m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 121.79km
  • Teren 15.60km
  • Czas 06:03
  • VAVG 20.13km/h
  • VMAX 40.20km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Leszno - Wrocław

Czwartek, 13 marca 2014 • dodano: 16.03.2014 | Komentarze 11

STARGARD-(PKP)-LESZNO-Dąbcze-Rydzyna-Moraczewo-Poniec-Kawcze-Konarzewo-Sarnowa-Stwolno-Ugoda-Kubeczki-Niezgoda-Ruda Żmigrodzka-Jamnik-Bukołowo-Gąski-Brzyków-Trzebnica-Skarszyn-Pasikurowice-Krzyżanowice-WROCŁAW

MAPA

Jak tylko okazało się, że będę robił we Wrocławiu specjalizację zacząłem planować rowerowe wyjazdy w tamtejsze okolice, w tym różne warianty dojazdowe. Był to też jeden z ważniejszych powodów, dla których zdecydowałem się nabyć nawigację. Opisywana trasa miała stać się sprawdzianem urządzenia. :) W domu ustaliłem sobie trasę, wprowadziłem tzw. waypointy (punkty, przez które chcę przejechać, ustawienie trasy pomiędzy nimi ustala nawigacja), bo wiedziałem, że na trasie z Leszna do Wrocławia warto zobaczyć Stawy Milickie - to pamiętałem jeszcze z podstawówki;) Potem przypomniałem sobie jeszcze jedną nazwę krainy geograficznej, o której w szkole wspominali, ale nie uprzedzajmy faktów... ;)

Stargard opuściłem pociągiem regio do Poznania, odjeżdżającym o godzinie 6.28. Połączenie obsługiwane jest tą nową jednostką z newagu. Jadę sam praktycznie aż do Krzyża. Potem dosiada młodzież jadąca do szkół. Od Wronek skład stopniowo się zapełnia podążającymi do Poznania, do którego przybywamy siedem minut po dziewiątej.

Z Poznania do Leszna jadę zmodernizowaną jednostką EN57 w malowaniu województwa dolnośląskiego. Również sam, ale o to nietrudno, bo pociąg zestawiony jest z dwóch jednostek. Wysiadam w Lesznie tuż przed 11.

Po wyjściu odpalam etrexa. Sprawdziłem wcześniej wysokość, na której znajduje się stacja, żeby wskazania urządzenia były jak najbliższe prawdzie. Sprzęt jednak zadziałał prawidłowo i pokazuje 94 m :) Po krótkiej sesji przy tablicy poświęconej kolejarzom węzła leszczyńskiego, którzy zginęli w czasie II WŚ ruszam. Trochę jak dziecko we mgle, bo specjalnie niemal nie sprawdzałem trasy przejazdu. Jednak zostaję skutecznie wyprowadzony z miasta do DK 5, wzdłuż której, po DDRce przejeżdżam krótki kawałek - kończę przejażdżkę skrętem w lewo, w kierunku wsi Dąbcze. To alternatywny dojazd do podleszczyńskiej Rydzyny. Zresztą pod względem rowerowym jedyny, bo na DK5 stoi znak zakazujący ruchu rowerów. Początkowo droga wiedzie przez las, ale po chwili wyjeżdżam na odkryty teren, gdzie odczuwam wiatr. Nie będzie niestety moim sprzymierzeńcem, bo wieje z południowego zachodu.

Rydzynę osiągam po krótkiej chwili. W samym miasteczku, o dość bogatej historii, fotografuję Rynek z ratuszem i kolumną, a konkretniej "wotywną kolumną św. Trójcy" z XVIII wieku upamiętniającą epidemię dżumy, która dotknęła Rydzynę w 1709 roku. Zdjęcie to, jak i późniejsze, które wymagały szerokiego kąta robię niestety telefonem.

Z Rydzyny kieruję się do gminnej miejscowości Poniec. Muszę przyznać, że nieco zaskoczyła mnie infrastruktura rowerowa w tych okolicach. Zarówno kilka km za Rydzynę, jak i kilka km przed Poniecem jedziemy po asfaltowych, wydzielonych DDRkach. Czy to sensowne? Nie wiem, bo ruch samochodowy na drogach był mały, ale z drugiej strony na pewno jest bezpiecznie.

Poniec mijam bokiem, nawigacja przeprowadziła mnie jakąś osiedlową uliczką, trochę na skróty. Wyjeżdżam na południe, w kierunku Rawicza. Do tego miasta jednak nie docieram. Jadę za to bardzo fajną, wąską asflatówką, po której niemal nie jeżdżą samochody. Zaraz za Poniecem mijam jakąś starą cegielnię, w której, o ile dobrze kojarzę, mieści się teraz jakieś gospodarstwo agroturystyczne. Jak wspomniałem drogi przyzwoite, niestety przyznam, że krajobraz, póki co, dość monotonny.

