m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 109.39km
  • Teren 33.60km
  • Czas 06:41
  • VAVG 16.37km/h
  • VMAX 41.26km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Drawski Park Krajobrazowy

Niedziela, 7 lipca 2013 • dodano: 08.07.2013 | Komentarze 11

STARGARD-[samochód]-ZŁOCIENIEC-Bobrowo-Kaleńsko-Czaplinek-Stare Drawsko-Prosino-Milice-Połczyńska-Połczyn Zdrój-Zajączkowo-Kłokowo-Wola Góra-Czarnkowie-Bolegorzyn-Nowe Worowo-ZŁOCIENIEC-[samochód]-STARGARD

MAPA

Pomysł na ponowne odwiedzenie DPK chodził za mną od dawna. Dość powiedzieć, że wciąż aktualny jest plan wypadu tam ze Shrinkiem, który pewnie uskutecznimy w sierpniu. Tym razem nadarzyła się podwójna okazja-po pierwsze Wojtek, który przybył na ŚC2013 ze swoim rowerem i wówczas go rozwalił przyjechał, żeby go odebrać po naprawie, a po drugie drugi Wojtek-Trendix zaoferował transport w okolice Drawskiego Parku Krajobrazowego. Nie ukrywam, że ze względu na miejski rower Wojtka początkowo myślałem jedynie o przejechaniu DDRki w śladzie linii kolejowej ze Złocieńca do Połczyna, jednak pod wpływem rozmyślań nad trasą zdecydowałem się na powtórzenie trasy, którą pokonywaliśmy ze wspominanym Shrinkiem i Sargarthem dwa lata temu. Szalę przeważyło to, że miałem być przewodnikiem, więc nie chciałem zbytnio improwizować, tylko korzystać z przetartego szlaku.

Na punkcie zbornym, pod Trendixowym domem umówiliśmy się o 7.45, a to po to, by o godz. 8 już jechać. Wszystko poszło sprawnie, spotkaliśmy się punktualnie.



Po drodze do Złocieńca, skąd zaplanowaliśmy start zajeżdżamy jeszcze przed dworzec kolejowy w Drawsku Pomorskim, bo ładne, odnowione budynki to zawsze przyjemny widok;)



Po ściągnięciu rowerów i odczekaniu do 9.30 (informacja na forum RS) ruszamy przed siebie.



Celem początkowego etapu jest Czaplinek, który osiągamy korzystając z drogi biegnącej na południe od DK20, w bezpośrednim sąsiedztwie linii kolejowej z Runowa do Szczecinka-przecinamy tory przynajmniej 3 razy. Zapominam oczywiście o odpaleniu Endo i robię to jakieś 2 km od startu.



Pierwszą atrakcją jest zabytkowy pałac w Bobrowie, w którym obecnie mieści się OSW. Budynek ma bardzo ciekawą architekturę, dominuje nad wszystkim wysoka, charakterystyczna wieża. Niestety zamknięta brama i dopisek, że obcym wstęp wzbroniony skutecznie uniemożliwia dokładniejszą penetrację obiektu.

Za Bobrowem odbijamy w szutrówkę, która będzie towarzyszyć nam aż do Żelisławia. Cały czas jedziemy po południowej stronie linii kolejowej-niestety nie spotkaliśmy żadnego składu. Od Żelisławia korzystamy z niezwykle klimatycznej, wąskiej asfaltówki, która doprowadza nas do ośrodka wypoczynkowego nad Jeziorem Kaleńskim. Potem przez las, też po asfalcie do skrzyżowania rowerowych szlaków (nic się w tej kwestii nie zmieniło, nadal rowerowe szlaki DPK są rewelacyjnie oznakowane). Tu odbijamy w lewo, pod wiadukt, by chwilę później natrafić na drogowskaz, który kieruje nas do wielkiego głazu narzutowego „Tempelburg”-jego nazwa wzięła się od napisu wyrytego w XIX wieku na jego powierzchni. By wszystko stało się jasne należy dodać, że Tempelburg to przedwojenna nazwa Czaplinka.

