m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 320.00km
  • Czas 14:14
  • VAVG 22.48km/h
  • VMAX 48.39km/h
  • Sprzęt Author Stratos
  • Aktywność Jazda na rowerze

>300 km

Sobota, 11 czerwca 2011 • dodano: 12.06.2011 | Komentarze 10

STARGARD-Chociwel-Ińsko-Drawsko Pomorskie-Czaplinek-Borne Sulinowo-Szczecinek-Biały Bór-Miastko-Role-Łubno-Górki-Niepoględzie-Czarna Dąbrówka-Cewice-Popowo-Nawcz-Paraszyno-Strzebielino-BOLSZEWO



Nie skłamię jeśli napiszę, że pomysł na taką wyprawę chodził za mną od dawna. Zależało mi, żeby ze Stargardu, w którym obecnie mieszkam dojechać za jednym zamachem do rodzinnego Wejherowa, a konkretniej podwejherowskiego Bolszewa. W piątek wieczorem okazało się, że sobotę będę miał całą wolną i w związku z tym zrewidowałem swój plan odnośnie weekendowej wizyty w Trzebiatowie. Wieczorem naszykowałem sobie sakwy z rzeczami, które były mi niezbędne (w efekcie wiozłem dwie dość lekkie sakwy-wolę to niż jedną, mocniej obciążoną). Pobudka w sobotę o 4.15, na śniadanie mleko z musli, ciepła herbata i ruszam w drogę.

Na samym starcie, zaraz za domem mijam biegnącego chodnikiem amatora porannego joggingu-zapadło mi to w pamięć jako najbardziej charakterystyczny element startu;) Na zegarku była 4.55. Przejeżdżam przez uśpiony jeszcze Stargard, na ulicach praktycznie nie ma samochodów. Miasto opuszczam krajową „dwudziestką”, która będzie mi dziś towarzyszką na dość długo. Dodam, że nie przepadam za wyjazdem ze Stargardu to trasą-raz, że jest zazwyczaj bardzo ruchliwa, a dwa, że przez dość długi czas ciągnie się upierdliwym podjazdem (upierdliwy, tzn. taki, że za bardzo go nie widać, ale prędkość wskazuje, że coś „nie tak”). Na szczęście pierwsza wada siłą rzeczy była wyeliminowana-samochodów wyprzedzających mnie praktycznie nie było, za to trochę zadziwił mnie dość duży ruch pojazdów zmierzających do Stargardu. I jeszcze jedno-dość gęsta mgła unosząca się nad łąkami, która nadaje niesamowitego klimatu, charakterystycznego tylko dla wczesnych poranków.

Wyjazd ze Stargardu, 5.15, przede mną jeszcze ok. 315 km © michuss


Staram się nie myśleć o czekających mnie kilometrach-na razie w myślach ułożyłem sobie etap do Chociwla, o dalszej trasie nie myślę.

Chociwel, około 6 rano © michuss


No, może w pobliżu Chociwla zaczynam się zastanawiać czy w kierunku Drawska udać się przez Węgorzyno, czy przez Ińsko. W końcu wybieram drugi wariant, przy okazji zaliczając drogę Długie-Ińsko przez Linówko-trasa bardzo malownicza, szczególnie w końcowym odcinku, gdy biegnie wzdłuż jeziora. Do Ińska docieram na siódmą (Chociwel minąłem po szóstej). Nie zatrzymuję się w mieście, kierując się wylotem na Węgorzyno, ale w Storkowie jadę prosto, drogą, która prowadzi do „dwudziestki”. Tutaj łapię się na dość zabawnej pomyłce-otóż po spojrzeniu na licznik, na którym widnieje liczba 52 km odliczam sobie odległość, która została mi do celu (w myślach odejmuję sobie w zaokrągleniu 50 – 320) i w wyniku matematycznego błędu wychodzi mi, że to już tylko 170 km:) Dopiero po chwili orientuję się, że do tej i tak pokaźnej przecież liczby trzeba jeszcze dodać 100.

Przy krzyżówce drogi z Ińska z „dwudziestką” robię sobie krótki postój-przebieram się z długich dresów w krótkie spodenki oraz ściągam polar i od tego momentu jadę na krótki rękawek. Droga na odcinku do Drawska beznadziejna-dziura na dziurze, jedzie się fatalnie, bo ciężko utrzymać jako taki rytm na tych wybojach. W samym mieście, gdzie jestem niemal punkt ósma, jako potwierdzenie „wojskowych stereotypów” mija mnie transport czołgów na specjalnych, szerokich platformach, szczególnie ciekawie wygląda mijanie z tirem jadącym z naprzeciwka-kierowcy jadą ostrożnie, bardzo powoli, a ja omijam całość chodnikiem. Potem szybko wyciągam aparat, ale jest już za późno. Wcześniej, na potwierdzenie swojego pobytu pstrykam fotkę przy obelisku upamiętniającym gen. Sikorskiego.

Drawsko Pomorskie © michuss


Dla odmiany odcinek Drawsko-Złocieniec bardzo fajny. Równy asfalt i korzystny wiatr (wieje z zachodu i z północnego zachodu) pozwalają utrzymać równe tempo, ok. 24-25 km/h. Pewnie dałoby się pojechać szybciej, ale nie chcę niepotrzebnie tracić sił. Pogoda jest super, na niebie pojedyncze chmury, nie jest gorąco. Morale, jak na razie, wysokie.

Złocieniec również mijam bez zatrzymywania. Zaraz za miastem wyprzedzam dwójkę rowerzystów-sądząc po ekwipunku jadą na ryby. Dodam, że mimo dość zaawansowanego wieku panowie radzą sobie całkiem nieźle, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę stan nawierzchni, który ponownie nieco zbija mnie z tropu. Na szczęście sytuacja ma miejsce tylko na wylocie i kawałek dalej droga nieco się poprawia. Mijam Siemczyno z interesującym, zaniedbanym pałacem-jednak sądząc po tablicach coś się zaczyna tutaj dziać, chyba jest nawet udostępniany dla gości.

