m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2016

Dystans całkowity:1877.00 km (w terenie 36.30 km; 1.93%)
Czas w ruchu:81:34
Średnia prędkość:23.01 km/h
Maksymalna prędkość:59.20 km/h
Suma podjazdów:7280 m
Maks. tętno maksymalne:179 (93 %)
Maks. tętno średnie:153 (80 %)
Suma kalorii:41870 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:93.85 km i 4h 04m
Więcej statystyk
  • DST 51.80km
  • Teren 2.60km
  • Czas 02:18
  • VAVG 22.52km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 169 ( 88%)
  • HRavg 138 ( 72%)
  • Kalorie 1360kcal
  • Podjazdy 86m
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

DPD + Wyspa Pucka

Środa, 20 lipca 2016 • dodano: 21.07.2016 | Komentarze 0

MAPA

Do pracy drogą mocniej okrężną - zawijam przed Mostem Cłowym, przez Księżnej Anny i Węglową. Zaś po szychcie jadę na Wyspę Pucką i potem przez Ustowo, Kurów do Przecławia. Końcówka to już standardzik przez Rajkowo i Ostoję, a wieńczę przejażdżkę odkryciem nowego skrótu (o beznadziejnej nawierzchni) do centrum Mierzyna. Zajechałem tam, by nawiedzić miejscowego lidla ;)
Kategoria wycieczka


  • DST 85.20km
  • Teren 7.50km
  • Czas 03:47
  • VAVG 22.52km/h
  • VMAX 44.10km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 175 ( 91%)
  • HRavg 144 ( 75%)
  • Kalorie 2388kcal
  • Podjazdy 374m
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

DPD + Glinna przez Kobylankę

Wtorek, 19 lipca 2016 • dodano: 20.07.2016 | Komentarze 6

MAPA

Po pracy drogą okrężną. Specjalnie interesujący ten przejazd nie był skoro największą ciekawostką spotkaną na trasie był znak z oznakowaniem nowej DW (nr 119) ustalonej w przebiegu starej "trójki". Czyli koniec z kabaretem w zimie. Ta szeroka szosa będzie odśnieżana.




Kategoria wycieczka


  • DST 65.00km
  • Teren 5.40km
  • Czas 03:00
  • VAVG 21.67km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 168 ( 87%)
  • HRavg 141 ( 73%)
  • Kalorie 1767kcal
  • Podjazdy 253m
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

PD + Puszcza Bukowa

Poniedziałek, 18 lipca 2016 • dodano: 18.07.2016 | Komentarze 1

MAPA

Przewóz roweru z pracy do domu. Przez Puszczę Bukową, ale z nadkładką przez Załom i tamtejszą leśną rowerostradę. Do domu docieram naprawdę głodny - jechałem o jednej kanapce i kilku kabanosach.


Kategoria wycieczka


  • DST 69.20km
  • Czas 02:35
  • VAVG 26.79km/h
  • VMAX 55.90km/h
  • Kalorie 1328kcal
  • Podjazdy 254m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ladenthin przez Plöwen

Niedziela, 17 lipca 2016 • dodano: 18.07.2016 | Komentarze 1

MAPA

Rundka po Niemczech dla rozruszania nóg po ponad tygodniowej przerwie. Pogoda wspaniała, więc jechało się wyśmienicie. Całość psuła tylko świadomość, że w razie "W" nie mam ze sobą choćby pompki i łatek - zostały przy authorze, zamkniętym w garażu w pracy, do którego chwilowo nie miałem dostępu. Wszystko skończyło się szczęśliwie ;)


Kategoria wycieczka


  • DST 141.10km
  • Czas 06:27
  • VAVG 21.88km/h
  • VMAX 37.30km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 3595kcal
  • Podjazdy 377m
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Żarnowo i Stepnica

Sobota, 9 lipca 2016 • dodano: 18.07.2016 | Komentarze 9

Z A. w odwiedziny do znajomych w Żarnowie (herbata i ciastka) i w Stepnicy (rosół i kopytka z mięsem w sosie). Obie wizyty przemiłe. Po tej przejażdżce dłuższa przerwa od roweru - ponad tygodniowa (!).
Kategoria wycieczka


