m i c h u s s

avatar Na BSach przebyłem 133994.92 km z prędkością średnią 21.52 km/h.
Więcej o mnie.




Follow me on Strava




button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 6.16km
  • Czas 00:15
  • VAVG 24.64km/h
  • VMAX 33.79km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stargard komunikacyjnie

Piątek, 20 lipca 2012 • dodano: 20.07.2012 | Komentarze 0

Znowu tylko do tesco i znowu po składniki na spaghetti.
Kategoria komunikacyjnie


  • DST 6.15km
  • Czas 00:17
  • VAVG 21.71km/h
  • VMAX 34.39km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stargard komunikacyjnie

Poniedziałek, 16 lipca 2012 • dodano: 16.07.2012 | Komentarze 2

Do tesco po artykuły potrzebne do zrobienia spaghetti:)
Kategoria komunikacyjnie


  • DST 75.95km
  • Teren 7.80km
  • Czas 03:17
  • VAVG 23.13km/h
  • VMAX 38.47km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wkoło komina

Niedziela, 15 lipca 2012 • dodano: 15.07.2012 | Komentarze 9

STARGARD-Zieleniewo-Kunowo-Skalin-Kluczewo-Stargard-Zieleniewo-Morzyczyn-Kobylanka-Reptowo-Sowno-Poczernin-Lubowo-Żarowo-STARGARD

Dzisiaj nie miałem szczególnych planów na rower. Dopadł mnie leń i nawet ucieszyłem się, że będę miał wymówkę, bo na liczniku rano zauważyłem znak niskiego poziomu baterii;) Mimo to wsiadłem na niego (na rower, nie licznik) i ruszyłem na drobne zakupy, w tym także do tesco, gdzie chciałem sprawdzić czy potrzebną bateryjkę znajdę. Znalazłem:) Wobec tego zdecydowałem jednak gdzieś ruszyć.

Podczas moich rozmyślań dokąd skierować koła zadzwonił Grzesiek (giorginio12) i zameldował, że wraz z Hubertem są w Suchaniu i kierują się nad Miedwie przez Piasecznik, Rzeplino. Zaproponował, żebym ruszył im naprzeciw. Nieco ten plan wykoślawiłem i po kilkunastu minutach ruszyłem nad Miedwie, licząc, że tam na nich poczekam. Po telefonie do Grześka okazało się, że minęli Krępcewo i niedługo będą w Kluczewie. Opuściłem więc promenadę i dziurami przez Kunowo, Skalin pojechałem im na spotkanie. Podczas jazdy zastanawiam się czy nie pojechać właśnie na Suchań-jedyne, co zbija mnie z tropu to dość silny wiatr, z którym zmagałbym się podczas powrotu.

Ostatecznie spotykamy się przy cukrowni w Kluczewie. Po krótkiej dyskusji decyduję się na wspólną jazdę z chłopakami. W pierwszej kolejności jedziemy do budy z kebabem koło dworca (mają już sporo km w nogach), potem na krótkie zakupy w tesco, a na koniec na molo miedwiańskie. Tam bawimy jakieś pół godziny, siedzimy sobie na ławeczce, dyskutujemy, itd. Słowem bardzo miłe, niedzielne popołudnie.

Nad Miedwiem © michuss


Na koniec chłopaki odjeżdżają w kierunku Stargardu, a ja, by coś jeszcze mieć z tego dnia „w nogach” odbijam w kierunku Kobylanki, skąd przez Reptowo i leśną drogę dobijam do Sowna. Widzę zbliżające się stalowe chmury i decyduję, że nie będę się brał za powrót przez Przemocze i Rożnowo tylko pojadę prosto przez Poczernin. Może i niezbyt mądra decyzja, bo na koniec okazało się, że nie spadła z tego ani kropla deszczu, no ale z drugiej strony nie trzeba też każdej przejażdżki kończyć z trzema cyferkami kilometrów;)
Kategoria wycieczka


  • DST 124.04km
  • Teren 1.80km
  • Czas 06:00
  • VAVG 20.67km/h
  • VMAX 35.32km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trzebiatów - Stargard przez Goleniów

Niedziela, 8 lipca 2012 • dodano: 08.07.2012 | Komentarze 5

TRZEBIATÓW-Cerkwica-Świerzno-Stuchowo-Mechowo-Golczewo-Błotno-Czermnica-Łoźnica-Miękowo-Goleniów-Podańsko-Przemocze-Poczernin-Smogolice-Żarowo-STARGARD

#lat=53.704682598031&lng=15.044215&zoom=9&maptype=ts_terrain

Dotarłem wczoraj do Trzebiatowa to dzisiaj trzeba wrócić. Przygotowywałem się psychicznie na to, że zgodnie z dziwną tradycją z reguły podczas powrotów z T-owa noga nie chce mi zbytno podawać. I rzeczywiście-tak było i tym razem.

