zdjęcia! pzdr:)
strus
| 17:39 poniedziałek, 27 maja 2013 | linkuj Dobry dystans , tylko pogoda nie dopisała.
gdynia94
| 00:07 poniedziałek, 27 maja 2013 | linkuj No proszę :) Kołbaskowo! U nas na wylocie z Gdyni jest tablica na krajowej szóstce i na niej jest między innymi Szczecin i Kołbaskowo :D
siwobrody
| 21:23 niedziela, 26 maja 2013 | linkuj I tak dzięki dokładnemu opisowi poczułem się prawie jakbym tam był.
Dziękuję.
rowerzystka
| 21:04 niedziela, 26 maja 2013 | linkuj Tak Was dużo było, zastanawiam się, czy nie stanowiliście najliczniejszej grupy :)
michuss
| 20:56 niedziela, 26 maja 2013 | linkuj :)
tunislawa
| 20:51 niedziela, 26 maja 2013 | linkuj dzięki za miłe towarzystwo ....naprawde było super ! :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!