  • DST 37.80km
  • Teren 3.70km
  • Czas 01:52
  • VAVG 20.25km/h
  • VMAX 56.10km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 176 ( 92%)
  • HRavg 142 ( 74%)
  • Kalorie 1078kcal
  • Podjazdy 233m
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

PD + Puszcza Bukowa

Piątek, 8 lipca 2016 • dodano: 18.07.2016 | Komentarze 0

Przewóz roweru do domu. Jechałem po długim czasie przez Puszczę Bukową, a potem, by ominąć ten cholerny, zamknięty most przez Zaleskie Łęgi do księżnej Anny.
Kategoria wycieczka


  • DST 16.80km
  • Czas 00:43
  • VAVG 23.44km/h
  • VMAX 40.20km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 162 ( 84%)
  • HRavg 142 ( 74%)
  • Kalorie 439kcal
  • Podjazdy 17m
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

DP

Czwartek, 7 lipca 2016 • dodano: 18.07.2016 | Komentarze 0

Kategoria komunikacyjnie


  • DST 20.10km
  • Czas 01:03
  • VAVG 19.14km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 169 ( 88%)
  • HRavg 132 ( 69%)
  • Kalorie 529kcal
  • Podjazdy 51m
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

DPD

Środa, 6 lipca 2016 • dodano: 18.07.2016 | Komentarze 0

Kategoria komunikacyjnie


  • DST 626.20km
  • Czas 27:45
  • VAVG 22.57km/h
  • VMAX 59.20km/h
  • Kalorie 10583kcal
  • Podjazdy 2906m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

P1000J

Niedziela, 3 lipca 2016 • dodano: 05.07.2016 | Komentarze 23

MAPA

Jakoś w zeszłym roku, gdy zaczęły się krystalizować plany startu w BBT2016 A. stwierdziła, że od dawna marzyła, tak właśnie - marzyła, o starcie w P1000J. Dlaczego? Ano dlatego, że prowadzi przez przepiękne Mazury i Suwalszczyznę, że trasa obfituje we wspaniałe widoki, że to świetna wprawka przed BBT, itd. Pomny piękna wzmiankowanych terenów ochoczo przytaknąłem tym marzeniom i wyraziłem wolę udziału w przedsięwzięciu. Wprawdzie studiowałem 6 lat w Olsztynie, ale byłem na tyle głupi, że rowerem niemal nie wyjeżdżałem poza miasto. Po Mazurach nigdy nie jeździłem. Trochę po Warmi...

W toku przygotowań zgadaliśmy się ze starsząpanią, która to zeznała, że nocleg rezerwuje sobie w pobliskich Pitynach i rekomenduje nam to samo. Tak zrobiłem i w końcu, w piątek, 1 lipca po południu dotarliśmy na miejsce. Jak już wspominałem we wcześniejszych wpisach czułem się fatalnie - w czwartek zjadłem lub wypiłem coś nieodpowiedniego i cierpiałem przez całe popołudnie, noc i pół piątku. Na szczęście ćwiartka Krupniku sprawę załatwiła.

W sobotę rano po przepysznym śniadaniu opuszczamy naszą bazę i jedziemy do bazy maratonu. Jesteśmy tam na 15 minut przed startem. Mocują nam odbiorniki gps do ram, my wkładamy sobie kaski na głowę i po chwili startujemy "honorowo", a po kilkunastu minutach "ostro" z ronda w Świękitach.

Od początku plan był jedyny możliwy w tych okolicznościach - jedziemy cały czas razem w sposób taki, by się nie zajechać. Ja prowadziłem. Jeszcze przed Ornetą mija nas na pełnej prędkości niewielka grupka, w której są między innymi Elizium i Rapsik.. Potem pruje Kurier, Tomek Niepokój, Hipek, itd. My jednak dalej, konsekwentnie swoje.