Wyruszamy z wujkiem, który postanowił mi towarzyszyć do Mechowa pomiędzy Świerznem a Golczewem o godzinie 11. Wujek jeździ dość spokojnie, więc wieziemy się, gawędząc sobie z prędkością około 18-20 km/h. Wiatr zawiewa z południa, co oznacza, że będę się z nim zmagał w drodze do domu. Chociaż zmagał to zbyt mocne słowo-wiatr był dość słaby.

Wujek wyjeżdża z Trzebiatowa, w tle niezidentyfikowany cyklista i wieża kościoła w T-owie © michuss


Zdziwiłem się, bo trasa Trzebiatów-Kamień Pomorski zawsze wydawała mi się ruchliwa, a tymczasem było spokojnie (poza króciutkim fragmentem w Cerwkwicy, gdzie najpierw z lewej strony dochodzi droga z kierunku Gryfic, a potem w prawo odgałęzia się szlak do Rewala). Jakość asfaltu ok, pomiędzy Cerkwicą a Świerznem trochę gorzej.

W Świerznie odbijamy na Gryfice. Wuj prowadzi, trochę przycisnął, bo jedziemy 25-27 km/h. W Stuchowie podziwiamy pięknie odrestaurowany pałac (akurat trwają prace konserwatorskie przy imponującej, zabytkowej bramie) i gospodarcze budynki przypałacowe. Kawałek dalej skręcamy w kierunku Golczewa. Nawierzchnia znacznie się pogarsza, ale mimo to jedziemy obok siebie i rozmawiamy. W końcu dojeżdżamy do Mechowa, gdzie wujek odbija na Jatki, a ja zmierzam w kierunku Golczewa. Tutaj kupuję litrową butelkę coca-coli, która w Golczewie jest już pusta.

Na wyjeździe z Golczewa mija mnie nadjeżdżająca z przeciwka kilkuosobowa grupa na rowerach szosowych. Potem podjeżdżam pod rondo, przez które i wczoraj przejeżdżałem. Teraz następuje wspólny do wczorajszego odcinek. Aż do Czermnicy trasa się pokrywa-tutaj skręcam w prawo, w bardzo słaby pod względem nawierzchni odcinek do Łoźnicy.

Zaraz za Czermnicą zatrzymuje się na picie. Po starcie ostro kłuje mnie prawe kolano. Po mało, na lekkim przełożeniu rozpędzam się. Ból mija, ale do końca dzisiejszego dnia oba będą mnie lekko „ćmiły”.

Droga do Łoźnicy po dziurach dłuży mi się niemiłosiernie. Jadę środkiem drogi, bo tam jest w miarę równo. W końcu dojeżdżam do wsi, gdzie już mocno głodny zjadam batona musli i popijam wodą. Przy okazji fotografuję resztki dawnego majątku-gdyby nie to, że zatrzymałem się akurat naprzeciwko pewnie bym na niego nie zwrócił uwagi, tak jest zakamuflowany za drzewami;)

Majątek, a raczej jego resztki w Łoźnicy © michuss


Kolejny odcinek, który mi się dłuży to dziurawy asfalt do Żółwiej Błoci. Bardzo sobie chwalę to, że odcinek prowadzi przez las, dzięki czemu nie odczuwam podmuchów wiatru.

W samej Żółwiej Błoci decyduję się odbić do Miękowa i z tej strony wjeżdżać do Goleniowa (po prostu nie mam ochoty na nudną prostą, która prowadzi do miasta od skrzyżowania przy szóstce na wysokości ŻB).