Krótko później wjeżdżamy do tego miasteczka. Nie przejeżdżamy przez wielkie rondo w centrum-kierujemy się zgodnie ze znakami szlaku rowerowego bezpośrednio na promenadę nad Jeziorem Drawskim. Tutaj zatrzymujemy się na pierwszy popas i uzupełnienie płynów. Oczywiście cały czas wszystko jest dokumentowane, szczególnie przez niezastąpionego w tym względzie Trendixa.



Po krótkim odpoczynku jedziemy dalej, korzystając z trasy, którą już znam. Początkowo wschodnim brzegiem Jeziora Drawsko, potem mijamy jakieś ośrodki wypoczynkowe, by asfaltową uliczką dotrzeć w końcu do niezwykle ruchliwej, nieprzyjemnej DW 163, którą pociągniemy do nieodległego Starego Drawska. Tam wypada nam kolejny postój-jednak na wizytę na zamku Stary Drahim decyduje się jedynie Trendix. Dzięki temu dowiaduję się, że w środku, na dziedzińcu zlokalizowane są różne, „średniowieczne” stoiska. Za wstęp oczywiście trzeba zapłacić – 10 zł.

Następnie wydostajemy się z miejscowości przy pomocy wspomnianej DW163. Cały czas wyprzedzają nas, niekiedy na wariata, samochody z obcymi rejestracjami – wszyscy ciągną nad morze. Ten odcinek jest na szczęście krótki, bowiem zaraz za podjazdem zlokalizowanym za Starym Drawskiem wbijamy na asfaltówkę prowadzącą do Kuźnicy Drawskiej oraz na punkt widokowy na Spycznej Górze. To drugie sobie odpuszczamy i ponownie delektujemy się pofalowaną, wąską wstęgą asfaltu.



Nawierzchnia zresztą dość szybko się zmienia – ponownie na szuter, momentami kopny piach i płyty. Nie jest to jednak w żaden sposób uciążliwe, jedzie się ok.



Przypominam sobie Prosino i Prosinko, bo, jak już wspominałem, jechaliśmy tędy dwa lata temu. Tam był taki fajny budynek zarośnięty bluszczem – nic się w tej kwestii nie zmieniło, nadal stoi. Za Prosinem wspinamy się na dość wysokie wzniesienie, z którego roztacza się piękny widok.

Kilka km później ponownie dojeżdżamy do DW163, którą pokonamy odcinek nazywany Dolina Pięciu Jezior (tzn. nad odcinku, którym będziemy jechać miniemy jedynie dwa z nich). Droga jest tu bardzo kręta, z obu stron na kilkadziesiąt metrów wznoszą się morenowe wzgórza. Całość psuje jedynie dość duży ruch samochodów, o czym już pisałem.

Na wysokości skrzyżowania z drogą do wsi Czarnkowie odbijamy w prawo, w leśną drogę z płyt, na czerwony szlak rowerowy. Uprzedzam chłopaków, że teraz może być ciężko, dlatego odpoczywamy i posilamy się na leśnym parkingu zaraz przy drodze.



Przerwa trwa kilka minut, potem rozpoczynamy mozolną wspinaczkę – tu wyrazy uznania dla Wojtka, który na swojej ciężkiej, miejskiej landarze, mając do dyspozycji jedynie 6 biegów wciąga się na szczyt, a nachylenie momentami naprawdę „rozwala” (zresztą cała dzisiejsza trasa nie była raczej przeznaczona pod miejski rower).



Potem cieszymy się dość długim, stromym zjazdem, który jednak, jak to w życiu bywa, kończy się kolejnym… podjazdem, na szczęście już chyba nie tak stromym jak ten sprzed chwili.



Dalej pamiętam, że czerwony szlak odbijał w dość niespodziewanym miejscu od głównej drogi w jakąś niepozorną drożynę. Czujnie obserwuję znaki i udaje się tego zjazdu nie przeoczyć. I rzeczywiście, tym razem wręcz nie chce się zjeżdżać z wygodnej, ubitej drogi w chaszcze, rozryte błoto, bo tak wygląda szlak na tym odcinku. W pewnym momencie zaczynamy podprowadzać rowery opędzając się od komarów. Na szczęście odcinek nie jest długi, może ma ze 100 metrów, z tym, że cały czas pod górę. Po chwili widzę zbliżający się wyjazd z lasu na łąkę.