Nie znoszę upałów, więc warunki były nienajlepsze. Do Reszla (PK 2 - 98 km) zatrzymujemy się tylko na PK1 (43 km, Babiak) na pyszne arbuzy, a potem na zamkniętym przejeździe w Sątopach Samulewie, gdzie odbywam krótką rozmowę telefoniczną, ale muszę ja w trybie pilnym przerwać, bo widzę, że w międzyczasie A. próbuje pokonać zamknięty przejazd kolejowy mimo tego, że słychać już ryk trąby lokomotywy. Gdzieś tutaj dobija do nas mimoza (Teresa), z którą przez jakiś czas będziemy się tasować: pamiętam, że np. Reszel opuszczamy razem, ale chwilę później zostajemy już sami. Na krótko, bo przy skrzyżowaniu w Świętej Lipce dołącza lubelski, mieszany duet. W tym składzie zmierzamy do Kętrzyna. Ja nic nie mówię, ale idzie mi strasznie. Jest na tyle upalnie, że koła kleją się do szosy. "Lepki ten asfalt, nie?" - mówię. W odpowiedzi: "No, ale jedzie się super"... Ciśniemy dalej.

Za Kętrzynem zaczynają się niezłe, asfaltowe DDRki pociągnięte wzdłuż dróg. Zjeżdzamy na nie i nie żałujemy. Trzeba też przyznać, że w tej okolicy kierowcy byli cierpliwi. Rzadko kto zatrąbił na toczący się niemal równolegle peleton. Następnego dnia zadawałem sobie pytanie dlaczego te DDRki wytyczono wzdłuż komfortowych, gładkich szos, podczas gdy na drogach udających asfaltowe nie było takich udogodnień ;))) Jedzie się na tym odcinku fajnie, dopóki ślad nie sprowadza nas na koślawą szosę w kierunku Silca i dalej do PK3 w Sztynorcie - Harszu. Wspaniały punkt, jak na razie najlepszy po pierwszym (gdzie był świetny, zimny arbuz) i drugim (gdzie można było napić się ciepłego). Do tego widok, który sprawia, że człowiek zadaje sobie pytanie po co to robi, widok na plażę i kąpielisko pełne wypoczywających ludzi ;) Na dokładkę smaczny izotonik i przepyszne kanapki z szynką, pomidorkiem, sałatą i majonezem. Jeszcze gdy piszę te słowa cieknie mi ślina. Zimne napoje uzupełniam w pobliskiej knajpie - cola z lodem robi swoje.

Po dłuższej chwili jedziemy dalej. Teraz aż do Gołdapi przez Kruklanki i Banie Mazurskie. Na tym odcinku odbywał się jakiś wyścig samochodowy. Mijały nas jeden za drugim "drapieżne" hyundaie. Gdy zatrzymujemy się w Baniach po coś zimnego do picia spostrzegamy pauzującą tutaj Olę (starsząpanią). Zgodnie z naszymi wcześniejszymi umowami dalej pojedziemy już we trójkę. Weselej i raźniej, a poza wszystkim Ola odciąży mnie trochę, bo Agniecha od samego początku całe rezerwy energii zużywa na prowadzenie dialogu. Zdaję sobie sprawę, że nie wygląda to miło, ale na ostrym podjeździe nie mam siły na pełną odpowiedź na padające zza pleców pytanie typu "ile jezior okrążymy?", więc burczę jedynie: "nie wiem". "Ale więcej jak tysiąc, czy mniej jak tysiąc?"... Dobę później będę tęsknił za chwilą, gdy tak aktywnie rozmiawała... :)

Po drodze do Gołdapi mijamy odpoczywających dwóch chłopaków. Kilka chwil później okaże się, iż jeden z nich przegrzał się i rezygnuje.

PK4 w Gołdapi to niestety punkt słaby. Woda czeka w plastikowych butelkach stojących na pełnym słońcu. Ma temperaturę zupy. Na szczęście w pobliżu znajduje się lodziarnia sprzedająca "szejki". I to nimi za jednym zamachem uzupełniam płyny i kalorie. Wyjazd z Gołdapi po DDRce, potem bardzo, o ile nie najbardziej urokliwy, fragment trasy do punktu w Rutce Tartak. Duże, odkryte przestrzenie, rozsiane zabudowania, zjazdy, podjazdy i jeszcze trójstyk granic do kompletu :) Ja i Ola jedziemy z mp3, A. ma prawie rozładowaną baterię w telefonie, więc muzyki nie słucha. By nie doszło do jakiegoś nieporozumienia co i raz oglądam się czy na pewno jedziemy w komplecie.