Koła kieruję prosto na ulicę Konstytucji 3 Maja, a konkretnie do słynnego, goleniowskiego kebaba. Okazuje się, że mojej ulubionej postaci (rollo) nie ma, ale w zamian w promocyjnej cenie jest turecka pizza (praktycznie żadna różnica). Zamawiam sobie porcję, potem z trudem ją zjadam i popijam dwoma ice tea zakupionymi na okazję tego posiłku;)

Wracają mi siły. Po krótkim zastanowieniu decyduję się ruszyć do Stargardu przez Podańsko, a nie Bolechowo. Asfalt lepszy, chociaż trzeba będzie pewnie bardziej „walczyć” z wiatrem, bo odcinki leśne są krótsze.

Końcowy odcinek mija mi na rozmyślaniach na różne tematy. Podobnie jak wczoraj część trasy zupełnie mi znika w pamięci. Od skrzyżowania z „betonówką” wspinam się nią pod Poczernin, skąd jedynym dzisiaj, terenowym odcinkiem docieram do tej wsi. Dalej przez las do Smogolic i standardowo przez Żarowo, a dalej DDRką do domu.

Tempo ślimacze, a jeszcze w dodatku wracam dość mocno zmachany. Tradycji stało się za dość;)
Kategoria wycieczka


  • DST 104.37km
  • Teren 0.10km
  • Czas 04:44
  • VAVG 22.05km/h
  • VMAX 42.01km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stargard - Trzebiatów przez Osinę

Sobota, 7 lipca 2012 • dodano: 08.07.2012 | Komentarze 3

STARGARD-Klępino-Storkówko-Maszewo-Redło-Osina-Kikorze-Węgorze-Czermnica-Błotno-Unibórz-Jasiel-Gryfice-Górzyca-TRZEBIATÓW

Wymyśliłem sobie w czwartek, że w sobotę, po pracy, czyli około 15 ruszę do Trzebiatowa i wpadnę do wujka na piwo. Specjalnie nie oglądałem żadnych meteo, żeby się do planu nie zrazić, nie przestraszyłem się tego, że o 14.30 zaczął w Stargardzie padać deszcz (po chwili przestał) i zgodnie z założeniami wystartowałem.

Od razu zorientowałem się, że wiatr to raczej moim sprzymierzeńcem nie będzie. Wiało jakoś tak z północnego zachodu, ale w trakcie jazdy kierunek wiatru się chyba zmienił, bo gdzieś tak od Kikorzy już raczej mi pomagał.

Trasa (standardowa, trzeci raz już tak jechałem do Trzebiatowa) zleciała mi bardzo szybko. Dużo miałem do rozmyślania, więc na dobrą sprawę nawet nie zauważyłem jak byłem już w Gryficach. Wypiłem 1,5 l wody, dokupiłem frugo i, przy okazji jakiegoś festynu na rynku w Gryficach, mały nektar pomarańczowy z netto. Razem coś koło 2 litrów płynów.

Od Błotna czekam na deszcz, bo idą za mną ciężkie, granatowe chmury, ale nie dogoniły mnie.

Po dojechaniu na miejsce dostałem pyszny obiad, który wujek przygotował na moją część. A potem oczywiście piwko, piwko, piwko... ;)

Zdjęć mało, bo jakoś nie miałem weny.

Linia Płoty - Wysoka Kamieńska © michuss


4 km od celu-Trzebiatów na horyzoncie © michuss
Kategoria wycieczka


  • DST 7.36km
  • Czas 00:25
  • VAVG 17.66km/h
  • VMAX 26.57km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Dworcowo"

Piątek, 29 czerwca 2012 • dodano: 29.06.2012 | Komentarze 3

ZAMOŚĆ-PKP-SZCZECIN

Dzisiaj dzień w podróży. Jeszcze dłuższy od tego niedzielnego, gdy jechałem „jedynie” ze Szczecina do Lublina.

Zaczął się pobudką o 4.30 w hotelu (noc słabo przespana, bo dostałem pokój obok restauracji, co w połączeniu z wczorajszym meczem i jego późniejszym świętowaniem mówi samo za siebie-2 godziny snu).

Po drodze pstrykam jeszcze widok na starówkę zamojską, po czym docieram na dworzec.

Zamość, godz. 5 rano © michuss


Czasu sporo, bo do odjazdu jakieś 25 minut, ale wolałem sobie zostawić rezerwę, bo z kolei jutro koniecznie i obowiązkowo muszę być w Stepnicy.