Do Czaplinka zajeżdżam na wpół do dziesiątej. Robię sobie zdjęcie przy drogowskazie z nazwą miasta (z racji warunków oświetleniowych zdjęcie przedstawia widok „za siebie”).

Wjazd do Czaplinka, ok. 9.30 © michuss


Tutaj pierwsze zakupy-biorę cztery banany i litrową colę. Jednego banana i kilka łyków coli wypijam i po krótkim postoju w okolicy charakterystycznego, jajowatego ronda ruszam dalej. Droga wyprowadza pod górę-na początku podjazd jest dość ostry, ale potem sytuacja podobna jak zza Stargardu, czyli droga wygląda na równą, a prędkość w granicach 18-19 km/h. Po sporządzeniu profilu w bikemap zauważam to nachylenie, które potem przeradza się w spadek i przyjemnie doprowadza mnie przez gęsty las do Łubowa. To kolejna miejscowość wyznaczona przeze mnie na „etap”, bo tutaj żegnam się, ale nie definitywnie, z „dwudziestką” i skręcam w kierunku Bornego Sulinowa. Uznaję, że to o wiele ciekawszy wariant niż jazda krajówką. W końcu Borne samo w sobie stanowi atrakcję i zależy mi, żeby pokonać je na rowerze.

Po skręcie w Łubowie przekracza się przejazd w linii kolejowej Szczecinek-Runowo Pomorskie. Stacja fajnie wygląda, wyposażona jeszcze w kształtowe semafory, których już coraz mniej na polskich torach.

Stacja PKP Łubno © michuss


Dalej droga wiedzie przez łąki, by po chwili, po zmianie nawierzchni na „płytową” wprowadzić w sosnowy las. Tutaj jedna, albo dwie długie proste, znaki informujące o atrakcjach związanych z charakterem tej miejscowości (między innymi umocnienia Wału Pomorskiego) i wjeżdżamy do tego sympatycznego miasteczka. W architekturze wyraźnie dominują bloki powojskowe, pewnie jeszcze przedwojenne. Poza tym ruch rowerów na ulicach, a przynajmniej na tej głównej, prowadzącej z zachodu na wschód jest zakazany, a to dlatego, że wytyczono ścieżki rowerowe (nawierzchnia z kostki niefazowanej, o ile się zorientowałem to jednokierunkowe). Zatrzymuję się na kilka zdjęć i ruszam dalej.

Borne Sulinowo, ok. 10.30 © michuss


Borne Sulinowo © michuss


Borne Sulinowo © michuss


DDR po borneńsku © michuss


Cmentarz żołnierzy radzieckich w Bornem Sulinowie © michuss


Jest stosunkowo wcześnie (godz. jedenasta), a ja mam już całkiem blisko do Szczecinka, który stanowi dla mnie pewną granicę, bo do tego miasta z przeciwnego kierunku (z Bolszewa) jechałem już w zeszłym roku w lipcu i trasę już zaliczyłem. Z Bornego przez Krągi ponownie dojeżdżam do „dwudziestki” i po kilku kilometrach żwawego pedałowania docieram do Szczecinka, z daleka dostrzegając dymiące kominy Kronospanu.

Panorama na Szczecinek od strony południowo-zachodniej © michuss


Na tym odcinku uświadamiam sobie, że przez najbliższy kawałek wiatr nie będzie moim sprzymierzeńcem, bowiem od Szczecinka do Białego Boru będzie wiał mi w twarz, pod kątem, ale jednak w twarz.

W samym Szczecinku odmawiam sobie postoju-w planach zakładałem, że zjem tutaj jakiś obiad, ale, że nie jestem głodny to nie widzę sensu, żeby zmuszać się do jedzenia. Ruszam więc dalej, tak jak wspominałem, „dwudziestką” w kierunku Białego Boru. Między Szczecinkiem a Marcelinem jest dość nieprzyjemny fragment, bo wzdłuż szosy biegnie ciąg pieszo-rowerowy, ale o nawierzchni... szutrowej. Ja nie mam ochoty się tamtędy wlec i jadę po asfalcie, ale kilku „klaksonowych” nauczycieli się znalazło.

DDR Szczecinek-Marcelin © michuss


Zaraz za Marcelinem wyprzedzam rowerzystę, który niespiesznie zmierza w tym samym co ja kierunku. Znowu mam powody do narzekania na dziurawą nawierzchnię, dodatkowo wzbogaconą tym co chyba najgorsze, czyli koleinami na samym skraju jezdni, które skutecznie uniemożliwiają trzymanie się prawej strony. Do tego spory ruch ciężarówek, autobusów, słowem niefajny jest ten fragment. W Gwdzie Małej i Wielkiej w związku z dużym natężeniem ruchu i brakiem pobocza decyduję się na chodnik. Potem mijam odgałęzienie na Czarne (brałem pod uwagę tą szosę w planowaniu podróży) i kawałek dalej, na charakterystycznym, ostrym zakręcie (kto jechał odcinek Szczecinek-Biały Bór wie o czym mówię) zatrzymuję się na popas w pobliżu linii kolejowej. Wykonuję telefon do domu, że prawdopodobnie, jeśli wszystko dobrze pójdzie to wieczorem będę:) Po skończonym posiłku ruszam ze zdumieniem dostrzegając tego samego człowieka, którego wyprzedzałem zaraz za Marcelinem. Tutaj zaczyna się męczący psychicznie fragment-składa się z wielu prostych, asfalt na krawędzi jest dziurawy, ew. znajdują się w nim głębokie koleiny, a jakby tego było mało to jeszcze wiatr, zgodnie z moimi przewidywaniami, ostro daje w twarz. Po smętnych kilku kilometrach wyjeżdżam z lasu i przez pola i łąki docieram do pierwszej miejscowości na tym wrednym odcinku, do Drzonowa. Dalej korzystam ze ścieżki rowerowej, łączącej tą wieś z kolejną-Przybrdą.

DDR Drzonowo-Przybrda wzdłuż DK 20 © michuss


Oczywiście ścieżka jest z polbruku, droga obok trzyma mniej więcej poziom, a ścieżka faluje-to w górę, to w dół, ale przynajmniej daje odsapnąć od ciężarówek i osobówek mknących z południa kraju w kierunku Ustki. W Przybrdzie zjeżdżam ponownie na szosę i przez Biała oraz kolejną, bardzo długą prostą docieram do Białego Boru.