Przed Rutką imponujące serpentyny. Zjazd marzenie. Ruch niemal zerowy, widoczność doskonała - tniemy aż iskry z barier idą ;) W końcu zdobywamy kolejny PK, już 5. Osobiście byłem zadowolony z pieprznej, odmulającej zupy pomidorowej. Do tego niezła kanapka, słodycze i już. Wystarczy, bo robi się niedobrze. Gościmy tutaj dość długo, zeszło pewnie więcej niż godzina, ale to kolejka do kibla, to kolejka po wodę, to kolejka po zamówienie, itd.

Ruszamy już w ciemnościach. Ja, jako jeden z niewielu, a może nawet jedyny nie zakładam na siebie nic (w sensie jadę na krótko, a nie na golasa). Nadal jest mi gorąco i wciąż jeszcze po upalnym dniu wyczekuję ochłodzenia. Prowadzę dość liczną grupę, która jednak rwie się na jednym z podjazdów, gdzie dopada nas burza. Większość ludzi, w tym "nasza" starsza, coś zakłada. Ja z A. decyduję się powoli jechać przed siebie, a pozostali nas dogonią. Taktyka się sprawdziła i w takim składzie jak ruszaliśmy z Rutki docieramy do półmetka, PK 6, czyli Sejn. Przemili Państwo goszczą nas tutaj herbatą, kawą (piła A. i była zachwycona). Nie siedzimy jednak zbyt długo, by nie przymulać i w stałym, trzyosobowym składzie jedziemy na Augustów. Cieszę się, że pokonaliśmy ten odcinek w ciemnicy, bo długie proste mogą być naprawdę nużące. Ich jedynym wyznacznikiem jest pojawiające się co jakiś czas światło samochodu nadjeżdżającego z przeciwka. Tasujemy się trochę - to prowadzi Ola, to prowadzę ja, A. też trochę chyba jedzie z przodu, ale nie jestem pewien, bo znów dużo gadają, a ja toczę się na czele ;) W końcu, na opłotkach Augustowa dopada  inny kolarz i przyczepia się do nas, by bezpiecznie dojechać na PK7 (nie ma urządzenia).

Moim zdaniem najlepszy punkt. Świetny rosół z makaronem, niezły (choć już trochę zimny) kotlet z kartoflami i surówką. I creme de la creme, czyli wspaniały kompot truskawkowo porzeczkowy. Ola odbywa rozmowę (miłą) z obsługującym (przemiłym) Janem Doroszkiewiczem, o potrzebach osób wegetariańskich na BBT. Słusznie, trzeba dbać o swoje.

Tutaj zauważam u A. pierwsze objawy poważnego zmęczenia. Jest jakby za mgłą, niezbyt wyraźnie mówi, udziela dziwnych odpowedzi na pytania, itd. Dopytuję czy wszystko ok, czy nie chce jeszcze trochę poczekać, ale nie. Nie chce.

Wyjazd z miasta dziwny, przez roboty drogowe musieliśmy prowadzić rowery kawałek po chodniku. Po chwili cieszymy się jednak całkowicie pustą (równoległa obwodnica) drogą wiodącą nas do Raczek, a potem aż do Olecka. Tamże krótki postój na stacji benzynowej. Ależ ten redbull smakował, a jaki sok pomidorowy był pyszny... Wschodzące słońce, nie che się jechać, ale... trzeba. Więc ruszamy, zaliczamy pierwszy podjazd za miastem i od razu łapie nas deszcz. Początkowo właściwie deszczyk, ale momentami przechodzi w ulewę. Przemoczeni docieramy do Wydmin. Po drodze pomagam jeszcze starszemu koledze, który złapał gumę i czeka na kogoś kto mu tę dętkę da. Robię to ja, bo Ola deklaruje, że ma dwie zapasowe. W razie czego będzie więc z czego brać.

