m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 62.00km
  • Czas 02:43
  • VAVG 22.82km/h
  • VMAX 46.87km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zamiast Miedwia-wypad w deszczu

Sobota, 7 sierpnia 2010 • dodano: 07.08.2010 | Komentarze 1

STARGARD-Zieleniewo-Morzyczyn-Jęczydół-Bielkowo-Rekowo-Szczecin(Jezierzyce-Płonia-Sławociesze-Zdunowo)-Niedźwiedź-Reptowo-Cisewo-Grzędzice-STARGARD

Dzisiaj miałem sobotę pracującą, wobec czego nie dane mi było wystartować w maratonie wokół Miedwia, który zgromadził (podobno) ponad 500. uczestników. Pomijam dodatkowe fakty, które spowodowały, że nawet gdybym nie pracował nie mógłbym pojechać, ale bardzo żałuję, że się nie "załapałem". Może za rok...

Z tego co mogłem zaobserwować w pracy pogoda raczej nie spłatała psikusa organizatorom, bo padać zaczęło około 13 (w Stargardzie). No i taki deszcz utrzymuje się aż do momentu kiedy piszę te słowa (teraz akurat leje jak z cebra).

Po powrocie do domu postanowiłem jednak jakoś wykorzystać sobotnie popołudnie. Zjadłem obiad i ruszyłem w, jak to mawiał mój śp. dziadek, "plener". Pogoda od samego początku mnie nie rozpieszczała. Opuszczałem Stargard w mżawce, która towarzyszyła mi aż do Zieleniewa. Po drodze minąłem jedną rowerzystkę, która najwyraźniej wracała z maratonu. W okolicach Zieleniewa mżawka ustąpiła. Nie był to jednak powód do radości, bo w jej miejsce pojawił się ulewny deszcz i towarzyszył mi praktycznie aż do podjazdu w Jęczydole. Po drodze zatrzymuję się we wiacie przystankowej w Morzyczynie, tuż obok miejsca startu dzisiejszego maratonu. W środku siedzą jakieś podśmiewające się nastolatki, które najwyraźniej bawi fakt, że jestem cały mokry. Zatrzymałem się jednak tylko po to, żeby przełożyć telefon w bezpieczniejsze miejsce (tj. do środka plecaka, żeby nie narażać go na działanie deszczu). Gdy sposobię się do wyjazdu spod wiaty widzę na twarzach "przystankowych współtowarzyszek" malujące się zdziwienie;) Chwilę później mijam namioty, pod którymi siedzi komisja maratonu-nie wiem czy jeszcze może na kogoś czekają, czy liczą coś, cholera wie (jest około 16.10).

Za Jęczydołem, jak już wspomniałem, sytuacja się nieco klaruje. Jadę ponownie w mżawce, okulary zaparowane, nic prawie nie widzę. Zastanawiam się w tym momencie: "co ty właściwie robisz chłopaku, zawracaj do domu". Prawdę powiedziawszy plan był taki, żeby przez Stare Czarnowo wspiąć się do Dobropola i dalej pobuszować po Puszczy Bukowej. Jednak w związku z trudnymi warunkami atmosferycznymi nieco modyfikuję plan i z Bielkowa kieruję się do Rekowa i dalej, przez las w kierunku szczecińskiej dzielnicy Jezierzyce.

Z Jezierzyc nie jadę do Śmierdnicy, główną drogą wyjazdową, tylko wybieram "skrót" przez las, wzdłuż rzeki Płoni do dzielnicy o tej samej nazwie. Tutaj powstaje jedyny zdjęcie dzisiejszego wyjazdu-nie miałem chęci się w deszczu zatrzymywać, zrobiłem jeden wyjątek.

Deszczowo © michuss


Z lasu wyjeżdżam na główną drogę wjazdową do Szczecina od strony Stargardu-akurat na krótkim odcinku, który muszę pokonać nie ma pobocza, a jezdnia ograniczona jest wysokim krawężnikiem-nadzieja w tym, że nadjeżdżający zza mnie kierować się będą na zewnętrzny pas.

Przejazd newralicznego odcinka odbywa się jednak bezproblemowo i po chwili zmierzam po płytowej ulicy w kierunku dzielnicy Sławociesze i dalej, do Zdunowa. Tutaj rozpętuje się ponownie potworna ulewa. Na tyle silna, że zastanawiam się czy nie łapać jednak jakiegoś pociągu do Stargardu (jestem tuż przy przystanku PKP Szczecin Zdunowo). Podejmuję jednak decyzję jazdy dalej w kierunku Niedźwiedzia, co przypłacam tym, że rower jest w tej chwili cały w błocie. Leśna droga Zdunowo-Niedźwiedź pełna jest dziur, a po deszczu wszystkie one są wypełnione wodą. Jadę przed siebie nie zważając na nic, co chwila moje stopy rozbryzgują wodę wylatującą spod kół-jestem w sandałach, więc przy okazji mam darmowe chłodzenie nóg, chociaż akurat dzisiaj upału nie ma.

Z Niedźwiedzia odcinek asfaltowy do Reptowa, a stąd, jako, że nieco się wypogadza, zmierzam nie do Morzyczyna, a do śródleśnej osady Cisewo. Aż dziw, że nigdy tu nie dotarłem-od Reptowa jedzie się klimatyczną wąską asfaltówką, po drodze mijając przejazd kolejowy opisany tablicą "otwarcie zapór na żądanie, naciśnij przycisk". Po kilkukrotnych próbach naciśnięcia w końcu przechodzę przez tory bokiem, bo nikt nie kwapi się, żeby mi otworzyć, a pociągu na horyzoncie brak.

W Cisewie dojeżdża się do skrzyżowania-w lewo drogowskaz wskazuje Wielichówko-2,5 km i Sowno-6 km, a w prawo Zieleniewo-2,5 km. Wybieram drugi wariant, z tym jednak zastrzeżeniem, że odbijam nieco w lewo, docierając nie do Zieleniewa (jak mniemam droga wiedzie tam przez Miedwiecko), tylko do Grzędzic przez przysiółek Grzędzice-Majątek.

Z Grzędzic już tradycyjnie-asfaltem pod Lipnik i dalej wzdłuż dziesiątki do Stargardu. Zanim dotarłem do domu zrobiłem jeszcze zakupy w jednym z marketów, ćlapiąc, że użyję takiego określenia, zalanymi totalnie sandałami. W domu, jako, że nieco czuję drapanie w gardle, organizuję sobie grzane piwo i zadowoleniem ładuję się do wanny, zostawiając w niej pokaźną ilość piachu.

Podsumowując-nie jesteśmy z cukru, w ulewie też fajnie się jeździ.
Kategoria wycieczka



Komentarze
widmo
| 05:57 niedziela, 8 sierpnia 2010 | linkuj Wczoraj dla przyjemności bym nie jeździł, dlatego pełne uznanie :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!