Zjazd do Białego Boru © michuss


Tutaj zatrzymuję się przy sklepie na kolejne zakupy-znowu banany, półtoralitrowa butelka wody i półlitrowa napoju izotonicznego. Do tego piętnastominutowy postój przy centralnym placu Białego Boru i po chwili wspinam się drogą wylotową z miasta.

Odcinek do Miastka dość przyjemny. Ruch wprawdzie nadal duży, ale poprawia się nawierzchnia, szczególnie po wjeździe do województwa pomorskiego.

Przekroczyłem granicę województw, godz. 13.50 © michuss


Wjazd do Miastka jest dość efektowny-droga sprowadza serpentynami, odsłaniając piękną panoramę na tę miejscowość.

Zjazd do Miastka, w oddali widoczna stacja kolejowa © michuss


Tutaj mam ostatnią szansę, żeby zjeść coś ciepłego-następna większa miejscowość to będzie dopiero Czarna Dąbrówka niedaleko Lęborka. Jednak decyduję, że nie będę się zmuszał-nie mam absolutnie ochoty ani na kebab, ani na pizzę, poza tym w sakwach sporo bananów, zapasy czekolady i batonów musli. Trochę potem pożałuję tej decyzji, ale uda mi się częściowo z niej „wykaraskać”.

Na drogi za Miastkiem czekałem najbardziej. Pamiętałem je z zeszłorocznego przejazdu oraz z wcześniejszych podróży samochodowych. Nie chcę się powtarzać, ale gęsta sieć asfaltowych, wąskich szos w gęstych lasach sprawia bardzo dobre wrażenie. Jest jednak jeden szkopuł... Otóż jakoś nie zanotowałem faktu, że jechałem w zeszłym roku głównie z góry, a teraz oznaczało to, że po przekroczeniu 200 km dystansu dziennego w zasadzie dopiero zaczęły się podjazdy. Może to fakt tego dystansu i ogólnego zmęczenia, ale miałem wrażenie, że cały czas podjeżdżam. Jeśli na chwilę droga łapała poziom to zaraz i tak rozpoczynała się wspinaczka. Jeśli, nie daj Boże, przez jakiś czas miałem zjazd to wspinaczka była oczywiście jeszcze „ostrzejsza”. Te „problemy” zaczynają się dla mnie gdzieś w okolicach Szydlic, gdzie jeszcze zatrzymuję się, żeby uwiecznić fajny wiadukt nad dawną linią kolejową Miastko-Bytów.

Wiadukt nad dawną linią kolejową Miastko-Bytów © michuss


Potem morale mi spada, jedzie się coraz wolniej. W pewnym momencie zostaję zmuszony, żeby zatrzymać się w środku podjazdu (a nigdy tego nie robię), żeby posilić się czekoladą-po prostu czuję jak momentalnie „wysiadł mi prąd”. Marzy mi się coś „na słono”, a nie tylko czekolada, banany i batony musli.

W Kwiśnie ma miejsce fajna scenka rodzajowa-uwieczniam wjazd do tej wioski, a w tle maszeruje jakaś pani z wózkiem i małym chłopcem. W momencie jak kończę robić zdjęcie to są już prawie na mojej wysokości. Ruszam i po chwili docieram do zabudowań, z których wyszli i wtedy... Niech za komentarz wystarczą znamienne słowa owej pani, wykrzyczane gdzieś zza moich pleców: „Pan się nie boi, ona nie gryzie!”. ;)

"Pani od psa" w Kwiśnie © michuss


Wspinam się do Żabna, wspinam się do Roli, potem wspinam się dalej, cały czas czekając kiedy zacznie się droga w dół. Kojarzę mniej więcej profil i byłem prawie przekonany, że powinienem mieć tutaj już zjazdy, a tu nic. Lekko w dół i znów pod górę.

Typowa, podmiastecka, leśna asfaltówka © michuss


Wreszcie, kilka km przed Łubnem zaczyna się zjazd. Do tej wsi wpadam około 16, robię jeszcze zakupy w tutejszym sklepie. Spełniam swoje marzenie o kabanosach i bułce do tego-konsumpcja następuje kawałek za Łubnem na jednym z leśnych parkingów.

Kolejnym celem jest skrzyżowanie z drogą Bytów-Słupsk pod Kołczygłowami. Stąd dalej, zapomnianą przez wszystkich asfaltówką do Górek (fajny, długi zjazd; w zeszłym roku szarpałem się tu nieźle, bo na tym odcinku jechałem już bez tylnych biegów-urwana linka). Za Górkami, a jakże!, znów pod górę. Na szczęście nie jest to długi podjazd, poza tym zostaje wynagrodzony dwoma bardzo ostrymi zjazdami w dolinę Słupi, do Gałęźni. Na jednym z tych dwóch zjazdów uzyskuję mój dzisiejszy maks, nawet nie wspomagając się siłą mięśni.

Oczywiście nie ma nic za darmo i po chwili wspinam się bardzo ostro do góry, do Gałęźni Wielkiej. Tutaj obieram kierunek na wschód i przez Niepoględzie docieram do malowniczo położonego Gałęzowa (tuż nad brzegiem niewielkiego jeziora). Na tym odcinku spotykam dużą ilość podpitej młodzieży, w tym zalanego w sztok rowerzystę, który jedzie od lewej do prawej i odwrotnie całą szerokością krętej, wąskiej drogi (oczywiście po wyprzedzeniu go coś tam nieskładnie ryczał za mną). Od Gałęzowa jeszcze krótki fragment wąskiego asfaltu i dobijam do wojewódzkiej drogi Słupsk-Unichowo-Bytów.

Pod Gałęzowem © michuss


Nią jadę tylko do Unichowa, gdzie z kolei skręcam w lewo, w drogę również wojewódzką z Bytowa do Lęborka. Przy okazji fotografuję budynki o ciekawych, okrągłych dachach, które zawsze przykuwały moją uwagę, gdy jeździłem tędy samochodem.