Na peronie spotykam innego rowerzystę, który, jak się później okazuje, zmierza do Kostrzyna. Wyprowadzam go, nieskromnie mówiąc, z błędu, bo nie pochwalam pomysłu przesiadki do Kostrzyna w Szczecinie. Sugeruję Krzyż, co po konsultacji z konduktorem staje się dla współpodróżnego wariantem obowiązującym.

Podróż w szynobusie do Lublina spokojna, jest okazja podziwiać ciekawe widoczki Zamojszczyzny i Lubelszczyzny.

Tym jadę z Zamościa do Lublina © michuss


W Lublinie jesteśmy około 7.45, co oznacza pół godziny do odjazdu pociągu „szczecińskiego”. Kolega udaje się kupić bilet (bezskutecznie), ja natomiast zajmuję już miejsce dla roweru i w przedziale (z widokiem na rower)-bilety skwapliwie kupiłem w zeszłą niedzielę. Co ciekawe: jest to dokładnie ten sam wagon i to samo miejsce, co w niedzielę:)

A tak jedzie rower z Lublina do Szczecina © michuss


Droga do Szczecina dzięki niezłej książce mija dość szybko, aczkolwiek na kilka tygodni długich podróży kolejowych mam dość;)

W Szczecinie jadę na parking do pracy, skąd już samochodem, z rowerem za plecami do Stargardu Szczecińskiego (chciałem zajechać na masę, ale byłem mocno zmachany, poza tym bez hamulców, bo praktycznie wczoraj starłem klocki do gołego metalu).

Jarosław zaraz rozewrze paszczękę i pochłonie rower z sakwami © michuss


Podsumowując-mimo, że na początku psioczyłem w duchu na wyjazd na „koniec świata” cieszę się, że zostałem tam skierowany. Dzięki temu mogłem wykorzystać rower, a co za tym idzie połączyć przyjemne z pożytecznym. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mi dane pojeździć po tych terenach, bo mają niezły potencjał.

Teraz pozostaje mi jedynie wywalczyć zwrot kilometrówki za dystans przejechany na rowerze, ale to w poniedziałek;)

  • DST 106.07km
  • Teren 2.00km
  • Czas 04:54
  • VAVG 21.65km/h
  • VMAX 37.73km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ślipcze - Zamość przez Tyszowce

Czwartek, 28 czerwca 2012 • dodano: 28.06.2012 | Komentarze 4

ŚLIPCZE-Czumów-Kozodawy-Hrubieszów-Czumów-Ślipcze-Kryłów-Mircze-Adelina-Tyszowce-Przewale-Komarów Osada-Krzywostok-Łabunie-Jatutów-ZAMOŚĆ



Dzisiaj rano na szkolenie pojechałem nieco okrężną drogą. Skusiła mnie wąska wstęga asfaltu odchodząca w Czumowie na lewo od mojej stałej drogi. Wiedziałem z mapy, że doprowadzi mnie do wylotówki z Hrubieszowa i tak też się stało. Po drodze ma miejsce zabawna sytuacja, bo kierowca samochodu na blachach LHR pyta mnie o drogę-skutecznie mu pomagam;) Podczas dojazdu do Hrubieszowa kompletnie zasyfiam sobie rower-w ramach budowy obwodnicy powstaje też wiadukt, a wokół niego na asfalcie znalazło się pełno błota, przez które chcąc nie chcąc muszę przejechać. Później lekko gubię drogę, zajeżdżam na nieczynny dworzec (normalnotorowy) i wąską ścieżką docieram do ul. Nowej, przy której znajduje się cel mojej „wyprawy”.

Ślipcze © michuss


Po zrobieniu tego, co do mnie należało wracam na kwaterę. Tu czeka na mnie chyba najlepszy posiłek z wszystkich dni mojego pobytu-pyszna, domowa zupa grzybowa z makaronem, a na drugie chrupiący schabowy, z młodymi ziemniaczkami z koperkiem i sałata ze śmietaną. Jeść bardzo lubię, więc napiszę tylko: poezja:) Poza tym dyskutujemy sobie z właścicielką o relacjach z Ukraińcami mieszkającymi naprzeciwko Buga. Dowiaduje się, że żyją w zgodzie. Swego czasu Ukraińcy przechodzili nawet rzekę i odwiedzali Polaków.

