m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 86.79km
  • Teren 18.40km
  • Czas 04:01
  • VAVG 21.61km/h
  • VMAX 36.31km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trzebiatów - Koszalin

Piątek, 15 sierpnia 2014 • dodano: 15.08.2014 | Komentarze 5

TRZEBIATÓW-Gołańcz Pomorska-Kędrzyno-Byszewo-Nieżyn-Ołużna-Ząbrowo-Dębogard-Dygowo-Rusowo-Strachomino-Tymień-Gąski-Sarbinowo-Chłopy-Mielno-Mścice-KOSZALIN

MAPA

Dzisiejszy dzień był dowodem na to jak ważna jest motywacja, jak ważne jest to co w głowie, a niekoniecznie to co w nogach.

Miałem plan "zrobić" pięć brakujących mi w tym "fyrtlu" województwa gmin. Wprawdzie prognozy od dawna mówiły o załamaniu pogody, które miało nadejść w pierwszy dzień długiego weekendu, ale nie przejmowałem się tym zbytnio. Wiedziałem jedynie, że rano ma być jeszcze pogoda "w miarę". Jednak ze śniadaniem się ociągaliśmy, ruszyć udało mi się dopiero 10 minut przed 11. I już w tym momencie nad Trzebiatów nadciągały ciemne chmury z zachodu (zgodnie z kierunkiem wiatru). Zachmurzenie rozciągało się na północ od miasta, na południe było widać pojedyncze chmury, ale też raczej z tych ciemnych.

Do Gołańczy pruję bardzo szybko. Raz, że chce spróbować uciec przed deszczem, a dwa, że odcinek ten jest bardzo ruchliwy. Odtąd, przez kilkadziesiąt km będą mi towarzyszyć pomruki krążącej w pobliżu burzy.

W Gołańczy zjeżdżam na drogę, o której już wiele lat temu wspominał mi wujek. Malownicza, ale-niestety-brukowana. Rzeczywiście, droga urocza, jedynie nawierzchnia sprawia, że wszystkie plomby chcą wypaść z zębów, a przy okazji każda śrubka w rowerze zostaje poddana testowi na skuteczność dokręcenia. ;)

Za Nieżynem zmianę nawierzchni witam z ulgą - tym razem po szutrze do wsi Ołużna, a dalej przez Ząbrowo do Dygowa, czyli do kolejnej gminy, której brakowało mi w kolekcji. Od Ząbrowa jadę w deszczyku, asfalty mokre, bryzga to spod kół. W końcu zaczyna padać na tyle mocno, że decyduję się przetestować tanią kurtkę przeciwdeszczową z decathlona. Rezultat testu - zgodny z przewidywaniami: jestem mokry, a to dlatego, że spociłem się pod tą plandeką jak mysz. "Dwa wentylacyjne otwory zapewniają optymalną cyrkulację powietrza" deklaruje producent. Możliwe, ale chyba tylko wtedy, gdyby stać bez ruchu, a i tego nie jestem pewien.

W Starchominie zjeżdżam na dziurawe, straszne płyty betonowe, którymi telepię się aż do Tymienia, za plecami mając burzę. Potem przecinam DK11, kawałek po szutrze i przelot dość dobrą, asfaltową drogą do Gąskobyla :P W paśmie tych nadmorskich miejscowości tłumy, chyba najgorzej było w Sarbinowie. Ma to jednak swoje dobre strony - samochody suną z wolna, jeden za drugim, a ja wyprzedzam je, zręcznie (i oczywiście bezpiecznie) lawirując między pieszymi. Zostawiłem tak za sobą chyba kilkanaście aut.

W końcu garmin każe zjechać mi z asfaltu i jakąś szutrówką, nad samym brzegiem morza kierować się na wschód. Potem ten numer zostanie powtórzony, dzięki czemu omija się te zapchane asfalty. Przed samym Mielnem zaskoczył mnie las-bukowy, nie taki jak zazwyczaj spotyka się nad morzem...

Za Mielnem wskakuję na DDRkę, całkiem przyzwoitą z tym, że jedynie do Mścic, bo potem trzeba się tłuc ciągiem pieszo-rowerowym o wątpliwej jakości nawierzchni. Ten końcowy odcinek umila mi lecący w słuchawkach jeden z odcinków Rodziny Poszepszyńskich. Nadjeżdżający z przeciwka patrzą na mnie jak na wariata, gdy szeroko (i głośno) się śmieję. :)

W Koszalinie walka z samym sobą. Mam dwie nowe gminy (Dygowo i Mielno), wypadało by pojechać po kolejne trzy (Manowo, Świeszyno, Tychowo), zakończyć przejazd w Rąbinie na PKP i wsiąść w ostatnią osobówkę do Szczecina. Jednak, jak na złość, pod samym dworcem zaczyna lać. Szybko ładuję się do środka, rzut oka na rozkład jazdy. Jest, za dwadzieścia kilka minut mam pociąg do Szczecina. Nie zastanawiam się długo, kupuję bilet i wskakuję do starej (na szczęście!) jednostki, która powiezie mnie do domu.