Ciekawe dachy w Unichowie © michuss


Rozpoczynam monotonny fragment, którego metę stanowią Cewice, z pośrednim punktem etapowym w Czarnej Dąbrówce;)

Zjazd do Czarnej Dąbrówki © michuss


Jestem już bardzo zmęczony i mam nieodpartą ochotę wykąpać się i zjeść coś dobrego. Rozpoczynam odliczanie kilometrów do celu, bo zostało ich już niewiele.

W Cewicach mylę drogę i skręcam za szybko w prawo. Jednak w porę naprawiam swój błąd i po chwili mknę dziurawym asfaltem do Łebuni, która ładnie majaczy w oddali.

Łebunia na horyzoncie © michuss


W tejże mały myk-najpierw w lewo (droga wojewódzka Sierakowice-Lębork), a potem w prawo-wąski asfalt do Popowa. Powoli robi się szaro, cienie coraz dłuższe.

Od Popowa fragment, którego się obawiałem-kilka kilometrów szutru, do tego pod górę.

Szuter Popowo-Dzięcielec © michuss


Nie jest jednak tak źle, aczkolwiek średnia systematycznie maleje (zarówno ta netto, jak i brutto). Po zakończeniu „wspinaczki” zdobywam w Dzięcielcu asfaltówkę Lębork-Nawcz, którą kieruję się do Nawcza właśnie.

Malownicze łąki pod Nawczem © michuss


Tutaj ponowny odcinek „terenowy”-na początku szuter, a potem rozjeżdżony przez quady piach. Ze zjazdu w dolinę Łeby do Paraszyna nie mam żadnej radości, bo moje szosowe opony momentalnie wychwytują grząski piach, co kończy się tym, że szybko muszę łapać równowagę, a po tylu kilometrach nie jest to proste;) W paraszyńskich lasach wypada mi 300 km dzisiejszego przejazdu.

Pierwszy taki przypadek w moim życiu :) © michuss


Piachy pod Paraszynem © michuss


Od Paraszyna z włączonym już oświetleniem do Strzebielina, gdzie na krajowej „szóstce” odzyskuję wigor. Nie zdoła to jednak wpłynąć na średnią, którą skutecznie zaniżyłem na omawianych szutrowych podjazdach, o tych za Miastkiem nie wspominając.

Wyprawę wieńczy podjazd w Charwatyni, który pokonuję bez zatrzymania, a potem bezrefleksyjnie, automatycznie pedałuję przez Kębłowo, zjeżdżam z tzw. Gościcińskiej Góry i melduję się w Bolszewie o 21.20. Sympatycznym zbiegiem okoliczności pod klatką schodową na liczniku wyświetla się równe 320,00. Łatwo zapamiętać, czas zresztą też-14h14`.

W podsumowaniu muszę napisać, że jednak zdecydowanie lepszym pomysłem byłoby pokonanie tej trasy w drugą stronę. Cieszę się jednak, że przełamałem barierę 300 km, która od dawna mnie
„meczyła”-teraz kolej na 400 km, choć na razie sobie tego nie wyobrażam (prawdę powiedziawszy po pierwszym pokonaniu 200 km też nie wierzyłem, że kiedyś pokonam granicę 300). :)

  • DST 32.04km
  • Czas 01:16
  • VAVG 25.29km/h
  • VMAX 38.67km/h
  • Sprzęt Author Stratos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Betonówka

Czwartek, 9 czerwca 2011 • dodano: 03.07.2011 | Komentarze 0

STARGARD-Żarowo-Smogolice-Poczernin-Siwkowo-Małkocin-Klępino-STARGARD


  • DST 121.60km
  • Czas 05:03
  • VAVG 24.08km/h
  • VMAX 43.80km/h
  • Sprzęt Author Stratos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dobra i Dobrzany

Niedziela, 5 czerwca 2011 • dodano: 05.06.2011 | Komentarze 2

STARGARD-Klępino-Storkówko-Parlino-Maszewo-Jenikowo-Wojtaszyce-Dobra-Dobropole-Chociwel-Starzyce-Długie-Kozy-Dobrzany-Kępno-Marianowo-Czarnkowo-Pęzino-Ulikowo-STARGARD



Z racji upału nie chciałem wybierać się jakoś szczególnie daleko, a ponieważ ostatnio stawiam sobie na mapie kreski na „zaliczonych” drogach postanowiłem trochę pouzupełniać braki.

Ze Stargardu ruszam na północ z wykorzystaniem mojej ulubionej trasy wyjazdowej na ten kierunek, czyli przez Klępino i Małkocin, gdzie skręcam na Storkówko, a co za tym idzie dojeżdżam do „betonówki” w bliskości skrzyżowania z drogą wojewódzką bodajże 106, prowadzącą z Kamienia do Pyrzyc. Tą trasą pokonuję kilka dobrych kilometrów, a to dlatego, że ruch nie jest jakiś ogromny, a tego się przy słonecznej niedzieli spodziewałem (to najszybsza droga nad morze dla stargardzian, pyrzyczan, a dodatkowo skrót dla ludzi jadących „z Polski”). Początkowo chciałem w Maszewie skręcić na Redło, ale jednak jadę na Jenikowo tradycyjnie, opisywaną drogą. Ten odcinek nie jest wybitnie atrakcyjny-obfituje w długie proste, za którymi nie przepadam (pamiętałem to zresztą z zeszłorocznej trasy Łobez-Stargard, gdy jechałem odcinek od Dębic do Maszewa).

W Jenikowie skręcam na Dobrą, w kolejną drogę wojewódzką, ale bardzo mało ruchliwą. Co chwila sięgam po bidon, bo suszy mnie dzisiaj okrutnie-nie ma się co dziwić w cieniu zapowiadali około 29 stopni i pewnie tyle jest. Dzisiaj jest jeden z tych rzadkich dni, kiedy człowiekowi nie przeszkadza, że jedzie pod wiatr.