Już wiem, że za chwilę będziemy w Milicach, skąd dojazd do Połczyna powinien być wygodniejszy (stan drogi, którą jechaliśmy nie wszystkim się spodobał). ;)

W Milicach mijamy zabudowanie, przy którym należy skręcić w prawo, a chwilę później kolejne, przy którym dla odmiany obieramy kierunek w lewo, wspinając się w malowniczym krajobrazie na niewielkie wzniesienie.



Tutaj nasze trudy zostają wynagrodzone i rozpoczynamy długi, kilkukilometrowy zjazd do Połczyna Zdroju.

W samym mieście kierujemy się od razu na Rynek – po pierwsze, by zrobić tam zdjęcie, po drugie, żeby coś zjeść (a znalazłem na gastronauci.pl informację, że na jednej z bocznych ulic jest dobra pizza).



Zdjęcia robimy, niestety okazuje się, że pizzeria (Coloseum) ma przerwę do… 17 (jest około 14). Pytam więc jedną z przedstawicielek miejscowych kobiet o jakieś miejsce, w którym można by dobrze zjeść, dzięki czemu trafiamy do bardzo fajnej restauracji już na terenie parku zdrojowego. Lokal mieści się w starym, poniemieckim budynku. Siadamy przy stolikach na świeżym powietrzu i po chwili delektujemy się bardzo dobrym i niedrogim obiadem. Całość wieńczy zimna coca cola, czyli wszystko czego nam w tej chwili brakuje. Polecam to miejsce z całego serca. Restauracja zowie się Irena.



Po zjedzeniu ruszamy dalej – mała rundka po parku, uzupełnienie wody przy źródełku. Tutaj trochę zmyliłem drogę, bo nie pamiętałem do końca jak wyjeżdżaliśmy stąd dwa lata temu. W końcu jednak udaje się znaleźć czerwone znaki i opuszczamy Połczyn, kierując się na południe. Początkowo szlak wiedzie doliną, później wyjeżdża się pod górę pokonując dość długi, a przy tym stromy podjazd-taki urok tej okolicy.

Ostatecznie docieramy do asfaltowej DDRki poprowadzonej w śladzie linii kolejowej z Połczyna do Złocieńca. Jedzie się przyjemnie, w cieniu, widoki po jednej i drugiej stronie rozkładają na łopatki (po wyjeździe z lasu).



Sielanka nie trwa jednak długo, bo na jednym ze skrzyżowań z przecinającymi szlak drogami odbijamy w lewo, w celu dojazdu na punkt widokowy na Wolej Górze. Szutrówką falującą docieramy do asfaltówki prowadzącej z Połczyna do Drawska. Jedziemy nią jednak tylko chwilę-by dojechać do Kłokowa skręcamy w lewo, w drogę ostro opadającą w dół. Po minięciu wsi rozpoczyna się dość długi podjazd. Ulgę przynosi ponowna zmiana drogi – skręcamy w lewo w szutrówkę, która doprowadzi nas już pod wieżę widokową (na skrzyżowaniu znajduje się tablica informująca o wieży). Teraz kilka minut przez las, końcówka ostro w górę i jesteśmy u stóp wieży, a jednocześnie na szczycie Wolej Góry.

Wchodzimy ja i Trendix. Wojtek stanowczo odmawia, po stwierdzeniu, że jest na wycieczce rowerowej. Upewnia się jedynie czy 217 stopni da się pokonać na rowerze. Jako, że nie ma takiej możliwości zostaje na dole: je, pije, a przy okazji pilnuje dobytku. My z kolei niemal biegiem wpadamy na górę – pod koniec można dostać zawrotów głowy. Widok jednak wynagradza wysiłek – ociekając potem podziwiamy piękną panoramę okolicy. Tradycyjna chwila na zdjęcia i bieg w dół.