Sytuacja ulega diamteralnej zmianie w miejscowości Konarzewo. Tutaj nawigacja kieruje mnie w lewo, w szutrówkę, każąc mi zjechać z wygodnej asfaltówki. Początkowo droga jest całkiem ok, mijam przydrożną kapliczkę, która chyba chyli się ku upadkowi, a tuż za nią zaczynają się potworne, kopne piachy. To była zmora wielu dzisiejszych odcinków terenowych...

Po dwóch dość męczących kilometrach docieram do Sarnowej. To było kiedyś miasto, ale od 1973 formalnie stawnowi osiedle miasta Rawicz. Muszę przyznać, że miejscowość zrobiła na mnie duże wrażenie. Na uliczkach już charakterystyczne, dolnośląskie klimaty - wąsko, zaniedbane, piękne kamienice. Do tego niesamowity budynek dawnego ratusza i brukowane uliczki. Ale bruk taki, że ładnie na niego popatrzeć - jeździć po nim to dramat. ;)

Z Sarnowej, odcinkiem terenowym przez las. Znów w bardzo głębokim piachu, ale na szczęście dość krótko. Docieram do asfaltówki, oczywiście bardzo wąskiej i niemal bez samochodów, którą zmierzam już w kierunku doliny Baryczy. Nazwy miejscowości całkiem ciekawe - Ugoda, Niezgoda, Kubeczki, itd. :)

Wjeżdżam na trasę, która sprawia wrażenie zamkniętej dla samochodów. Nie spotkałem ani jednego na długim, około 10km odcinku. Początkowo nawierzchnia jest asfaltowa, potem pojawiają się kamienie. Nie bruk, ale właśnie kamienie. Trochę się ich obawiam, bo są dość ostro zakończone, więc posuwam się poboczem. Ale całkiem sprawnie, piachu nie było. ;)

W końcu docieram do Kanału Punickiego, gdzie na chwilę zatrzymuję się. Potem znów piękna asfaltówka przez stary, dolnośląski bór. Na wysokości miejscowości Ruda Żmigrodzka docieram do pierwszego ze Stawów Milickich. Warto na ich temat poczytać, wiki twierdzi, że rezerwat je chroniący jest największym w Polsce. Wszystko jest zbytkiem techniki, niestety w dość dużym stopniu zdewastowanym (mam na myśli infrastrukturę techniczną, taką jak jazy, przepusty, itd., część stawów wyschła). Olbrzymie wrażenie robi na mnie monumentalny dąb stojący przy szosie. Asfalt - sprawia wrażenie dopiero co położonego, dużo oznaczeń szlaków rowerowych sugeruje, że turystycznie rejon jest bardzo atrakcyjny.

Przed miejscowością o wesołej nazwie Jamnik znajduje się pomost nad Stawem o nazwie Jamnik Dolny. Tu zatrzymuję się na popas, podziwiam też ptactwo wodne. Zaraz za wsią, nie bez oporów, zgodnie z sugestią garmina zjeżdżam z asfaltu w polną, zaniedbaną drogę. Na szczęście nie zakopuję się i skrótami, przez pola docieram do wsi Bukołowo. Czy pojechałbym tak bez nawigacji? Wątpię, pewnie zasugerowałbym się mapą i skorzystał z dróg asfaltowych;)

Z Bukołowa do wsi Gąski wzdłuż Stawu Sieczkowskiego. Za Gąskami chyba najgorszy fragment piachu. Jadę z trudem, żeby było weselej po mojej prawej chłop traktorem orze pole. Jedziemy łeb w łeb, mimo, że on snuje się naprawdę w ślimaczym tempie. Ja co chwila zatrzymuję się z wykręconą w piachu kierownicą, to w jedną, to w drugą stronę. :)

W końcu docieram do asfaltu w Przyborowie, skręcam  w prawo i smigam już prosto na Trzebnicę. Ponieważ wyczerpały mi się zapasy picia staję w Brzykowie i kupuję sobie frugo i pepsi. Podczas postoju niepokoją mnie z lekka pagóry majaczące na horyzoncie. I w tym momencie przypominam sobie kolejną krainę, o której dowiedziałem się na geografii w wejherowskiej "dziewiątce";) To przecież Wzgórza Trzebnickie. ;)

W samej Trzebnicy niepotrzebnie nadkładam jakieś 2 km drogi, a przy okazji spory podjazd. To dlatego, że byłem przekonany, że do Wrocławia nawigacja puści mnie główną drogą łączącą go z Trzebnicą, wzdłuż której zresztą podobno jest jakaś DDRka. Dlatego zaznaczyłem sobie "waypoint" na południowym skraju miasta, przy zjeździe z obwodnicy. Garmin przyprowadził mnie do tego punktu i kazał zawracać. Posłusznie wykonałem polecenie;) Dzięki temu zaliczam naprawdę spory podjazd na wyjeździe z miasta, a potem boczne, ale niestety dość ruchliwe, drogi. Choć przyznam, że akurat na drodze wjazdowej do Wrocławia przez Pasikurowice i Krzyżanowice było spokojnie, najgorszy fragment był zaraz za Trzebnicą.