Krótko za Wojtaszycami wypijam praktycznie cały zapas wody jaki miałem (900 ml w bidonie i 0,5 l w plecaku, w butelce), wobec czego w Krzemiennej zatrzymuję się przy czynnym sklepie. Półtoralitrowa butelka zapewnia mi uzupełnienie zapasów, a dodatkowo wypijam to co zostało. Króŧko później wpadam do Dobrej-byłem tu kilka razy i zawsze jechałem w kierunku od Wojtaszyc do Łobza, stąd dzisiaj miałem okazję poznać nieznane mi zakątki, w tym stację kolejki wąskotorowej, która robi niesamowite wrażenie. Szkoda, że pewnie już nigdy nie zajedzie tutaj pociąg. Ja mogę tylko żałować, ponieważ gdzieś tak w 1998 roku wybrałem się z kolegą na zaliczenie kolejki wąskotorowej w Koszalinie (kierunek Świelino)-rozważaliśmy wtedy przyjazd do Stargardu Szczecińskiego i podróż do Dobrej właśnie, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się na Koszalin. Co ciekawe koszalińska wąskotorówka też padła kilka lat temu, ale działa tam grupa zapaleńców, dzięki czemu udało się przywrócić kursowanie pociągów. Dodatkowego smaczku sprawie dodaje fakt, że udało się pozyskać część taboru z Dobrej-i bardzo dobrze, bo tutaj jedyne co może to stać i niszczeć...

Dobra Nowogardzkie © michuss


Wnętrze wagonu wąskotorowego © michuss


Dobra z perspektywy kolejowej © michuss


Wnętrze wagonu wąskotorowego w Dobrej © michuss


Od Dobrej sympatyczną DW do Chociwla. To też mój debiut, nigdy jeszcze nie miałem okazji, zawsze było jakoś nie po drodze. Na ostatnich km przed Chociwlem droga jest pięknie wyremontowana i jedzie się bardzo przyjemnie. Szczególnie, że ten odcinek poprowadzony jest przez sosnowy las, dzięki czemu można się rozkoszować aromatami;)

Przez Chociwel przejeżdżam bez zatrzymania. Zastanawiam się jedynie co oznaczają wymazane sprayem numery na drzewach tworzących aleję wjazdową od strony Dobrej. Nie chciałbym być złym prorokiem, ale być może ktoś przymierza się do tego, żeby wyciąć te dorodne drzewa...

Z Chociwla postanawiam pojechać do Dobrzan. Prawdę powiedziawszy chciałem uwiecznić, póki jest jeszcze okazja, oryginalne nazwy ulic w tym mieście. Widać mieli ważniejsze problemy niż zmiana patronów, dzięki czemu wciąż jeszcze można zrobić zdjęcie tabliczce z nazwiskiem Świerczewskiego czy z Armią Czerwoną. Gdzieś mi się obiło o uszy, że przymierzają się do zmian, więc nie chciałem zwlekać, a takie zdjęcie to przecież fajna pamiątka.

Za Chociwlem droga jest niezwykle malownicza, wije się przez pagórki, widoki są pierwsza klasa. Niestety, coraz bardziej doskwiera mi temperatura-prawie się gotuję.

Maki pod Starzycami © michuss


"Wóz" strażacki w Długim © michuss


Uczucie zostaje spotęgowane na stromym podjeździe do Białej. W Kozach zatrzymuję się ponownie przy sklepie i półtoralitrowym żywcem uzupełniam zapasy wody-to wystarczy mi już do celu.

Zaraz za Kozami mija się skrzyżowanie z świetną, widokową drogą, tzw. Ińską Wstęgą, a zaraz potem wjeżdża do Dobrzan.

Dobrzany, 2011 rok © michuss


Tutaj uwieczniam wspominane tabliczki i dalej, przez Marianowo, Czarnkowo (ale nie wprost z Marianowa, tylko boczną drogą od szosy Marianowo-Barzkowice), Pęzino i Ulikowo dojeżdżam, nie będę krył-naprawdę zmęczony, do Stargardu.

Ruina wieży kościelnej w Wiechowie © michuss
Kategoria wycieczka


  • DST 32.43km
  • Czas 01:16
  • VAVG 25.60km/h
  • VMAX 40.75km/h
  • Sprzęt Author Stratos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieczorna betonówka

Sobota, 4 czerwca 2011 • dodano: 05.06.2011 | Komentarze 0

STARGARD-Żarowo-Lubowo-Poczernin-Siwkowo-Małkocin-Klępino-STARGARD

Jak na mnie to szybko;)


  • DST 76.31km
  • Czas 03:14
  • VAVG 23.60km/h
  • VMAX 39.38km/h
  • Sprzęt Author Stratos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do i z pracy

Czwartek, 2 czerwca 2011 • dodano: 03.06.2011 | Komentarze 0

STARGARD-Zieleniewo-Morzyczyn-Kobylanka-Motaniec-Niedźwiedź-Szczecin(Zdunowo-Wielgowo-Dąbie-port-Dąbie-Wielgowo-Zdunowo)-Niedźwiedź-Motaniec-Kobylanka-Morzyczyn-Zieleniewo-STARGARD


  • DST 75.95km
  • Czas 03:11
  • VAVG 23.86km/h
  • VMAX 37.20km/h
  • Sprzęt Author Stratos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczecin komunikacyjnie

Wtorek, 31 maja 2011 • dodano: 31.05.2011 | Komentarze 0

STARGARD-Zieleniewo-Morzyczyn-Kobylanka-Motaniec-Niedźwiedź-Szczecin(Zdunowo-Wielgowo-Dąbie-port), powrót tak samo

Gorąco, ale dobrze się jechało.
Kategoria komunikacyjnie


  • DST 122.64km
  • Czas 05:19
  • VAVG 23.07km/h
  • VMAX 44.21km/h
  • Sprzęt Author Stratos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Puszcza Bukowa przez Pyrzyce

Niedziela, 29 maja 2011 • dodano: 29.05.2011 | Komentarze 4

STARGARD-Giżynek-Golczewo-”cargotec”-Warnice-Reńsko-Obryta-Zaborsko-Lubiatowo-Pyrzyce-Stare Czarnowo-Dobropole Gryfińskie-Sosnówko-Szczecin(Śmierdnica-Płonia-Sławociesze-Zdunowo-Wielgowo)-Poczernin-Lubowo-Żarowo-STARGARD



W końcu wybrałem się na dłuższą trasę.