W Wydminach (i potem w Mrągowie) mam dwa głębokie kryzysy. Na szczęście dziewczyny szybko stawiają mnie do pionu i jednak chcę jechać dalej ;) Pierwsze kilometry po postoju to mordęga, nie da się wykonać pełnego obrotu nogą z powodu odparzeń. Ale potem, gdy ciało się przyzwyczai nie jest już źle.

Przez Giżycko przejeżdżamy z pominięciem DDRek, nikt na nas nie trąbił, choć A. twierdziła, że parę gorzkich słów usłyszała. natomiast za Giżyckiem przez kilkanaście km klniemy na czym świat stoi - najpierw na mijających na gazetę kierowców, pędzących na złamanie karku wąską alejką łaczącą Giżycko z Mikołajkami, a potem, na drodze do Ryna, na asfalt, który wygląda jak po bombardowaniu. Oczywiście wszystko w lejącym deszczu, a jakże! W samym Rynie króciutki postój i już mkniemy upiorną DK. Upiorną, bo jest niesamowity ruch, który dość mocno blokujemy. Nerwowi kierowcy trąbią, wyprzedzają na chama. Z niecierpliwością odliczam km do Mrągowa, na PK9. W końcu jest. Do miasta wjeżdżamy w imponujących warunkach - leje jak z cebra. W punkcie informacji turystycznej wszystko zalane wodą. Znajdujemy jednak czas podczas kilkudziesięciu minut postoju na gorące kubki rosołu, potem higienę osobistą w ubikacji i na koniec na wisienkę na torcie - przepyszne, słodkie, soczyste nektaryny :) Pełni optymizmu ruszamy na ostatnie 100 km. Na wejście podjazd i nienajlepsze asfalty, ale potem jest jeszcze gorzej. Dziura na dziurze - nie przeszkadza to w podjazdach, ale na zjazdach znacznie spowalnia. Na szczęście widoki i przewyższenia wszystko rekompensują.

W Kikitach na ostatnim punkcie orzeźwiam się kanapką ze świeżym ogórkiem. A wygląda już bardzo źle, widać, że ledwo zipie. Mówi, że gdy pomyśli o wejściu na rower to robi jej się niedobrze. Ale, o dziwo, gdy ruszamy wkręca się na obroty i dość żwawo mknie najpierw na Jeziorany, potem na Dobre Miasto. Umiejętnie podsycam zaciekawienie "serpentynami" i udaje się - wjeżdżamy na samą górę bez najmniejszego problemu ;)

W Dobrym Mieście mały punkcik, ale z najlepszym napojem - sok z arbuza. Coś wspaniałego. Po posileniu się tymże pozostaje nam się już tylko powspinać w kiernku Ełdyt Wielkich i na koniec spić śmietankę - zjechać do bazy i odebrać medal.

Udało się. Ciężko było mi w to uwierzyć przez cały maraton. Dopiero gdzieś od Wydmin, ewentualnie Mrągowa biorę pod uwagę, że się wszystko zepnie. Czas nienajlepszy, ale daję sobie ulgę za te warunki - upał i ulewy. W życiu się tak nie zmaltretowałem na rowerze, ale i chyba w życiu nie miałem tyle radości za wjazd na metę.

Wielkie podziękowania dla dziewczyn za wspólną jazdę. Świetnie było się nawzajem motywować. Oby zawsze nam tak szło ;)

Do dystansu doliczam dojazd i powrót do bazy.






























  • DST 8.50km
  • Czas 00:26
  • VAVG 19.62km/h
  • VMAX 40.10km/h
  • Kalorie 137kcal
  • Podjazdy 36m
  • Sprzęt Hanka
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Na odprawę techniczną przed P1000J

Piątek, 1 lipca 2016 • dodano: 05.07.2016 | Komentarze 8

Po pokonaniu samochodem trasy Wejherowo-Pityny, po wypakowaniu się, po próbie zjedzenia i wypicia czegoś (od poprzedniego wieczoru byłem struty) wsiedliśmy na rowery i podjechaliśmy z agroturystyki do bazy maratonu w Świękitach. Osobiście wybrałem strój cywilny i sandały, które nie stanowią najlepszego połączenia z pedałami SPD. Ale jechać się da ;)

Na zdjęciu jednoczęściowy zestaw leczniczy. Pomógł!


Kategoria wycieczka