Potem w Białogardzie dosiadają Niemcy, z siedmioma rowerami i dwiema przyczepami do nich. Widzę, że są wyraźnie urzeczeni zabytkową, rozklekotaną jednostką. Robią zdjęcia, komentują, ja natomiast mówię im, że mieli NIEBYWAŁE wprost szczęście, że udało im się trafić na taki zabytek, bo tak to same nowe jeżdżą. I wygląda na to, że mi uwierzyli. :D Wszyscy razem wysiadamy w Dąbiu skąd jadę już przez Dąbską do siebie (mapa nie uwzględnia tej przejażdżki).

Zdjęcia:

1) Wyjazd z Byszewa w kierunku Nieżyna.


2) Między Byszewem a Nieżynem.


3) Leje za Ząbrowem (podjazd po wyjeździe z doliny Parsęty).


4) Aleja Ząbrowo - Dębogard.


5) Płyty Strachomino - Tymień, widok po obejrzeniu się do tyłu.


6) Gąski i ich symbol.


7) Plaża w Chłopach.


8) DDRka Mielno - Mścice.

Kategoria wycieczka



Komentarze
michuss
| 18:47 sobota, 16 sierpnia 2014 | linkuj Zwiedzanie z okien pociągu? Ty wiesz co, może rzeczywiście jakieś cwaniaki, specjalnie te toboły wożą, żeby potem wykorzystywać takich jak ja do wciągania i wyciągania tego całego majdanu na pokład pociągu w zamian za suchego herbatnika... :D Ciekawe ilu już tak nabrali? ;) Cieszę się w takim razie, że nie wcieliłem w życie zamiaru zadania im pytania "do you like polnische wurst?", bo miałem na podorędziu dość świeże kabanosy.

Co do biegania - chyba niejasno się wyraziłem, bo nie potrzeba biegać, tylko w odpowiednim momencie wynieść rower (i oczywiście siebie) z pociągu, więc nawet krótsza noga nie powinna stanowić jakiejś większej przeszkody. Jedyne wymagania to wzrok na tyle dobry, by rozpoznać zbliżającą się, umundurowaną postać. ;)

Powiem Ci, że z tych zaoszczędzonych na dojazdach pieniędzy nie uzbierało by się zbyt wiele. Może na cztery zestawy lodów z przybraniem i kawą, więc sama widzisz, że mogłoby to doprowadzić jedynie do spektakularnej klapy. ;)))
michuss
| 16:22 sobota, 16 sierpnia 2014 | linkuj eranis - masz rację, jazda nad morzem teraz jest bardzo nieprzyjemna, powiem więcej jest wstrętna i odrażająca ;) Szczególnie dla kogoś kto tłumów nie znosi. Sprowadziła mnie tam jedynie ta nieszczęsna gmina Mielno, którą tylko w ten sposób można zaliczyć. Ale chyba pójdę po rozum do głowy i kolejne nadmorskie zdobycze będę robił jesienią albo i zimą. ;)

Co do bruków- dobrze jak jest możliwość objechania po jakiejś ścieżce wzdłuż, to się dość często zdarza. A jeśli nie... to droga wędruje na czarną listę. ;)

Stosunki polsko-niemieckie się zdecydowanie rozwinęły. Tylko to chyba byli jacyś oszukani Niemcy, bo podobno ten naród słynie z praktyczności, a oni wybrali sobie połączenie z Kołobrzegu do Świnoujścia przez Białogard i, jak to mówili w kółko, "ciecin dabie". Bardzo na około i dodatkowo dwie przesiadki miast jednej, gdy jedzie się przez Goleniów. Nie wiem, może po prostu rozrzutni, ale sądząc po poczęstunku, który mi zaoferowali w zamian za pomoc w ustawianiu rowerów (ostatni, nadłamany herbatniczek z paczki) chyba jednak nie.

Kolej to w ogóle temat na odrębną opowieść. W czerwcu często jeździłem z pracy nr 1 (Szczecin) do pracy nr 2 (Stargard) wioząc rower w pociągu. Jak pewnie wiesz jest przepis, który mówi, że rowerzysta jest osobą "o ograniczonej sprawności ruchowej" i w związku z tym po wejściu do pociągu nie musi się zgłaszać do konduktora po bilet, a jedynie czekać na miejscu aż ten do niego dotrze i sprzeda co trzeba. Kika razy miałem zabawne (ale i emocjonujące) sytuacje, gdy widząc zbliżającą się kontrolę biletów ewakuowałem się z pociągu jedną czy dwie stacje przed Stargardem i z wywieszonym jęzorem "darłem" potem na szychtę. A musisz wiedzieć, że gra szła o niemałą stawkę - całe 14,5 zł! ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!