Podczas „wydostawania” się ze Stargardu postanowiłem sprawdzić jak wygląda wyjazd w kierunku Kunowa przez tereny poligonu. Kojarzyłem z jakiejś mapy drogę, którą można ten odcinek przejechać. Niestety, w praktyce skończyło się to tak, że wylądowałem pośrodku dużej łąki, z której mogłem podziwiać w oddali samochody mknące obwodnicą Stargardu, ale dojechać do niej nie było jak-droga na owej łące kończyła się. Jako, że nie chciałem się tak łatwo poddać jeszcze trochę popróbowałem, ale w końcu dałem za wygraną i wróciłem z powrotem aż do Alei Żołnierza i wyjechałem tradycyjnie, przez Giżynek do ronda w Golczewie. Tam zdecydowałem się jednak na jazdę przez pasy startowe, a nie wzdłuż Miedwia (plan obejmował póki co dojazd do Pyrzyc). Dzięki temu mogłem pokonać mój ulubiony, wyglądający jak zielony tunel odcinek asfaltówki prowadzącej z dawnego lotniska do Warnic.

W Warnicach skręcam w kierunku Reńska. Tuż za wsią mijam czwórkę rowerzystów-pozdrawiamy się tradycyjnym machnięciem ręki.

Pod Reńskiem © michuss


Za Reńskiem pierwsze zdjęcie i myśl, żeby może pojechać do Barlinka. Jednak później, w toku różnych przemyśleń stwierdziłem, że pojadę jednak do tych Pyrzyc, a dalej to się zobaczy. Owe przemyślenia miały jednak miejsce na tyle późno, że z Obrytej zamiast przez Okunicę do Pyrzyc dotarłem okrężną trasą przez Lubiatowo. Na drodze wojewódzkiej 122, którą to pokonałem odcinek Lubiatowo-Pyrzyce mijam grupę bodajże czterech, albo pięciu szosowców na treningu-machamy sobie, co akurat w przypadku „ujeżdżaczy” szosówek nie jest takie oczywiste;) W Pyrzycach krótki postój, tradycyjnie już przy fontannie.

Pyrzyce © michuss


Początkowo chciałem dalej pojechać do Bani, żeby przejechać się bardzo fajnym odcinkiem asfaltu ze Swobnicy do Piaseczna, który pamiętam z zeszłorocznej dwusetki do Morynia. Jednak ponownie dzisiaj zmieniam plan, a to z tego względu, że pokonywałbym podwójnie odcinek Pyrzyce-Banie (na powrót przez Gryfino nie miałem ochoty). Do Starego Czarnowa jadę starą „trójką”-zaliczałem ją dwa tygodnie temu na tym odcinku i ruch jest naprawdę niewielki, poza tym niedziela robi swoje, więc prawie nie ma samochodów, za to jest szerokie, wygodne, równe pobocze. I kolejny szosowiec na treningu.

Dawna DK3, obecnie droga gminna © michuss


W Starym Czarnowie, żeby nie było za nudno decyduję się na podjazd do Dobropola, by zaraz potem zjechać z powrotem do Śmierdnicy. Robię to asfaltówką, którą odkryłem dzięki wpisowi „widmo” sprzed kilkunastu dni.

Zjazd do Śmierdnicy z Puszczy Bukowej © michuss


Droga jest wspaniała! Brak jakiegokolwiek ruchu samochodów (są znaki zakazu, zezwalające na jazdę rowerem i sprzętem leśnym), świetne zakręty, super widoki-droga na pewnej części biegnie w głębokich wąwozach. Pewnym zaskoczeniem jest też wjazd do Szczecina i miejsce, w którym dociera się do starej „trójki”-tuż przed granicą miasta.

Dalej przez Płonię (kupuję sobie coca colę, wokół której toczyła się ostatnio ożywiona dyskusja na preclu), Sławociesze, Zdunowo do Wielgowa, z króciutkim postojem na zamkniętym przejeździe kolejowym. Od Wielgowa do betonówki fatalną pod względem jakości asfaltówką. Na szczęście potworne dziury rekompensuje super zapach sosnowego lasu.

Betonówką mknę bardzo szybko, wiatr mam w plecy.

Droga wojewódzka 142 © michuss


Mijam zjazd na Strumiany, skrzyżowanie na Przemocze i Sowno, by zjechać dopiero do Poczernina. Dalej jedną z moich stałych tras, przez Lubowo i kapitalną DDR między Żarowem a Stargardem docieram do celu, kręcąc się jeszcze trochę po mieście.
Kategoria wycieczka


  • DST 73.14km
  • Czas 03:04
  • VAVG 23.85km/h
  • VMAX 37.92km/h
  • Sprzęt Author Stratos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczecin komunikacyjnie

Czwartek, 26 maja 2011 • dodano: 26.05.2011 | Komentarze 0

STARGARD-Zieleniewo-Morzyczyn-Kobylanka-Motaniec-Niedźwiedź-Szczecin(Zdunowo-Wielgowo-Dąbie-port-Zdroje-Nad Rudzianką-Kijewo-Płonia)-Kobylanka-Morzyczyn-Zieleniewo-STARGARD

2 dychy w kieszeni. ;)
Kategoria komunikacyjnie


  • DST 32.15km
  • Czas 01:20
  • VAVG 24.11km/h
  • VMAX 35.83km/h
  • Sprzęt Author Stratos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieczorna betonówka

Wtorek, 24 maja 2011 • dodano: 25.05.2011 | Komentarze 0

STARGARD-Żarowo-Lubowo-Rogowo-Poczernin-Siwkowo-Małkocin-Klępino-STARGARD

Wreszcie. Zmobilizowałem się i znalazłem czas choć na taki krótki wypad.