W końcu, około 15.50 ruszam do Zamościa. Początkowo planowałem przejechać się aż przez Dołhobyczów, Telatyn, ale podczas jazdy zmieniam plany, bo chcę jeszcze obejrzeć starówkę w Zamościu, chcę dojechać na dworzec i kupić sobie bilet na rano, i chcę zrobić zakupy na jutrzejszy dzień w pociągu. Skracam więc drogę i w Kryłowie skręcam w lokalną, dość dziurawą drogę do Mircza.

Kosmów © michuss


Pod Kryłowem-pola w polsce, a w tle ukraiński Nowowołyńsk © michuss


Kryłów © michuss


Ciekawa nawierzchnia na drodze powiatowej między Kryłowem a Mirczem © michuss


Wiatr mi dzisiaj nie ułatwia zadania. Wieje z zachodu, na szczęście dość słabo w porównaniu do tego co działo się w ostatnich dniach. Dodatkowo droga w kierunku Mirczy na dość długim odcinku prowadzi pod górę (ale o niewielkim nachyleniu). Żeby nie było, że tylko narzekam dodam, że cały czas świeci słońce i jest dość ciepło.

W Mirczach przecinam DW łączącą Hrubieszów z Dołhobyczowem i zmierzam do wsi o wdzięcznej nazwie Adelina.

Mircze © michuss


Zlokalizowana jest przy kolejnej DW, prowadzącej z Hrubieszowa do Tomaszowa Lubelskiego. Od wsi Miętkie poprawia się nawierzchnia i w zasadzie niemal do końca trasy będę miał już niemal tylko równe asfalty.

W Tyszowcach, które są niewielkim miasteczkiem zatrzymuję się na stacji benzynowej, gdzie kupuję dwie puszki napoju (to wszystko, co wypiłem podczas drogi) i dowiaduję się od właściciela, że do celu mam jeszcze 40 km dobrych asfaltów. Niestety, lekko wprowadza mnie w błąd, bo stwierdza, że na krajówce wprowadzącej do Zamościa (DK 17) jest szerokie, wygodne pobocze.

Tyszowce © michuss


Za Tyszowcami skręcam w prawo, w lokalną drogę do Wólki Łabuńskiej, położonej na DK 17. Nigdy nie powiedziałbym, że pokonałem te bodajże 17 km drogą powiatową. Szeroki, gładki, niedawno położony asfalt sprawia, że jedzie się komfortowo. Dodatkowo trasa ma ciekawy przebieg, bo trawersuje dość pokaźny uskok, wał, nie wiem jak to nazwać-w każdym razie cały czas, po lewej stronie ciągnie się wysokie wzgórze, a po prawej panorama na pola i lasy Zamojszczyzny. Przez cały niemal czas jadę w terenie zabudowanym-jedna wieś się kończy, kolejna zaczyna.

Komarów-Osada © michuss


Zamojszczyzna jak na dłoni, po lewej wieżowce Zamościa © michuss


Dopiero na koniec wspinam się przez pola na dość wysokie wyniesienie (widać stąd wieżowce Zamościa), które zresztą po chwili opuszczam, wpadając do Wólki Łabuńskiej, uprzednio fotografując ładny landszafcik z chałupką na tle dość wysokich wzgórz.

Wólka Łabuńska © michuss


W Wólce wpadam na wspomnianą „siedemnastkę” i przez kilka kilometrów jadę szerokim poboczem. Po jakimś czasie niestety się urywa i skazany jestem na nierówny, „koleinowaty” asfalt. Przez moment próbuję jechać chodnikiem, po którym nikt nie chodzi, ale dość szybko daję sobie spokój, bo jest strasznie nierówny. Wracam więc między tiry i wyczekuję Zamościa. Gdy wreszcie do niego wjeżdżam to jeszcze przez kilka kilometrów napieram na słynną starówkę. W międzyczasie pojawia się obowiązkowa droga dla rowerów, współdzielona z ruchem pieszych-brak oznakowania poziomego przy przejazdach przez ulicę i wysokie krawężniki niech wystarczą za komentarz:/ Na szczęście nieciekawe, „rowerowe” wrażenie zostaje dość szybko zatarte widokiem wspaniałego Starego Miasta. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć. Żałuję, że nie wziąłem ze sobą kitowego obiektywu, bo ma nieco szerszy kąt od mojej stałki, ale zrobiłem co się da, żeby choć w części oddać klimat tego miejsca. Na plus zaliczam to, że ludzi sporo, siedzą w ogródkach, piją piwo-żyje to wszystko pięknie.