Kolejnym punktem, który chciałem zaliczyć jest muzeum PGR w Bolegorzynie. W tym celu z wieży kierujemy się krętą, piaszczystą miejscami drogą do Czarnkowia.



Tutaj zwracamy uwagę na liczne, ciekawe domy zlokalizowane przy brukowanej drodze. Na koniec na skrzyżowaniu odbijamy w prawo, za drogowskazem na Bolegorzyn. Prowadzi nas brukowana, bardzo nierówna droga przez Śmiedzięcino.



Końcówka to zjazd wąskim pasmem asfaltu do Bolegorzyna – jeden z fajniejszych i szybszych (ale i niebezpiecznych: słaba widoczność na zakrętach, niespodziewane łachy kopnego piachu) na trasie.

Muzeum PGR sprawia wrażenie zamkniętego – do środka nie wchodzimy, natomiast oglądamy ekspozycję rolniczego sprzętu na zewnątrz.



Później chwila na ławeczce na jedzenie i jedziemy dalej. Droga również jest mi znajoma – osiągamy Worowo (najpierw Nowe, potem Stare), dojeżdżając wreszcie do wspominanej już DDRki w Chlebowie. Tutaj trafia się na krótki fragment szutrowy, a przy okazji można obejrzeć dość zaniedbany budynek dawnej stacji w Chlebowie.



Pozostaje nam dość nudny odcinek, z długimi prostymi, którym koniec końców około 19 docieramy do Złocieńca. Sprawnie znajdujemy drogę na stację kolejową, gdzie pozostaje nam jedynie zapakowanie rowerów i siebie do Wojtkowej „madzi”.



Droga powrotna urozmaicona jest lodami w Drawsku Pomorskim i przejazdem przez poligonowe drogi, na których Trendix jest najlepszym przewodnikiem.

W Stargardzie meldujemy się przed 21. Po ściągnięciu rowerów podjeżdżamy jeszcze z Wojtkiem do Tesco, wracając do bazy okrężną drogą przez strefę przemysłową.

Krótko mówiąc – świetna wycieczka, teren niesłychanie urozmaicony, widoki zapierające dech w piersiach, towarzystwo zacne, śmiechu co nie miara. Całość – do powtórzenia. Dzięki chłopaki!
Kategoria wycieczka



Komentarze
Misiacz
| 18:06 środa, 10 lipca 2013 | linkuj Daję "lajka" ;).
strus
| 15:58 wtorek, 9 lipca 2013 | linkuj Ja na swoim bym nie dał rady tymi drogami ,wystarczy mi że w piątek musiałem prowadzić rower.
srk23
| 15:17 wtorek, 9 lipca 2013 | linkuj Wycieczka zarąbista, bo kompani super w dechę.
michuss
| 09:27 wtorek, 9 lipca 2013 | linkuj No to są tereny na co najmniej kilka dni jazdy, a i to niewiele. ;)
tunislawa
| 09:08 wtorek, 9 lipca 2013 | linkuj ja tez zazdroszcze ! chociaz , znając tez troche te tereny , bym was jeszcze pociągała troche na boki ! .....oj ..pięknie tam , pięknie ! :))))
michuss
| 08:39 wtorek, 9 lipca 2013 | linkuj shrink: na pewno bym wtedy nie pobłądził w parku w Połczynie. :) Ale wszystko przed nami. Swoją drogą wydawało mi się, że rozmawialiśmy na temat tego wypadu i mówiłeś, że nie masz czasu - mam nadzieję, że się nie mylę? ;)
davidbaluch
| 05:46 wtorek, 9 lipca 2013 | linkuj fajnie!!
Trendix
| 22:29 poniedziałek, 8 lipca 2013 | linkuj Mówisz Michał do powtórzenia ?? Nie wiem co drugi Wojtek na to :D Super szczegółowa relacja :) No i wycieczka super widokowa. Dzięki jeszcze raz Michał za pomysł i przewodnictwo w trasie :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!