W mieście sprzęt spisał się doskonale. Trafiłem do Boogie Hostelu na ul. Ruskiej 34 (który polecam) jak po sznurku. Docieram do celu po około 7 godzinach jazdy, z tym, że czas postojów wyniósł 1h15`.

Zdjęcia:

1) W pociągu regio ze Szczecina do Poznania.


2) Tablica pamiątkowa na leszczyńskim dworcu.


3) Rynek w Rydzynie z wotywną kolumną na pierwszym planie.


4) Infrastruktura rowerowa w gminie Rydzyna.


6) Dawna cegielnia pod Poniecem.


7) Zabudowania wsi Kawcze w powiecie rawickim.


8) Kapliczka przydrożna pod Konarzewem.


9) Niezbadane wyroki garmina w doborze dróg.


10) Ulica w Rawiczu - Sarnowej.


11) Dawny ratusz w Rawiczu - Sarnowej.


12) Wyjazd z miejscowości Kubeczki, za chwilę dojadę nad rzekę Orla.


13) Między Kubeczkami a Niezgodą.


14) (...)


15) Okazały dąb w pobliżu Niezgody.


16) Widok na staw Jamnik Dolny.


17) Gdzieś między Jamnikiem a Bukołowem.


18) Nie wiem czy widać - kury w Gąskach. ;)


19) Pagórkowate okolice Trzebnicy.


20) Trzebnica.


21) Zachód słońca przed samym Wrocławiem.


22) Cel (prawie) osiągnięty.




Komentarze
michuss
| 20:16 niedziela, 16 marca 2014 | linkuj rammzes, też byłem zdziwiony brakiem wieszaków. Tzn. są tam jakieś dziwne konstrukcje (widać takie niebieskie coś za przednim kołem), które chyba mają na celu ustabilizowanie stojącego roweru, ale nie chciało mi się rozgryzać co i jak, tym bardziej, że ludzi i tak prawie nie było.

Monica - pogoda była wprost idealna, no może wiatr mógł wiać bardziej korzystnie, ale nie narzekam. :)
Monica
| 19:07 niedziela, 16 marca 2014 | linkuj Hej, widzę że nowy szlak rowerowy do Wrocławia przetarty ;-) Dobrze że ten długi dystans miał miejsce przy wiosennej jeszcze aurze ;-)
rammzes
| 18:07 niedziela, 16 marca 2014 | linkuj Niby ten pociąg taki zajebisty, ale głupich wieszaków zainstalować nie mogą na rowery. A jeśli chcesz siąść z rowerem to nie ma gniazdek elektrycznych. Trochę nie fajnie dla niektórych, którzy tak jak ja lubią sobie poczytać książkę w elektronicznej wersji. Trochę się czepiam bo w starszych pociągach nie było nigdzie.. Ale jak już coś robić to zrobić dobrze, a nie.. :/
michuss
| 13:54 niedziela, 16 marca 2014 | linkuj Dornfeld, hehe, też na to zwróciłem uwagę. Ten sort pasażerów, który w starych jednostkach ładuje się na koniec i zaczyna palić papierosy w nowych składach jest wyraźnie zagubiony. :)

Dla odmiany, w zeszłym tygodniu musiałem skorzystać 3 razy z połączenia Szczecin - Stargard i stałem sobie z rowerem przy drzwiach, bo w dymie nie miałem ochoty jechać.
dornfeld
| 13:23 niedziela, 16 marca 2014 | linkuj Super wycieczka, ten pociąg też daje nowe możliwości, dla mnie najważniejsze jest to, że jest on naszpikowany czujnikami dymnymi i kamerami, więc odpadają przepychanki z palaczami, nawet w kiblu nie da rady, bo można zatrzymać pociąg. Swoja drogą podejrzewam, że z Leszna do Poznania o tej porze nie było by już tak pusto.
michuss
| 13:18 niedziela, 16 marca 2014 | linkuj Tunia, nie jestem. ;) Inne warianty dojazdu/powrotu opracowuję. ;)
tunislawa
| 13:13 niedziela, 16 marca 2014 | linkuj ale super pomysł miałeś ! dojechać do celu rowerem ! pewnie nie masz za dużo ciuchów ...no ale nie jestes baba , nie ? Powodzenia naukowego tez Ci życzę ! :)
michuss
| 11:23 niedziela, 16 marca 2014 | linkuj Trendix - fajne uczucie, gdy jeździ się po zupełnie obcych terenach i nie wiesz co czeka Cię za zakrętem drogi. ;)

srk23 - dzięki Mirek za jak zwykle miłe słowa! :)
srk23
| 11:09 niedziela, 16 marca 2014 | linkuj Michał, jak zawsze ciekawie i rzeczowo, tym bardziej że mieliśmy okazję poznać nowe ciekawe miejsca.
Trendix
| 11:05 niedziela, 16 marca 2014 | linkuj Nareszcie fotki z innych okolic :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!