Zamość © michuss


Rynek w Zamościu © michuss


Rynek w Zamościu © michuss


Po opuszczeniu Starego Miasta kieruję się na dworzec PKP. Dojazd doń to farsa. Pół miasta trzeba objechać, żeby się dostać na pociąg. Drogę powrotną obmyśliłem sobie nieco inną-też nie obeszło się bez kluczenia, ale przynajmniej wiem jak jutro około 5 rano się dostać tam gdzie chcę;)

  • DST 28.14km
  • Teren 3.80km
  • Czas 01:24
  • VAVG 20.10km/h
  • VMAX 38.10km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hrubieszów komunikacyjnie

Środa, 27 czerwca 2012 • dodano: 28.06.2012 | Komentarze 9

Podobnie jak wczoraj dojazd i powrót z miejsca szkolenia.

Podczas wczorajszej kolacji dowiedziałem się od właścicielki gospodarstwa, w którym nocuję (przy okazji polecam-Ślipcze 15, agroturystyka „Nad Bugiem”, dysponuję telefonem), że w pobliżu znajduje się pozostałość po ukraińskim cmentarzu, który, o ile dobrze zrozumiałem, funkcjonował tu do 1947 roku. Pomny tej rozmowy, rano skierowałem się boczną, alternatywną drogą w kierunku Czumowa. Nekropolią okazała się niepozorna kępa drzew, znajdująca się w pewnym oddaleniu od drogi, którą się poruszałem, o czym poinformował mnie starszy pan prowadzący swoje trzy krowy. Zdecydowałem, że zatrzymam się tam w drodze powrotnej, wieczorem.

W drodze do Hrubieszowa © michuss


Podczas dnia miałem możliwość poznania z bliska działania niewielkiej części hrubieszowskiej stacji LHS.

Hrubieszów LHS © michuss


Hrubieszów LHS © michuss


Hrubieszów LHS © michuss


Wieczorem nadłożyłem nieco drogi, bo stwierdziłem, że wypadało by jednak choć trochę zobaczyć ten Hrubieszów (w poniedziałek tylko przemknąłem przez miasto w drodze do celu). Oglądam rynek, który nie robi dużego wrażenia (dominuje pomnik polskiego żołnierza podziemnego z lat 1939-1945), dawną, żydowską ulicę handlową, objeżdżam centrum dookoła (system ulic jednokierunkowych), oglądam pomnik Prusa, który był związany z tym miastem, po czym kieruję się z powrotem do Ślipcz.

Rynek w Hrubieszowie © michuss


Główna ulica Hrubieszowa © michuss


Hrubieszów © michuss


Bolesław Prus czyli Aleksander Głowacki, Lalka czyli taki szmaciany ludzik ;) © michuss


Do opisanych wyżej pozostałości cmentarza przedzieram się po między, a po wejściu w lasek przez pokrzywy i inne chaszcze. Kiedy już straciłem nadzieję, że coś w tym niesamowicie gęstym zielsku znajdę po lewej stronie zamajaczył mi nagrobek. Ucieszyłem się, że trafiłem na miejsce. Zdążyłem jednak zrobić jedynie jedno zdjęcie i postanowiłem wracać-komary cięły niemiłosiernie. Później okazuje się, że widziałem tylko jeden z kilku grobów. Szczególnie imponujący jest ten, pod którym spoczywa dawna dziedziczka wsi, która ponoć zmarła z rozpaczy po stracie czteroletniego dziecka.

Dawny cmentarz ukraiński © michuss


Na koniec zajeżdżam nad brzeg Bugu, gdzie prowadzi niedawno poszerzona, gruntowa droga. Otrzymuję instrukcję, by patrzeć tam pod nogi, bo podobno można nawet trafić monety z początku ubiegłego wieku. Nic dziwnego-tuż obok znajdowała się piękna synagoga (zdjęcia dostępne w sieci), która została zrównana z ziemią podczas akcji burzenia cerkwi w 1938 roku (inf. za stroną miejscowej diecezji prawosławnej). Wprawdzie na monety nie trafiam, ale jest cała masa starych, klinkierowych, różnokolorowych resztek cegieł oraz kości, ale najprawdopodobniej zwierzęce.

Na koniec dnia udaje mi się jako tako uchwycić startującego bociana.

