m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 101.95km
  • Czas 04:49
  • VAVG 21.17km/h
  • VMAX 33.21km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gorszy dzień, czyli powrót z Trzebiatowa

Niedziela, 11 września 2011 • dodano: 11.09.2011 | Komentarze 3

TRZEBIATÓW-Górzyca-Gryfice-Ościęcin-Unibórz-Błotno-Nowogard-Redło-Maszewo-Storkówko-Małkocin-STARGARD



Pobyt w Trzebiatowie siłą rzeczy był dość krótki. Wyjazd powrotny zaplanowałem już na godzinę 9, a to z tego względu, że prognozy pogody przewidywały silne burze w północno-zachodniej Polsce. Poza tym wczoraj na ICM sprawdziłem wiatr i wynikało z wykresu, że będzie południowy, przybierający w ciągu dnia na sile. Taki plan bardzo spodobał się mojemu wujkowi, który postanowił mi potowarzyszyć na części trasy. Tutaj nadmienię, że jest to 72 letni pan, który od czasu ukończenia 45 roku życia pokonał już na rowerze 295000 km. Obecnie jest na etapie wypadów około 80 kilometrowych, ale stara się jeździć codziennie. To, że jeżdżę jest w dużej mierze jego zasługą, choćby z tego powodu, że pierwsze sto km pokonałem wspólnie z nim, zresztą w okolicach Trzebiatowa.

Wujek na swojej "szosie" między Trzebiatowem a Gryficami © michuss


Telefonicznie umówiłem się ze Shrinkiem, że spotkamy się na rondzie pod Golczewem, skąd wspólnie pojedziemy w kierunku Stargardu, zaś wujek pojedzie z powrotem do Trzebiatowa, ale przez Golczewo.

Pierwszy etap trasy, do ronda przebiegał w spokojnej atmosferze i w spacerowym tempie. Na liczniku widniało 38 km pokonanych w blisko 2 godziny, a średnia prędkość wynosiła dokładnie 19,97. Po krótkiej chwili pojawił się Shrink, który dotarł tu w iście szatańskim tempie, prawie 31 km/h. Jak się okazało później było to zbyt mało wrażeń jak na jeden dzień;)

Dyskusja Shrinka z moim wujkiem © michuss


Krótka pogawędka, pożegnanie i już we dwójkę zmierzamy do Nowogardu. Shrink planował moją wizytę u niego, ale przekazałem mu wieści na temat pogody i decyzję o jak najszybszym dotarciu do domu. Ciężko było mi się przestawić ze spokojnej jazdy na tempo Shrinkowe, mimo że było to ok. 23-24 km/h. W ogóle miałem dzisiaj gorszy dzień i jechało mi się beznadziejnie, ale to już reguła przy powrotach z T-owa.

W Błotnie zatrzymaliśmy się pod sklepem na uzupełnienie bidonów. W międzyczasie minął nas kolarz szosowy, którego po zakończeniu postoju Shrink postanowił dogonić. Było to o tyle trudne, że od momentu kiedy koło nas przejechał do naszego ruszenia minęła dłuższa chwila. Ja stwierdziłem, że nie jestem w formie na takie wyścigi i z chęcią potoczyłem się spacerowym tempem, pod wiatr w kierunku Nowogardu, gdzie mieliśmy się spotkać. Nie wierzyłem, przyznaję, w zwycięstwo Sebastiana, bo wiatr wyjątkowo dziś uprzykrzał jazdę w kierunku na południe. Jednak gdy ślimaczym tempem wjechałem do Nowogardu natknąłem się na Shrinka, który oznajmił mi, że wygrał wyścig:)! Gratulacje, Shrink:)

Następnie z wolna potoczyliśmy się nad Jezioro Nowogardno. Wzdłuż jego brzegu wytyczona jest fajna promenada, której atrakcją są między innymi niebojące się niczego kaczki;)

Kaczki nowogardzkie © michuss


Jezioro Nowogardno w Nowogardzie © michuss


Kolejnym punktem wycieczki jest zabytkowy dworzec kolejowy. Ostatecznie wydostajemy się z Nowogardu w kierunku na Redło. Tuż za miastem dokonujemy przesiadki, tj. Shrink bierze mój rower, a ja jego. Jeszcze bardziej wzrasta mój podziw dla jego szaleńczego pościgu, gdy orientuję się jakie opory na asfalcie stawiają potężne opony. Natomiast muszę też przyznać, że jazda na jego rowerze wymusza nieco bardziej sportową, pochyloną sylwetkę, dzięki czemu znacznie zmniejszają się opory aerodynamiczne. Za Długołęką zamieniamy się z powrotem i przez Krasnołekę docieramy do Redła. Tutaj Shrink zawraca, a ja ruszam na ostatnie ok. 30 km. Wszystko oczywiście po dość długim postoju i rozmowie.

Za Redłem zaczyna się dużo gorszy asfalt. Trzeba nieźle się nagłowić, żeby ustalić w miarę spokojny tor jazdy. Za Godowem odcinek przez las, dzięki czemu wiatru aż tak się nie odczuwa, ale potem droga wyprowadza na otwarte pole, gdzie szczególnie odczuwam jak dzisiaj jest parno. Tuż przed Wisławiami (mała wioska przed samym Maszewem) całkowicie wysiada mi „zasilanie”. Musiałem zatrzymać się w cieniu i tak stałem dobre kilka minut. Potem, z wolna toczę się do Maszewa, gdzie szukam sklepu (w Wisławiu dopiłem resztki wody). Nie jest to trudne i po chwili sączę poweraida i wciągam prawie całą tubkę mleka słodzonego. Szybko mi to pomaga i potem jedzie się już lepiej. Mimo to czuję narastające zmęczenie i zaraz za Storkówkiem z ulgą witam majaczący na horyzoncie Stargard. W domu jestem po 15 (start o 8.50) co obrazuję słabiznę mojego dzisiejszego tempa. Z resztą to już powoli staje się tradycją jeśli chodzi o powroty z Trzebiatowa;)
Kategoria wycieczka



Komentarze
sargath
| 09:47 poniedziałek, 12 września 2011 | linkuj eee to masz spoko wujka zaprawionego w bojach :)
szkoda że z Wami nie jechałem :(

Shrink - :))
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!