  • DST 205.44km
  • Czas 08:53
  • VAVG 23.13km/h
  • VMAX 45.95km/h
  • Sprzęt Author Stratos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Fischbrötchen w Ueckermünde = obiad we Wkrze

Niedziela, 15 maja 2011 • dodano: 15.05.2011 | Komentarze 10

STARGARD-Zieleniewo-Morzyczyn-Kobylanka-Szczecin(Płonia-Kijewo-Nad Rudzianką-Zdroje-Centrum-Głębokie)-Pilchowo-Tanowo-Dobieszczyn-Hintersee[Zajezierze]-Ahlbeck[Przyjezierze]-Eggesin[Kcynia]-Ueckermünde[Wkra]-Eggesin-Ahlbeck-Hintersee-Dobieszczyn-Stolec-Buk-Dobra-Szczecin(Głębokie-Centrum-Dąbie-Wielgowo-Zdunowo)-Niedźwiedź-Motaniec-Kobylanka-Bielkowo-Jęczydół-Morzyczyn-Zieleniewo-STARGARD



Motywacją do dzisiejszego wyjazdu był obiad we Wkrze (czyli po niemiecku w Ueckermünde). Misiacz zachwalał tamtejszy kebab i Fischbrötchen. Nie ukrywam, że bardziej ciekaw byłem tego drugiego „wynalazku”-jakby nie patrzeć danie regionalne, o którym wcześniej za wiele nie słyszałem.

Wyjazd późno, bo dopiero około 8.30. Myślałem wczoraj wieczorem, że w ogóle nic z tego nie wyjdzie, bo ostro lało, ale rano było ok, więc... ruszam po małym śniadaniu.

Droga do Szczecina nudna jak flaki z olejem, no bo i dobrze znana. Decyduję się na nielegalną podróż „dziesiątką” (od Motańca do Płoni jest zakaz wjazdu rowerów, co ciekawe-w drugą stronę żadnego znaku nie ma i jechać rowerem wolno). Sytuacja w tym miejscu dobrze pokazuje podejście do rowerów w naszym kraju. Żeby dojechać ze Stargardu do Szczecina najszybciej jak się da trzeba dokładać kilometrów i przebijać się przez Niedźwiedź do Zdunowa. Co z tego, że jest szeroka droga (nota bene bez statusu „eski”) umożliwiająca najszybszy dojazd do Szczecina, skoro nie można przejechać nią rowerem...

Promenada nad Miedwiem rano © michuss


W Kijewie dla odmiany skręcam w Dąbską i jadę tędy do Zdrojów. Po drodze w Klęskowie obserwuję prace przy budowie ronda-oczywiście opóźnione, bo miały być skończone przed zamknięciem Struga i zapewnić dogodny objazd remontowanego odcinka.

Budowa ronda w Kijewie © michuss


Nie wyszło. Od Zdrojów, żeby najkrótszą drogą dotrzeć do centrum też trzeba się trochę nagimnastykować-wnieść rower po schodkach i przejechać chodnikiem na Moście Pionierów, przy okazji obserwując budowę DDR.

Budowa DDR z centrum Szczecina na Prawobrzeże © michuss


Dalej-do wyboru: albo sprowadzamy rower po dość wysokich i bardzo stromych schodach, albo wąską ścieżynką jedziemy mając z lewej strony stromiznę skarpy, a z prawej auta pędzące ul. Gdańską w kierunku Prawobrzeża, a na koniec przejeżdżamy przez odnogę ulicy biegnącej w kierunku Dąbia. Survival, nie ma co;)

Do miasta wjeżdżam przez Most Cłowy. Na Wyszyńskiego kupuję sobie colę, a potem przez Niepodległości, Jana Pawła II i Jasne Błonia docieram do Zaleskiego, którą „przeskakuję” do Wojska Polskiego.

Platany klonolistne na Jasnych Błoniach © michuss


Tu kolejne rozwiązania „przyjazne” rowerzystom. Najpierw zauważam znak droga dla rowerów na czymś co wygląda jak dziurawy asfaltowy chodnik. Ktoś wykazał się nadgorliwością, bo ta droga kończy się po około 100 m i znów trzeba zjechać na ruchliwą ulicę. Kawałek dalej znów DDR-co to kuXwa? Ciuciubabka? No nic, zjeżdżam i legalnie posuwam się po wybojach w kierunku Głębokiego. Potem znowu jakieś jaja, o których już nawet nie pamiętam.

Tutaj niepokoi mnie trochę chmura, którą widzę w oddali ponad drzewami-czarna i bez wątpienia zwiastuje deszcz. Ale jest dopiero około 10.30, a ICM twierdziło, że opady w Szczecinie będą dopiero po południu. Na szczęście okazało się, że przeszło to jakoś bokiem i poza kilkoma kroplami, które zmoczyły mnie w Tanowie deszczu w Polsce nie zaznałem. Aha, DDR za Pilchowem w kierunku Tanowa całkiem przyzwoita. Co prawda z kostki, ale nie fazowanej i jechało się ok. Poza małym „wypadkiem” jak zamyślony nie dostrzegam samochodu wyjeżdżającego z bocznej, leśnej dróżki. W ostatniej chwili łapię za klamki, ale na szczęście kierowca był przytomny i w porę się zatrzymał. Mogło być niewesoło.

Od Tanowa do granicy samochodów bardzo mało, za to sporo rowerzystów, ale tylko z kierunku Niemiec do Polski. Co chwila macham, albo jestem „machany”. Las skutecznie chroni przed wiatrem, który dzisiaj wieje z zachodu (ale i tak dość słabo). W Dobieszczynie moją uwagę przykuwa droga do Nowego Warpna-kiedyś się wybiorę ją zaliczyć. Zresztą ta do Dobrej też wygląda ok, dlatego podejmuję decyzję, że tędy będę wracać.