Bocian nad Bugiem © michuss


  • DST 83.27km
  • Czas 03:56
  • VAVG 21.17km/h
  • VMAX 39.85km/h
  • Sprzęt Author Airline
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dorohusk - Ślipcze

Poniedziałek, 25 czerwca 2012 • dodano: 26.06.2012 | Komentarze 10

LUBLIN-PKP-DOROHUSK-Dubienka-Skryhiczyn-Matcze-Szpikołosy-Dziekanów-Hrubieszów-Ślipcze-Hrubieszów-ŚLIPCZE

Tym razem pogoda na icm.edu.pl sprawdziła się niestety w 100% i już o 5 rano obudził mnie padający deszcz. Sytuacja do 7 się nie zmieniła i na dworzec dotarłem w deszczu (na szczęście niezbyt ulewnym).

Podróż z Lublina do kolejowego „końca świata”, czyli jednej z ostatnich stacji przed granicą ukraińską, Dorohuska odbyłem przy pomocy popularnej jednostki EN57. Rower jechał sam w tzw. „służbówce” na końcu składu. Ja nie miałem ochoty podróżować w tytoniowym, kolejarskim dymie, więc usiadłem w następnym przedziale, dzięki czemu miałem cały czas widok na rower. Czas jazdy to półtorej godziny-dzięki dobrej książce nawet nie zauważyłem jak minął.

Niebo w Dorohusku, podobnie jak w Lublinie i jak w mijanych miejscowościach zaciągnięte szarymi chmurami. Cały czas siąpi deszczyk.

Dorohusk - stacja kolejowa © michuss


Po pamiątkowej fotografii ruszam DW816. Jest 9.25. Wiatr wieje z południowego zachodu i z zachodu, więc utrudnia jazdę tylko w niewielkim stopniu. Z racji dość ciężkich sakw i kiepskiej jakości asfaltu nawet nie staram się zbytnio rozpędzić. Raczej koncentruję się na podziwianiu krajobrazów (które, nawiasem mówiąc, nie są jakieś szczególnie spektakularne). Żałuję, że pogoda nie jest lepsza, bo zapewne wyglądałoby to wszystko korzystniej. A tak smętnie nabijam kilometry, zatrzymuję się tylko, by założyć rękawiczki i pstryknąć symboliczną fotkę. Na mapę nawet nie zerkam, bo drogę mam w pamięci.

Za Dubienką w stronę Zosina © michuss


Matcze © michuss


Za Matczami, po odbiciu na Hrubieszów droga początkowo prowadzi przez las, a potem dość długim, monotonnym (prosta) podjazdem. Potem z kolei jest dość dużo z góry. Około południa melduję się w Hrubieszowie. Sprawdzam w komórce plan miasta i odszukuję lokalizację punktu, w którym mam odbyć szkolenie (wyjazd ma charakter służbowy). Po dojechaniu na miejscu zadaję sakramentalne pytanie-gdzie mogę się umyć? Odpowiedź zbija mnie z nóg, bo okazuje się, że w związku z budową obwodnicy od trzech dni w całym budynku nie ma wody:)))! Uzgadniam więc, że udam się do odległych o kilka kilometrów Ślipcz, gdzie mam wynajętą kwaterę w gospodarstwie agroturystycznym.

Nadbużańskie łąki © michuss


Na miejscu szybki prysznic, przepakowanie sakw (ściślej-zabieram tylko jedną, lekką) i z powrotem do Hrubieszowa. Tuż przed celem tego etapu mocniej zabiło mi serce. Tak stało by się z każdym, który trochę interesuje się koleją, gdyż zatrzymuję się przed zamkniętym przejazdem kolejowym na szerokotorowej linii LHS. Po chwili zza horyzontu wyłania się niesamowicie długi skład rosyjskich i ukraińskich wagonów, ciągniętych podwójną, ciężką lokomotywą spalinową. Efekt jest na tyle imponujący i wart obejrzenia, że nawet nie przeszkadza mi fakt, że pociąg porusza się z prędkością piechura, a szlaban zamknięty jest chyba przez dobre 20 minut.

Powrót wieczorem. Wyjeżdżam około 19.15 i, o ironio, zaczyna padać (od mojego dojazdu do Ślipcz niebo się nieco przetarło i zrobiło się sucho). Lekki deszcz po kilkunastu minutach przechodzi w dość intensywny i efekt jest taki, że docieram na miejsce noclegu porządnie zmoknięty.