m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 117.40km
  • Czas 04:49
  • VAVG 24.37km/h
  • VMAX 48.50km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Kalorie 1962kcal
  • Podjazdy 341m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Trzebiatowa, do wujka

Sobota, 8 października 2016 • dodano: 09.10.2016 | Komentarze 4

MAPA

Wizytę u wujka planowałem już od dłuższego czasu. Chciałem jechać w zeszły weekend, już wszystko było zaplanowane, ale sekwencja różnych nieprzewidzianych zdarzeń mi to uniemożliwiła. W tym tygodniu wiedziałem, że choćbym miał się, pardon pour le mot, zes*ać to tam dojadę ;)

Rano zajechałem jeszcze na dyżur na Bukowe, a po nim mogłem już spokojnie udać się do celu. Prognozy pogody śledziłem tyle, o ile, wiedziałem, że nie są najlepsze, więc nie chciałem się niepotrzebnie denerwować. Tym bardziej, że zmienia się postrzeganie pewnych spraw - jak człowiek stał przed całkiem prawdopodobnym wyzwaniem jazdy w ulewie przez 450 km to stówka w podobnych warunkach nie robi wrażenia ;) Nic nie poradzę, tak po prostu mi się stało ;)

Trasę zaplanowałem trochę bocznymi i trochę głównymi drogami - cóż za spostrzeżenie ;) Te główne to bez przygód, wiadomo: dobry asfalt i spory ruch. Natomiast na bocznych było już trochę gorzej - zjechałem z DK6 na wysokości Bodzęcina i koślawym asfaltem dotoczyłem się do wioski, całkiem serio biorąc pod uwagę cofnięcie się na "szóstkę" i jazdę tą drogą aż do Płot, a trzeba dodać, że od Nowogardu nie ma tam pobocza i jest duży ruch. Na szczęście urokliwy, drewniany mostek nad Stepnicą zachęcił mnie do zwiedzenia prawobrzeża tej rzeczki ;) I dobrze, bo za chwilę droga się poprawiła. Niestety, tylko do Węgorzy, potem było nienajlepiej aż do "sto szóstki", do Błotna. Ruch był na tyle niewielki, że całymi kilometrami wlokłem się lewą stroną drogi. Przed wspomnianym Błotnem dopadł mnie głód i postanowiłem tam stanąć na batonika. Ale, że chwilę wcześniej zaczęło dość mocno padać zapomniałem o pustym brzuchu i szybko, w spadającej na łeb na szyję temperaturze ruszyłem ku rondu pod Golczewem. Tam już musiałem stanąć, żeby wchłonąć tego "sznikersa". Postój miał pewną wartość nostalgiczno-sentymentalną, gdyż to tutaj odbywałem pierwszy, niezaplanowany, wymuszony przez fizjologię postój podczas BBT. Dokładnie w tym miejscu, dokładnie pod znakiem "Płoty 19". Tym razem jednak nie musiałem się spinać i całkiem wyluzowany po chwili pojechałem dalej, ciesząc się niezbyt stromym, ale dość długim zjazdem do Uniborza, gdzie skręciłem w lewo, na Gryfice.

Pamiętałem tę drogę sprzed kilku lat, gdy do wujka jeździłem jeszcze ze Stargardu (ale już na "czerwonym"). Wiedziałem, że nie jest najlepsza, ale to co ukazało się moim oczom za przejazdem kolejowym przypominało krajobraz po bombardowaniu. Całości dopełniał padający, wstrętny, zimny deszcz. Na szczęście z widokami na polepszenie, po wokół miałem niebieskie niebo. Bilans wyszedł na zero, bo z kolei kawałek za Jasielem, taki zjazd w lesie, który zawsze kojarzył mi się z jednym z największym zagęszczeniem dziur na metr kwadratowy asfaltu w zachodniopomorskiem, został pięknie wyremontowany i można było się cieszyć tym zjazdem. No, prawie cieszyć, bo temperatura 8 stopni z tym deszczem stanowiły niezbyt miłą mieszankę.

Gryfice mijam na przelocie i spokojnie docieram do celu wyjazdu. I tutaj też nic się nie zmieniło - podobnie jak na pozostałej części trasy wiatr nie był sprzymierzeńcem, bo dość mocno napierał z północy.

W Trzebiatowie, tradycyjnie już, zaraz po dojeździe kąpiel, a potem zakupy złocistego nektaru, którym raczymy się podczas dyskusji z wujkiem, dodatkowo przegryzając to przepyszną, lokalną pizzą ;)

Na koniec napiszę tylko, że to całe jeżdżenie to dzięki wujkowi. To on wciągnął mnie w rower, z nim przejechałem swoje pierwsze sto kilometrów, w roku 1998. Pamiętam jak przez mgłę jego początki - gdy miał pięćdziesiąt lat. Wcześniej na rowerze w ogóle nie jeździł. Aż którymś razem, podczas odwiedzin u nas, w Wejherowie kupił sobie szosówkę rometa i na niej wrócił do domu (z Białogardu). Dziś ma 77 lat i przejechane 365000 km. I dalej jeździ, w dniu mojego przyjazdu zrobił ponad 80 km.








Kategoria wycieczka



Komentarze
Trendix
| 17:50 sobota, 15 października 2016 | linkuj No tak po BBT to już nic Ci straszne nie jest :)
Trollking
| 22:17 poniedziałek, 10 października 2016 | linkuj O takiego Wujka należy dbać! :) brawo!
jotwu
| 05:54 poniedziałek, 10 października 2016 | linkuj Piękne rodzinne spotkanie pełne sentymentalnych wspomnień. Mogę tylko pozazdrościć takiego wujka a jemu pogratulować sportowej formy. A co do wycieczki, to każda ''setka" do tego w tak szybkim tempie zawsze rodzi moje uznanie.
mors
| 22:45 niedziela, 9 października 2016 | linkuj 365k, nieźl. Jeszcze chwila, i dojedzie do Księżyca (średnio 374k)!
Chociaż podejrzewam, że Ty "osiągniesz w życiu" o wiele więcej. ;] ;p
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!