Granica ma postać zakrętu, przy którym stoją słupki graniczne. Jakość asfaltu-bez zmian:)

Granica w Dobieszczynie © michuss


Tutaj łapie mnie lekki kryzys-ponownie na horyzoncie pojawiają się chmury i zaczyna kropić. Zaczynam nastawiać się na skręt w kierunku Löcknitz[Łęknica], akceptuję myśl, że do Ueckermünde pojadę sobie kiedy indziej. Na skrzyżowaniu w ostatniej chwili odbijam jednak w prawo. Krótko po skręcie zatrzymuję się jedyny raz z powodu rzęsistego deszczu. Deszcz pada minutę, potem przechodzi i tak już zostanie (w Niemczech). W Hintersee zamiast skręcić do „centrum” wioski jadę po bruku prosto. Potem się orientuję, że trzeba było skręcić w lewo i jechałbym tylko po asfalcie-wracam już przez wioskę. Następnie klepię kilometry, praktycznie się nie zatrzymując. Droga przyzwoita, bez dziur, na poziomie dobrej, polskiej drogi wojewódzkiej;) Postój robię sobie dopiero przed Eggesin-zjadam musli batona biedronkowego, bo czuję, że bateria mi się wyczerpuje. W Eggesin chciałem też nawiedzić Netto, które reklamuje się przy głównej drodze. Nie wiedziałem jednak, że w tym kraju w niedzielę zakupów nie można zrobić (przynajmniej w marketach, ale nie widziałem też otwartych małych sklepów). Cóż, nastawiam się na ugaszenie pragnienia w Ueckermünde, bo w bidonie mam już poniżej połowy, a cola kupiona w Szczecinie już się skończyła.

Od Eggesin do samego Ueckermünde prowadzi ścieżka rowerowa. Początkowo „taka sobie”, z kostki, potem bardzo fajna asfaltowa. Świetnie oznakowana-zawczasu wiadomo, że trzeba będzie zjechać na drugą stronę jezdni, w odpowiednim momencie jest informacja, że zaraz się skończy, itd. Będę miał to okazję skonfrontować podczas drogi powrotnej w Szczecinie...

Wjazd do Ueckermünde © michuss


Zaraz po wjeździe do Ueckermünde zauważam statek, przycumowany do nabrzeża. Od razu kojarzę go ze zdjęcia Misiacza jako punkt sprzedaży „rybnych bułek”:)

Statek z bułkami rybnymi w porcie we Wkrze © michuss


Bardzo mnie to cieszy, zatrzymuję się i robię zakupy-bułkę ze śledziem z octu (wspaniały, gruby, mięsisty kawał ryby z cebulką i sałatą). Danie genialne w swej prostocie, aż dziwię się, że nikt nie wpadł na to na Kaszubach, też w końcu krainie śledziami stojącej (piszę to jako rodowity Kaszuba:) ).

Fischbrötchen mit Bismarkherring :) © michuss


No, trochę podjadłem, przeszedłem i przejechałem się po porcie (cholernie zimno-wiatr), zrobiłem rundę po mieście i natrafiłem na jakiś kebab.

Port we Wkrze © michuss


Niewiele zastanawiając się biorę sobie pokaźną porcję, bo sporo km już w nogach (w mieście miałem bodajże 96 km), a jeszcze więcej przede mną (chcę przekroczyć dwusetkę). Delektuję się nim obserwując miejscowych na rowerach + przejezdnych sakwiarzy. Posiłek wieńczę, że tak się wyrażę, niejaką Lubzer Wasser, czy coś takiego (mieszanka piwa bezalkoholowego z lemoniadą-świetnie gasi pragnienie, ale półlitrowa butelka kosztuje... półtora euro).

Powrót, podobnie jak jazda „do” w Niemczech praktycznie bez postojów. Bardzo fajnym pomysłem już umieszczanie nad drogowskazem oznaczającym koniec miejscowości tabliczki z odległością do następnej-droga fajnie dzieli się na etapy.

Skrzyżowanie pod Hintersee © michuss


Przed granicą, na jednym z zakrętów widzę policyjną, niemiecką „nyskę”. Stoją z lornetkami i obserwują drogę-ot strefa Schengen:) Macham im, oni robią to samo. Potem, jak już wspominałem, decyduję się skręcić w Dobieszczynie w kierunku Dobrej. Początkowo droga wiedzie długą prostą przez las. Co jakiś czas, podczas mijania przesiek w oddali po prawej majaczy pas graniczny. Po wyjeździe z lasu docieram do miejscowości o niezwykle intrygującej nazwie, do Stolca:) Fotografuję tablicę-swoją drogą to pewnie jedna z częściej uwiecznianych tablic z nazwą miejscowości w Polsce.

Stolec. Po prostu. © michuss


W Stolcu kupuję sobie kolejną colę, która styknie mi już do końca podróży. Tutaj też lekko zmoczył mnie deszcz, a w oddali widzę czającą się ciemną chmurę, która jednak minie mnie bokiem-miałem szczęście dzisiaj do pogody, nie ma co:) Zresztą podczas przejazdu przez Szczecin widzę, że chwilę wcześniej musiało padać, bo ulice są mokre.

Potem kolejno Dobra i Wołczkowo, czyli podszczecińskie sypialnie. Od Głębokiego jadę podobnie jak w drugą stronę, z tym zastrzeżeniem, że chciałem pojechać sobie Trasą Zamkową, ale okazało się, że chodnik jest zamknięty-bez wątpienia z powodu budowy drogi dla rowerów z centrum do Mostu Cłowego. Jadę więc przez Most Długi i potem, niefortunnie lewą stroną patrząc w kierunku Prawobrzeża. Niefortunnie, bo w okolicach dawnej Pomeranii praktycznie nie ma przejazdu-chodnik jest ściągnięty. Oczywiście próżno szukać jakiejś informacji dla rowerzystów, że należy wybrać drugą stronę ulicy, co pozwoliłoby uniknąć karkołomnych ewolucji, z jazdą prawym pasem pod prąd na czele...

Dalej droga do Stargardu przez Wielgowo, Zdunowo, Niedźwiedź (bardzo fajnie się jechało, bo leśna droga po deszczu była „utwardzona”). Od Niedźwiedzia nową asfaltówką do Motańca. Tutaj decyduję się, ze w Kobylance skręcę na Bielkowo i stamtąd pojadę do Morzyczyna przez Jęczydół, żeby zapewnić sobie przekroczenie 200 km. Na koniec przejazd przez promenadę nad Miedwiem i DDRką wzdłuż „starej” dziesiątki wjeżdżam do Stargardu kończąc podróż. Dodam, że trwała bardzo długo-czas brutto to jedenaście godzin bez dwóch minut (wyjechałem o 8.30, a do domu docieram o 19.28).
Kategoria >200 km, wycieczka